Niedawno znajoma, która po blisko trzydziestu latach powróciła do Polski, zapytała mnie czym się różnią literaci od pisarzy? Literat jest chudy, pisarz ma brzuszek... - zaczęłam odpowiedź. - Nie wygłupiaj się! - usłyszałam - ja na poważnie. Kiedy jej wytłumaczyłam całą polityczna zawiłośc podziału, jej zdziwienie było wielkie. - To jak to? - dopytywała się - 56 ich nie podzielił, w 71 zostali, w 76 także, dopiero 83, właściwie już po wszystkim... bo można było... bez narażania się!
- Właściwie to tak wygląda - odpowiedziałam.
-To po co ty do nich należysz? Jedni i drudzy to ludzie bez kręgosłupa - bardziej stwierdziła, niż zapytała.

Ano właśnie, po co do nich należę... Jest to organizacja (teraz dwie) zawodowa, a właściwie powinna stać się zawodową, z szeroką opieką socjalną i prawną. W moich poglądach człowiek parający się piórem nie powinien zniżać swojej twórczości do polityki. Ważna jest natomiast jego postawa moralna. Znana była w okresie międzywojennym sprawa Piaseckiego, wielu pisarzy komunizujących - np. lubelski poeta Józef Łobodowski (w początkowym okresie swojego życia) - wielokrotnie bywali więzieni za przekonania polityczne, powstawały czasopisma zwalczające się wzajemnie, ale nikomu nie przyszło do głowy wykluczanie ich z tego powodu z grona pisarzy. ZZLP istniał od 1920 roku. W jednym stowarzyszeniu twórczym jest miejsce dla wszystkich poglądów. Natomiast - według mnie - skrajnie złe postawy moralne powinny być piętnowane, oczywiście nie tylko polityczne. W jednym i drugim obecnym stowarzyszeniu znajdują się zapewne ludzie, delikatnie mówiąc, związani z poprzednimi totalitarnymi strukturami tzw. aparatu politycznego PRL. Przykład A. Szczypiorskiego jest znaczący i powinien być lekcją dla SPP, które tak nierozważnie - moim zdaniem - podzieliło środowisko, że teraz każde rozliczenie czasu minionego nie jest możliwe bez wywoływania burzy politycznej. W przeciwnym wypadku można było tę “sprawę” rozstrzygnąć niejako w “swoim gronie”. Teraz istnieją dwie struktury, które opluwając się wzajemnie, degradują autorytet literata czy pisarza, obojętnie jak go nazwiemy, w społeczeństwie. I znowu można zadać pytanie - echem minionego - komu na tym zależy, żeby zniszczyć etos zawodu pisarza?
Według mnie są dwa wyjścia z tej sytuacji: połączenie się obu stowarzyszeń i dojście do kompromisu lub zwalczanie się, ale już wewnątrz struktury oraz zwalczanie się wzajemne bez sensu, logicznego założenia o co i po co jest ta walka, która będzie tylko “publicznym praniem brudów”.
Rozumiem, że w tym środowisku, tak uwrażliwionym na swoje własne osoby (i cechy i interesy), nie może być mowy o kompromisie i tzw. grubej kresce, więc może wbrew zasadzie tertium non datur, jest owa trzecia możliwość, która załatwi za nas fizjologia i biologia - muszą wymrzeć co najmniej dwa pokolenia, aby uzdrowi.