No i zaczyna się to, czego można było się spodziewać, a w zasadzie obawiać. Ekonomista, Jerzy Hausner, kieruje zespołem, który przygotowuje reformę finansowania i zarządzania kulturą. Komuś się nie spodobało, że jeszcze w miarę normalnie funkcjonują placówki i instytucje kultury, że dzieci i młodzież mogą bez większych przeszkód korzystać z dóbr kultury. Dotyczy to głównie małych miast i miejscowości, w których niezbyt często goszczą artyści z pierwszych stron gazet i ekranów telewizorów. Tzw. domy kultury, świetlice i biblioteki najprawdopodobniej albo przestaną funkcjonować, albo dostaną się w łapy pazernych na robienie pieniędzy „pseudodziałaczy”. Zastanawiam się, co przyświeca reformatorom, skoro nie od dzisiaj wiadomo, że gdzie jak gdzie, ale na pewno nie w kulturze należy szukać oszczędności. Po roku 1989 to właśnie tutaj władze dokonały największych cięć finansowych, chcąc ratować swoje budżety. To tutaj dokonano likwidacji wielu zbędnych etatów, radykalnie zmieniono programy i statuty działania placówek i instytucji. A tu nagle co? Hausner chce oddać prawie wszystko w prywatne ręce, bo ma wizję, że „cały ten układ należy wytrącić z inercji". Panie Hausner, z jakiej inercji? Myślę, że z inercji należy wytrącić, ale Hausnera i cały ten jego zespół, który tak naprawdę dopiero będzie miał kontakt z kulturą, kiedy jakiś zdesperowany działacz kulturalny, zostawi ślad swojego buta, na szanownych „czterech literach” reformatorów.
Najbardziej oburzające w całej sprawie jest to, że Hausner używa sformułowań typu: „Dziś ta instytucja (kultura - przy A.D.) jest dziwolągiem prawnym, finansowym i organizacyjnym. To zakład pracy z poprzedniej epoki”. Albo dalej: „generalnie reguły socjalistycznego zakładu pracy pozostały...”. Jak człowiek z komunistyczną przeszłością śmie używać teraz takich argumentów? Teraz jest taki mądry i odważny? A gdzie był w latach siedemdziesiątych i osiemdziesiątych? Ano sekretarzował w PZPR i jakoś mu wtedy nie przeszkadzały „reguły socjalistycznych zakładów pracy!”.
Panie Hausner, wara od kultury, na której się pan po prostu nie zna. Nie ma pan bladego pojęcia, na czym ta praca i ta działalność polega. Ile trzeba w nią włożyć społecznej i zawodowej pasji, aby można było zorganizować chociaż jedną, małą imprezę, na którą zechcą jeszcze przyjść normalni ludzie, czyli tacy, dla których pieniądze nie będą miały pierwszoplanowego znaczenia. Nie wszystko w życia da się przełożyć na pieniądze. A kultura to jeden z podstawowych, jeżeli nie najważniejszych elementów wychowania kolejnych pokoleń Polaków, ale najwidoczniej już nikomu na tym nie zależy, bo Jerzy Hausner chce kulturę zamerykanizować, aby zarabiała na siebie. Jak to osiągnąć? To proste. Domy kultury, muzea i biblioteki należy przekazać w ręce „ekonomistów” w czerwonych szelkach. Oni wtedy zorganizują dochodowe dyskoteki, zabawy, plenery i grillowanie, na których dzieci i młodzież, wolni od wszelkiej kontroli będą faszerować się prochami, zapijając to wszystko alkoholem. Z rozpaczy przed kolejną reformą...