związek z wieloletnimi tradycjami

    • Kategoria: Wywiady
    • Odsłon: 3541

    Paweł „Darkaraghel” Rejdak

    Otrzymałeś właśnie Literacką Nagrodę Okolicznościową Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego...
    Paweł „Darkaraghel” Rejdak: Nagroda jaką otrzymałem, a w zasadzie wieść o niej spadła na mnie jak przysłowiowy grom z jasnego nieba. Jestem młodym, stawiającym pierwsze kroki autorem, nie spodziewałem się zatem nagród, a już w szczególności nagrody takiego kalibru jakim jest Nagroda Ministra Kultury. To znaczące dla twórców wyróżnienie jest jednym z dwóch (pomijając odznaczenia i stypendia) nagród Ministerialnych przyznawanych twórcom w systemie corocznym. Na liście laureatów mogą znaleźć się tak osoby posiadające już ogromny bagaż doświadczeń i dzieł literackich jak i te osoby, które w świecie swej twórczości stawiają pierwsze kroki, wszystko zależy od decyzji Pana Ministra i jego doradców badających twórczość autora.

    • Kategoria: Wywiady
    • Odsłon: 3731

    Stefan Jurkowski

    Od lat byłeś członkiem Komisji Kwalifikacyjnej – teraz będziesz jej przewodniczył. Jakbyś podsumował swoją dotychczasową pracę w Komisji?
    Stefan Jurkowski: Nie było tych komisji wiele. Zbieraliśmy się dwa razy w roku. Pełniłem w niej taką rolę, jak podczas kanonizacji advocatus diaboli. Moje negatywne oceny, czasem wręcz złośliwe komentarze, przeszły już do legendy. Bywało, że niekiedy jedyny mój głos był przeciwny. Ale głosowałem tak, jak uważałem, że będzie najlepiej. Oczywiście najczęściej bywałem przegłosowywany. To wszystko jest w protokołach prac komisji. Starałem się być obiektywny, surowy ale i sprawiedliwy.

    • Kategoria: Wywiady
    • Odsłon: 5728

    Stefan Jurkowski

    Wydałeś właśnie trzynastą książkę. Nasuwa się pytanie, czy choć odrobinę wierzysz w przesądy...
    Stefan Jurkowski: Trudno określić. Każdy powie, że nie wierzy, a jednak... Mówiąc poważnie, nie wierzę. Jeśli się wydaje książki, to któraś musi być trzynasta. Potem może być czternasta. Nie wydaję często. Co dwa, trzy lata. Ale od 1969 roku uzbierało się ich trzynaście. Dużo to czy mało? W każdym razie z „Pod każdym niebem” wiążę pewne nadzieje. Jest to propozycja nieco inna, może dojrzalsza, może świadcząca o mojej ewolucji artystycznej. Ta trzynastka zapewne się okaże szczęśliwą, o ile w naszej krajowej sytuacji poezja może liczyć na jakiekolwiek szczęście.

    • Kategoria: Wywiady
    • Odsłon: 2560

    Krzysztof Gąsiorowski

    RYSZARD ULICKI: Znasz się z Krzyśkiem Gąsiorowskim od 1935 roku. Razem wyrastaliście. Razem oglądaliście przez okno praskiego mieszkania płonącą po drugiej stronie Wisły powstańczą Warszawę. Nie rozstawaliście się ze sobą ani na chwilą, nawet w sytuacjach najintymniejszych i tych życiowo ekstremalnych. Jak układały się wasze relacje w ciągu tych 74 lat? Jaki był Krzysiek zakładający „Orientację Poetycką Hybrydy”, a jaki jest dziś, po ubiegłorocznej nagrodzie imienia Jarosława Iwaszkiewicza?
    KRZYSZTOF GĄSIOROWSKI: Pytasz, jak mi się współżyje z tym Gąsiorowskim? Dwuznaczne pytanie, w pierwszej chwili aż się żachnąłem. Ale to rzeczywiście problem. Tyle że nader intymny. W konfesyjnym wierszu jeszcze jakoś uchodzi. Ale w rozmowie? I na trzeźwo? Krępujące. Chyba że ma się do czynienia z psychoterapeutą lub spowiednikiem. Lub jest się ekshibicjonistą. Wtedy Prawda może i wyzwala.

    • Kategoria: Wywiady
    • Odsłon: 3750

    Zacznijmy od pytania najpilniejszego, o sens życia...
    Maria Szyszkowska: Sensem życia dla mnie jest możliwie jak najpełniejsze istnienie, ale na pewno zespolone z dążeniem do zmiany świadomości otaczających mnie ludzi. To, co stanowi sens życia łączy mnie z innymi nie zaś oddziela. Z tego powodu właśnie bardzo chętnie spotykam się z ludźmi w rozmaitych miastach i miasteczkach. Piszę z wewnętrznej potrzeby, ale jednocześnie zależy mi bardzo, żeby wpłynąć na czytelników i nakłonić ich do większej odwagi myślenia i życia po swojemu.

    • Kategoria: Wywiady
    • Odsłon: 8941

    Panie Andrzeju, do Pana rozlicznych obowiązków przybyły ostatnio nowe – natury zawodowej i prywatnej. Czy powie Pan więcej na ten temat?
    Andrzej Zaniewski: Życie pisarza, a w tym przypadku moje życie osobiste i prywatne – ściśle się wiąże z życiem literackim i środowiskowym. Moje życie prywatne jest wyjątkowe – mam młodszą od siebie o czterdzieści trzy lata żonę, która urodziła dwóch synów – Andrzeja i Romualda. Andrzej ma cztery lata i siedem miesięcy, Romuald – pięć miesięcy. Obaj sprawiają mi wiele radości. W naszych czasach – obecność w życiu pisarza dwóch małych chłopców stwarza dodatkowe i wcześniej nieprzewidywalne problemy. Przede wszystkim problemy finansowe, środowiskowe, również problem wolnego czasu – czasu przeznaczonego na pisanie ... Staram się sobie to wszystko jakoś poukładać. Nie znaczy to, że mi się udaje, ale nie żałuję moich czynów i postępków – jakby tego nie nazwać – trochę szalonych i wynikających z zakochania. Spełniło się bowiem moje największe marzenie – marzenie mojego życia – moi synowie przenoszą w XXI wiek nazwisko Zaniewski... Dzięki nim i mojej żonie jestem człowiekiem szczęśliwym, chociaż równocześnie i bezdomnym i zadłużonym.

    • Kategoria: Wywiady
    • Odsłon: 7341

    Panie Andrzeju, ma Pan bardzo wszechstronne zainteresowania. Najczęściej jest Pan postrzegany jako poeta. Kim czuje się Pan przede wszystkim?
    Andrzej Tchórzewski: Tzw. wszechstronność niekiedy bywa koniecznością. Zresztą, z tą wszechstronnością to nieprawda; nie interesuje mnie wiele dziedzin nauki i twórczości artystycznej. Za to jak jestem postrzegany nie odpowiadam. Zapewne, fałszywie. Staram się przede wszystkim czuć sobą. A uważam się za typowego l’homme de lettres ze wszystkimi wadami związanymi z tym określeniem.

    • Kategoria: Wywiady
    • Odsłon: 5935

    Czym jest dla Pana niepełnosprawność?
    Zbigniew Gordziej: Przede wszystkim jest faktem, który dotyczy czterech stron: niepełnosprawnego, czyli osoby z szeroko rozumianą dysfunkcją ciała lub niekorzystnymi zmianami w sferze funkcjonowania psychicznego, jego rodziny, środowiska społecznego i osób z racji profesji zawodowej zajmujących się osobami niepełnosprawnymi. Każdy z tych podmiotów znajduje się w różnej sytuacji, ale jednoczy ich, a ściślej powinna jednoczyć sprawa jak najlepszego funkcjonowania osoby niepełnosprawnej. Jeżeli niepełnosprawność osoby jest faktem, to należy go uznać i, moim zdaniem, nie jest najlepszym mówienie, iż taka osoba jest sprawna inaczej. Przecież nie w określeniu jest istota sprawy. Ona powinna być właściwie rozwiązywana i etycznie oraz profesjonalnie podejmowana przez każdego człowieka mającego możność różnorakiego, mądrego wspierania osoby będącej w stanie niepełnosprawności. Przy czym celem najważniejszym jawi się likwidacja lub chociażby ograniczenie niepełnosprawności. Niby jest to oczywistością, przy czym wydaje się, że bardziej w teorii niż w codziennym stosowaniu. Być może stawiam tezę podważalną, ale mam prawo taką wywieść.

    • Kategoria: Wywiady
    • Odsłon: 5187

    Jurata Bogna Serafińska: - Panie Andrzeju - w obecnych czasach trudno jest znaleźć wydawnictwo w tradycyjnym tego słowa znaczeniu. Firmy nazywające się wydawnictwami najczęściej pełnią rolę drukarni produkujących książki na zamówienie i nie interesujących się niczym więcej. Czy ta sytuacja skłoniła Pana do tego by zostać również wydawcą?
    Andrzej Dębkowski: - Nie przesadzajmy z tytułowaniem mnie wydawcą. Wydawca, to ktoś, kto prowadzi politykę wydawniczą swojej firmy, dba o poziom swoich produktów, o swoich autorów, wypłacając im godziwe honoraria i - przede wszystkim - ma świetny kolportaż i dużo pieniędzy na reklamę oraz dojścia do środków masowego przekazu. A ja po prostu „produkuję” książki innym autorom, to wszystko. Ja w pewnym momencie mojego pisania miałem dosyć całej tej sytuacji z firmami, które nazywają siebie wydawnictwami. Zresztą co to za wydawnictwa, które żądają od ciebie pieniędzy na wydanie twojej książki, a następnie dostajesz pięćdziesiąt czy sto egzemplarzy dla rodziny, a cały zysk biorą dla siebie? To zwykłe wykorzystywanie. Natomiast ja nikomu nie obiecuję, że będę robił kolportaż, bo nie mam na to ani ochoty, ani środków, a tym bardziej czasu. Jeżeli komuś odpowiada, żebym „wyprodukował” mu profesjonalnie książkę, to proszę bardzo...

    • Kategoria: Wywiady
    • Odsłon: 4671

    Ile lat temu byłeś poprzednio na Filipinach, czy było to bezpośrednio po Twoim wyjeździe z Polski w 1958 roku, kiedy to przez Indie, Filipiny, Australię i Anglię trafiłeś w końcu do Ameryki, czy też wracałeś tam jeszcze później?
    Leszek Szymański: Pierwszy raz byłem na Filipinach w 1959 roku. Stało się to zupełnie przypadkowo. Staram się unikać dygresji, ale muszę jednak odpowiedzieć szerzej na to pytanie. Będąc w Indiach zdecydowałem się na emigrację. Przyczynili się do tego Artur Koestler, Bolesław Wierzbiański i Pradhabar Padye, no i zdalnie Jerzy Giedroyć...

Strona 2 z 3