No i zaczyna się to, czego można było się spodziewać, a w zasadzie obawiać. Ekonomista, Jerzy Hausner, kieruje zespołem, który przygotowuje reformę finansowania i zarządzania kulturą. Komuś się nie spodobało, że jeszcze w miarę normalnie funkcjonują placówki i instytucje kultury, że dzieci i młodzież mogą bez większych przeszkód korzystać z dóbr kultury. Dotyczy to głównie małych miast i miejscowości, w których niezbyt często goszczą artyści z pierwszych stron gazet i ekranów telewizorów. Tzw. domy kultury, świetlice i biblioteki najprawdopodobniej albo przestaną funkcjonować, albo dostaną się w łapy pazernych na robienie pieniędzy „pseudodziałaczy”. Zastanawiam się, co przyświeca reformatorom, skoro nie od dzisiaj wiadomo, że gdzie jak gdzie, ale na pewno nie w kulturze należy szukać oszczędności. Po roku 1989 to właśnie tutaj władze dokonały największych cięć finansowych, chcąc ratować swoje budżety. To tutaj dokonano likwidacji wielu zbędnych etatów, radykalnie zmieniono programy i statuty działania placówek i instytucji. A tu nagle co? Hausner chce oddać prawie wszystko w prywatne ręce, bo ma wizję, że „cały ten układ należy wytrącić z inercji". Panie Hausner, z jakiej inercji? Myślę, że z inercji należy wytrącić, ale Hausnera i cały ten jego zespół, który tak naprawdę dopiero będzie miał kontakt z kulturą, kiedy jakiś zdesperowany działacz kulturalny, zostawi ślad swojego buta, na szanownych „czterech literach” reformatorów.