Panie Andrzeju, do Pana rozlicznych obowiązków przybyły ostatnio nowe – natury zawodowej i prywatnej. Czy powie Pan więcej na ten temat?
Andrzej Zaniewski: Życie pisarza, a w tym przypadku moje życie osobiste i prywatne – ściśle się wiąże z życiem literackim i środowiskowym. Moje życie prywatne jest wyjątkowe – mam młodszą od siebie o czterdzieści trzy lata żonę, która urodziła dwóch synów – Andrzeja i Romualda. Andrzej ma cztery lata i siedem miesięcy, Romuald – pięć miesięcy. Obaj sprawiają mi wiele radości. W naszych czasach – obecność w życiu pisarza dwóch małych chłopców stwarza dodatkowe i wcześniej nieprzewidywalne problemy. Przede wszystkim problemy finansowe, środowiskowe, również problem wolnego czasu – czasu przeznaczonego na pisanie ... Staram się sobie to wszystko jakoś poukładać. Nie znaczy to, że mi się udaje, ale nie żałuję moich czynów i postępków – jakby tego nie nazwać – trochę szalonych i wynikających z zakochania. Spełniło się bowiem moje największe marzenie – marzenie mojego życia – moi synowie przenoszą w XXI wiek nazwisko Zaniewski... Dzięki nim i mojej żonie jestem człowiekiem szczęśliwym, chociaż równocześnie i bezdomnym i zadłużonym.

Czy te problemy dnia codziennego rzutują w jakimś stopniu na Pana twórczość?
Oczywiście, że tak. Może właśnie przez te chwilowe troski i kłopoty, przez te spiętrzone trudności zająłem się w ostatnim czasie krytyką literacką, ponieważ jest to zajęcie, które nie wymaga tak wielkiej koncentracji jak na przykład pisanie powieści. Od lat już kilkunastu interesowałem się historią literatury i krytyką literacką, a teraz zająłem się poważniej. Czytając dużo tekstów, wiele książek pisarzy znanych i mało znanych, odsuwanych, pomijanych, niechcianych – odkrywam, że ten oficjalny światek literacki jest w zasadzie bardzo próżny, bardzo jałowy, bardzo – taki, powiedzmy – megalomański. Odkrywam, że krytycy literaccy, piszący w czołówce naszej prasy często nie mają zielonego pojęcia, co dzieje się w młodej literaturze, która gdzieś pulsuje, przebija się przy pomocy tzw. pism niszowych, spotkań w klubach, w mieszkaniach prywatnych. A ta literatura istnieje realnie, ma swoje osiągnięcia, jest wspaniała w niektórych przypadkach i jak sądzę, z czasem dojdzie do tego, że stanie się literaturą wiodącą, a przynajmniej niektórzy z pisarzy, których ja na przykład znam i czytam – a którzy w tej chwili nie są pisarzami znanymi, w przyszłości będą traktowani jako autorzy książek znakomitych, być może arcydzieł, a może wejdą na stałe do literatury polskiej. Czego szczerze im życzę.
To nadzwyczajne – można powiedzieć, że to dzięki nadmiarowi trosk zajął się Pan tą dziedziną literatury...
W tym wypadku to rzeczywiście pozytywna reakcja na te wszystkie żale, rozgoryczenia, braki i trudności związane z moim życiem prywatnym, o którym można powiedzieć, że jest życiem człowieka, który szamocze się z dziesiątkami kłopotów, takich jak wynajmowanie mieszkania, zdobywanie pieniędzy na utrzymanie rodziny, zabieganie o to aby przetrwać po prostu; pisarza, który chce aby pewne jego utwory ukazywały się i przynosiły jakiś dochód. To wszystko powoduje, że jestem związany z tym, co nazywa się życiem politycznym, społecznym, obyczajowym i literackim oczywiście. I staram się nie poddawać, nie załamywać.
Tak, można powiedzieć, że zna Pan świetnie problemy nękające wielką ilość obywateli naszego kraju... kraju w którym pojawiło się znowu widmo propagandy sukcesu...
Dostrzegam te problemy od dołu, od najniższej, podstawowej realizacji... Obietnice, które są bardzo pięknie wygłaszane... Piękne obietnice widzę od dołu, widzę ich pustkę, ich przewrotność, a niekiedy nawet ich okrucieństwo w stosunku do ludzi biednych. Mówię to z rozgoryczeniem. Znam od podszewki potrzeby ludzi bezdomnych, bezradnych, ludzi nie mających środków do życia. I słysząc, jak teraz z racji rocznic niepodległościowych. Na przykład organizuje się bal 55 prezydentów, że się ich zaprasza, uważając, że jest to w porządku chociaż w Polsce jest tylu bezdomnych, tylu bezrobotnych, tylu głodnych, tyle dzieci nie ma właściwych warunków do życia... Sądzę, że z różnych przyczyn jest to sytuacja groteskowa, bardzo bolesna i amoralna. Ale to już jest kwestia sumień ludzi, którzy dorwali się do władzy i uważają, że mają prawo do tego na podstawie mandatów, uzyskanych w wyborach – niby to wolnych i przeprowadzonych uczciwie. Nie chcę elektryzować tego wywiadu. Pamiętajmy jednak, że żyjemy w czasach szczególnych kontrastów. Z jednej strony wydawnictwa Świat Książki i Klub Dla Ciebie, Altaya i de Agostini rzeczywiście docierają pod strzechy i trzeba to uznać za cywilizacyjny sukces, a z drugiej pod śmietnikami znaleźć można wyrzucone niechciane książki... Z takiego źródła uzupełniłem swoją bibliotekę o „Cierpienia młodego Wertera” Goethego, o „Huragan” Wacława Gąsiorowskiego czy „Legendę Tatr” Jalu Kurka.. i o kilka innych książek o dużej wartości literackiej.
Jakiej rady może Pan udzielić pisarzom, którym gazety nie płacą honorariów za publikowane utwory? Pisarz musi z czegoś żyć, jednak często zgadza się dostarczać teksty bez należnego mu honorarium – ponieważ sprawa publikowania jest dla niego najważniejsza. Bez publikacji nie istnieje, z kolei bez pieniędzy nie jest w stanie żyć, pisać i publikować. Jak mają się wybić i osiągnąć cokolwiek pisarze zamknięci w swoich niszach? Przeprowadzałam ostatnio wywiad z pisarzem, który powiedział, że nie wyda już nigdy żadnej książki ponieważ żyje poniżej minimum socjalnego i nie ma na to środków.
Nie jest nigdzie powiedziane, ani zapisane, że pisarz musi mieć minimum socjalne do życia. Pisarz może żyć powietrzem, wodą źródlaną, ewentualnie cieszyć się inicjatywami polityków, może im bić brawo lub opłakiwać ich kłamstwa. Pisarz może wszystko – jest człowiekiem podobno wolnym. I rzeczywiście to jest najbardziej wolny ze wszystkich zawodów. Ponieważ pisarzowi potrzebne są do pisania tylko kartka papieru i długopis. Jeżeli ma maszynę do pisania i komputer to może się doprawdy cieszyć, że tyle mu cywilizacja ofiarowała. Pisarz może pisać na kartce kupionej lub znalezionej w śmietniku albo skradzionej. Pisarz może pisać wszędzie. I nikt nie może być pewny czy jego słowa nie mają siły granatu lub miny przeciwczołgowej. Nigdy nic nie wiadomo. Dlatego też pisarz jest istotą tak niebezpieczną, jest istotą, która w jakimś sensie przeraża. A słowa pisarzy powracają... często po latach, jak słowa z „Dziadów” Mickiewicza. I to budzi strach.
Przeraża?
Tak, ponieważ jeśli pisarz przychodzi do urzędnika, do ministra, pisarz mu się kłania. I nigdy nie wiadomo czy ten ukłon jest prawdziwy, czy też jest sprawdzeniem człowieka do którego się przychodzi... Czy nie jest testem... Dlatego też ci, którzy sądzą, ze coś im ujdzie na sucho – mogą być spokojni, że zostaną opisani wcześniej czy później. Pisarze są pokorni i ulegli tylko zewnętrznie.
A więc ktoś mógłby powiedzieć, że pisarze są fałszywi? Obłudni? A jednocześnie – nieposłuszni i niepokorni?
Są normalni i moralni. Reagują właściwie. To świat wokół nich jest drapieżny, zakłamany, narzucający swoją wole, atakujący, przygniatający biurokracją, paragrafami, skąpstwem, pychą i pogardą. Pisarze muszą się bronić, ukrywać swe uczucia i myśli... prawdę pisarze obnażają w swych dziełach, a nie na spotkaniach i podczas rozmów, gdzie wypraszają dotacje i błagają o życzliwość. To smutne.... Ale kiedy rozmawiam z ministrem i dostrzegam braki w jego inteligencji, to przecież mu o tym nie powiem... Mogę natomiast o tym napisać w powieści lub wierszu.
W ostatnich czasach słyszy się głosy mówiące, że nie ma obecnie literatury współczesnej...
Istnieje znakomita ogromna literatura współczesna, która opisuje dosłownie wszystko, dotykając rozległej skali tematów. Na pewno nie jest jeszcze znana. Ale jest to literatura, która już istnieje i która będzie istniała. I ta literatura przetrwa tych, którzy nią obecnie zarządzają. Ich już nie będzie, bo wymrą ze starości. A książki, nawet te najskromniejsze pozostaną.
Wymrą, to okropne skojarzenie...
Pani Jurato, ja uważam śmierć za zjawisko pozytywne i potrzebne. Śmierć jest w zasadzie jedynym uczciwym rozstrzygnięciem i gwarancją postępu. Pokolenie wymiera – przychodzi następne. Tylko dzięki tym smutnym pożegnaniom istnieje postęp, rozwój, przeobrażanie świata... To śmierć narzuca nam skalę wartości.
Panie Andrzeju, chciałabym wrócić jeszcze do tej kartki papieru, o której Pan mówił wcześniej. Pisarz może pisać na kartce papieru ale jeśli nie odda swojego tekstu do redakcji w odpowiedniej formie (wydruk plus dyskietka, albo email) - to i tak nikt nie przeczyta nawet tego co napisał...
Pani Jurato, przecież Pani wie...
No właśnie, wiem jak jest i dlatego pytam –
Jest Pani pisarką i wie Pani, że aby się przebić musiała Pani wyjść naprzeciw wielu sprawom, musiała Pani pisać w różnych dziedzinach. Zajęła się Pani publicystyką, poezją, prozą, biografiami...
Tak, ale gdybym nie była w stanie kupić komputera, to pies z kulawą nogą nie wziąłby ode mnie tekstu...
Ma Pani komputer, bo jest Pani pisarką, a więc duszą niespokojną. Pisarze to osobowości neurasteniczne, zwariowane, szalone, stawiające swój los na jedną kartę w walce ze światem. Są też pisarze tzw. spolegliwi, którzy chcą pogodzić ogień i wodę, którzy idą na kompromisy, którzy starają się nie zadrażniać. Czasami im to wychodzi. Ale duża grupa pisarzy to są pisarze niepokorni, zbuntowani, piszący do szuflady. I w którymś momencie oni jednak dochodzą do głosu. Co prawda często spóźnieni i już fizycznie nieobecni. Nie będę mówił, że właśnie pisarze, którzy są wartościowi przetrwają i będę drukowani. Takiej gwarancji nie ma. Gwarancją jest tylko nasza własna postawa wobec życia. TRZEBA PO PROSTU Z TYM SWIATEM ALBO SIĘ DOGADAĆ ALBO Z NIM WALCZYĆ! Kiedyś pisałem: przyszłość należy do nieobojętnych, dziś dodam: przyszłość należy do nieposłusznych.
Przerażające jest to, że aby walczyć ze światem – trzeba mieć na to odpowiednie środki, chociaż w minimalnym zakresie...
Znam wielu pisarzy, którzy mają komputery, laptopy, jeżdżą za granicę, mają masę pieniędzy i ... są pisarzami przeciętnymi, a znam pisarzy, którzy mają bardzo ograniczone możliwości finansowe, a są pisarzami świetnymi. Trzeba patrzeć, widzieć i wiedzieć. Ja wytężam wzrok, przyglądam się. Czytam wiersze i powieści młodych pisarzy i stwierdzam, że Polska ma wielu pisarzy znakomitych, wybitnych, o wiele lepszych niż ci, którzy stali się gwiazdami w mediach. Jest to zjawisko z jednej strony pozytywne, a z drugiej dość smutne i smętne. W czołówce mediów powtarzają się wciąż te same nazwiska wypisywane stale przez tych samych krytyków. Pewnej grupy ludzi się nie dopuszcza i nie dostrzega i sądzę, że robi się to z pełną świadomością i ... wszyscy to akceptują z wyjątkiem ... oczywiście tych, co są na dole i z trudem się przebijają.
Czy i gdzie są wobec tego takie miejsca, gdzie literatura może się jakoś przebić, może dojść do głosu?
Takim miejscem jest na przykład Ludowa Spółdzielnia Wydawnicza czy też Kieleckie Wydawnictwo Ston 2, Astra z Łodzi, Nowy Świat czy Adam Marszałek z Torunia lub prywatne Wydawnictwo Książkowe IBIS albo podwarszawski Komograf... I jeszcze kilka innych...
Od pisarza oczekuje się obecnie aby walczył na rynku, a mnie się zawsze wydawało, ze pisarz powinien pisać a nie koniecznie musi posiadać zdolności do walki o siebie – zwłaszcza, że walczyć o siebie jest bardzo niekomfortowo –
Pisarz musi przede wszystkim pisać, tworzyć, budzić się w nocy i notować. Musi mieć napisane dzieła. A potem, albo o nie walczyć, albo pozostawić w szufladzie i liczyć na szczęśliwy zbieg okoliczności po swojej śmierci.
No tak, pisarz musi jeszcze liczyć na to, że nikt jego dorobku nie wyrzuci do zsypu...
Tak, że ktoś to odkryje... Jest kazus Norwida.... Niestety ... pamiętajmy, że znaczną część jego dorobku spaliły po jego śmierci siostry zakonne w paryskim przytułku.
Ktoś odkryje... Przecież teraz coraz mniej osób czyta książki. I coraz więcej osób nie wstydzi się głośno powiedzieć, że nie czyta.
Wiem, mam tu znakomity tomik Jana Brzękowskiego. Nie znają go studenci, ani uczniowie... Jeśli ktoś nie chce czytać i nie czyta – jego wolna wola. Może chce być osobą prymitywną. Jeśli ktoś chce być osobą prymitywną, chce być głupi, tępy, niedouczony – to nie możemy mu tego zabronić. Ktoś chce być wtórnym analfabetą – to nie należy mu w tym przeszkadzać. Trzeba takim osobom na to pozwolić. Ja nie widzę potrzeby, aby kogoś na siłę nakłaniać do czytania. A zresztą często spotykam osoby, wręcz przechwalające się, ze nie czytają i nie mają książek w domu. Dawniej byłby to powód do wstydu, a dziś to już normalne. Nasz wpływ na ten stan jest minimalny. Chociaż przyznam, że ten stan mnie irytuje.
Obecnie w księgarniach nie można dostać pewnych tytułów. Znajomy właściciel księgarni powiedział mi, że wiele książek nie będących w lekturze – idzie na przemiał, bo nikt nie będzie płacił za ich przechowywanie.
Sądzę, że nigdy nie było tyle książek mielonych co w wolnej i niepodległej Polsce, zresztą z bardzo wielu przyczyn, nie tylko ideologicznych. Znacznie mniej książek zmielono za czasów Polski Ludowej.
A jak Pan ocenia sprawę cenzury?
Cenzura jest obecnie znacznie ostrzejsza niż była kiedykolwiek za tzw. czasów komunistycznych, oczywiście z wyjątkiem okresu ortodoksyjnego stalinizmu, przybiera jednak różne formy ingerencji. Kiedyś z dzieł Gombrowicza usunięto całe 20 linijek, gdzie pisał, że nie kocha Związku Radzieckiego, a było to zupełnie oczywiste, bo za tamtych czasów trzeba było przynajmniej pisać, że kocha się Związek Radziecki. Ale to było tylko 15 – 20 linijek. Mój przyjaciel, cenzor poeta Rysio Sochocki rozpijał się z tego powodu i odczuwał głębokie wyrzuty sumienia. Natomiast jeśli dzisiaj pójdzie Pani do jakiejkolwiek redakcji, to wie Pani z góry, że w tej redakcji pewnych utworów Pani nie opublikuje, że musi Pani dostosować swoją linię ideologiczną właśnie do tych ludzi do których Pani idzie. To po prostu jedna z form cenzury. Pisarze cenzurują sami siebie i pytają: gdzie ja to mogę opublikować?
Tak, wiem. Napisałam w ostatnim czasie tekst, co do którego miałam wątpliwości czy go gdziekolwiek opublikują.
A opublikowali?
Tak, mój tekst na temat tarczy przeciwrakietowej został opublikowany w „Magazynie Wiadomości PAP Polonia”, a potem jeszcze w kilku innych gazetach i portalach, m.in. w ”Gazecie Kulturalnej”, w Serwisie Literackim „Knowacz”, „PAP Polonia Niemiecka” i w „Magazynie Świat”. W „Magazynie PAP Polonia” mieniono wprawdzie tytuł ale tekst poszedł wszędzie w całości bez żadnej zmiany.
Ta tarcza to bardzo piękne zjawisko techniczne. Natomiast sądzę, ze gdyby doszło do jakiejś autentycznej rozgrywki militarnej – to tarcza niespecjalnie by nam pomogła. Poza tym Ameryka jest dość daleko. I bez względu jak byśmy nie wierzyli w przyjaźń Amerykanów (a ja wierzę głęboko i bardzo mi się podoba Obama – jest to uroczy człowiek) – to chce powiedzieć, ze kwestia istnienia takiego parasola nad nami – w razie konfliktu raczej nam nie pomoże. Czy Pani uważa, że w sytuacji autentycznego konfliktu zbrojnego – pośpieszyli by nam z pomocą ci, którzy są naszymi sojusznikami? Często umowy o pomocy są umowami tylko na papierze. Rosja jest potężnym krajem i uważam, że uderzanie w Rosję przy każdej okazji jest po prostu działaniem bez sensu. Trzeba pamiętać o Katyniu, ale nie wolno z tego powodu wymyślać wszystkim Rosjanom i uważać wszystkich za bandytów i szpiegów. To tak, jakbyśmy w tej chwili za Oświęcim, gdzie zginął mój ojciec, obciążyli winą wszystkich Niemców. Mam przyjaciół Niemców i przyjaciół Rosjan i nie mam zamiaru ze względów politycznych rezygnować z moich przyjaźni. Co nie oznacza, że nie pamiętam o ludobójstwie i ze wyrzucam je z pamięci. Ostatnio poruszyły mnie głęboko publikacje o zbrodniach ukraińskich na Wołyniu i kresach, bo wokół nich zalega milczenie. A to przykre kiedy milczenie staje się chorobą.
Omówił Pan nieco wcześniej jedną z form cenzury. A więc jest obecnie wiele jej form?
Chcę Pani powiedzieć, że literatura polska jest teraz w jakimś sensie nacechowana hipokryzją. Na przykład sprawa „Krzyżaków”. Istnieje wspaniała książka Kraszewskiego „Krzyżacy 1410”. W moim pojęciu jest to książka o wiele ciekawsza i chyba lepiej napisana niż książka Henryka Sienkiewicza. Tymczasem nie jest wydawana, znajduje się jakby na indeksie, jest pomijana, niedostrzegana ponieważ Kraszewski korzystał przy jej pisaniu ze źródeł niemieckich. Nie kierował się wówczas ideą „ku pokrzepieniu serc”, która później przyświecała Sienkiewiczowi. Kraszewski ukazał obiektywny punkt widzenia, wysoką kulturę również tych okrutnych, bezwzględnych Krzyżaków, przedstawił też w inny sposób Jagiełłę – nie tak pozytywnie, chociaż i nie do końca negatywnie. To wspaniała sensacyjna opowieść, gotowy scenariusz filmowy. Uważam, że jeśli Polska ma być krajem wolnym i światłym, a nie tylko wolnym i niepodległym na papierze – to powinna publikować wszystkie wartościowe książki wnoszące coś nowego do naszej wizji świata i historii, a książka „Krzyżacy 1410” Kraszewskiego jest arcydziełem. Dorównującym, a może przewyższającym w moim pojęciu bardziej tendencyjnych, chociaż fascynujących „Krzyżaków” Sienkiewicza
Czy te wszystkie kłopoty polskiej literatury nie wynikają z rozbicia środowiska literackiego?
W przyszłym roku będzie rocznica dwudziestolecia transformacji ustroju z nibysocjalizmu w kapitalizm. Mimo to w środowisku literackim utrzymują się podziały i bariery. Jest to może wygodne. Podwójne zarządy, podwójne funkcje prezesów, podwójny splendor... Niekiedy podpuszcza się pisarzy, niezadowolonych ze swojej sytuacji i skłóconych ze środowiskiem, aby wystąpili ze swojego związku, kusi się ich obietnicami, a kiedy to uczynią nie przyjmuje się ich do tego drugiego związku i wystawia na pośmiewisko. Nie chcę przytaczać faktów. I jeszcze ta zaciekłość, chwilami bliska nienawiści... to zjawiska chorobliwe. Może to i lepiej, ze są dwa związki... Chociaż dla interesu środowiska pisarskiego to na pewno niekorzystne i trochę bez sensu.
Jest Pan człowiekiem życzliwym i mądrym...
Mądrym? Co za wieloznaczne słowo. Na pewno dużo wiem, ale wiedza nie oznacza mądrości, a czasami po prostu przeszkadza. Chociaż również pomaga. Mądrość i wiedza, to pojęcia bliskie sobie lecz o różnych zakresach.
Działa Pan w ZAiKS-ie?
Zaiks przeżywa bardzo bolesne problemy, wynikające z narzuconych mu, przez Urząd Skarbowy, gigantycznych opłat z tytułu WAT. Trochę to dziwne, bo wszystkie wpływy Zaiks-u przekazywane twórcom (bo są to wynagrodzenia autorskie) są przecież obarczone normalnie obowiązującym podatkiem od wynagrodzeń. A więc jest podwójne opodatkowanie. Trzeba też powiedzieć, że Stowarzyszenie Autorów Zaiks powołali wybitni polscy twórcy po I Wojnie Światowej i jest to właściwie spółdzielczy bank twórców i artystów w którym każdy z członków posiada swój wkład właśnie w postaci tych wynagrodzeń za pracę twórczą. Nie rozumiem więc na jakiej podstawie moje osobiste środki mają być obciążone Watem. Moim zdaniem to przykład niechęci władz wobec najważniejszej instytucji w polskiej kulturze, instytucji niezależnej i apolitycznej. Dodatkowo wyjaśniam, że znaczna część opozycji walczącej z komuną w latach 1960-90 korzystała z różnych form pomocy Zaiks-u. Czyżby niewygodnie im było o tym pamiętać? Obecna sytuacja jest uciążliwa i niesie rozgoryczenia. Oczywiście! Gdyby Zaiks się rozpadł, to powstałoby kilkadziesiąt różnych agencji i agencyjek broniących wycinkowo praw autorskich w różnych dziedzinach... i wiele osób miałoby z tego własne działki finansowe i pracę. Ale dla kultury byłyby to olbrzymie straty. A jednak wiem, że są osoby, które już usiłują wyręczać Zaiks i to chyba one chciałyby uczestniczyć w jego pogrzebie. Zaiks przyznaje również nagrody. Najważniejsza i najbardziej prestiżowa jest nagroda dla tłumaczy... To jedna z tych, które znaczą w polskiej kulturze i o których mówi się na świecie. Gdyby przez obecne zawirowania finansowe zabrakło w działalności Zaiks-u tej nagrody – byłaby to wyjątkowa strata.
A więc, co dalej?
Przez cały okres Polski Ludowej Zaiks był ważną instytucją narodowej kultury, chociaż nieoficjalnie wspierał opozycje, co było tajemnicą Poliszynela. Obecną sytuację, kiedy resort finansów dokonuje zamachu na Zaiks – tak to oczywiście widzę – przynosi gorzkie refleksje, bo to dzieje się w Polsce już wyzwolonej... Przykre też, ze milczą Prezydent i Premier. A gdzie Sejm i Senat?
Niedawno zmarł Piotr Kuncewicz, z którym się Pan przyjaźnił. Dopiero po jego śmierci podano do wiadomości w mediach, że był masonem, Wielkim Mistrzem Wielkiego Wschodu Polski, aktywnym członkiem loży Trzej Bracia oraz Sokrates...
Masoneria jest Polsce potrzebna tak jak i opcja narodowa. To jakby dwa bieguny obecne w tej samej rzeczywistości. Masoni pomagają światu swą wizją, chociaż ta wizja może kogoś denerwować i drażnić. Obecny świat potrzebuje ludzi rozważnych i odważnych szczególnie wobec zagrożenia ze strony agresywnego islamu. Nie wszyscy to rozumieją... W tym zakresie mam wiele przemyśleń ale tu nie będę o nich mówić. Z Piotrem znaliśmy się od roku 1960, w wielu sprawach i momentach był mi bliski. Bardzo przeżyłem jego śmierć. Brakuje mi rozmów z nim.
Co myśli Pan o lustracji?
Sądziłem, ze zostanie przeprowadzona w latach 1989-91. Wtedy wszyscy uczestniczący w sprawie jeszcze byli obecni. – po prostu żyli. Funkcjonariusze – agenci – ofiary – świadkowie. Dziś wielu już odeszło, a pogrzebów będzie coraz więcej. A więc oddalamy się od Prawdy, bo same dokumenty to niestety za mało aby uzyskać autentyczną wiedzę o krzywdach, podłościach i niesprawiedliwościach tamtego bardzo zróżnicowanego przecież w stosowaniu represji okresu. I wtedy ujawnienie miałoby bardzo głęboki sens i każdy zyskałby prawo do obrony. Sądziłem też w swojej naiwności, że dowiemy się czegoś więcej o działających w Polsce agentach z innych stron Ziemi... Proszę wybaczyć ale zastosuję tu kod zastępczy, a więc babilońskich, fenickich, etruskich, kartagińskich, scytyjskich, asyryjskich, azteckich, sumeryjskich... Niestety na nic takiego nikt nie miał ochoty. Przeciwnie! Obecnie lustracja stała się instrumentem używanym w celach politycznych i towarzyskich. Chcę jednak powiedzieć, że i tak będę uważał Andrzeja Szczypiorskiego za wielkiego pisarza bez względu na zawartość jego teczki. Dzisiaj, po dwudziestu latach, fakty stają się coraz bardziej zamglone, a działanie często schizofreniczne, to bardzo smutne i nie zawsze sprawiedliwe.
A jak ocenia Pan wprowadzenie stanu wojennego? Czy rzeczywiście groziła nam interwencja radziecka?
Generał Jaruzelski to żołnierz, człowiek odpowiedzialny i konsekwentny w działaniach, przez całe życie przyciskany ciężarami sytuacji historycznej. Czy groziła nam interwencja radziecka? Prawdopodobnie później... bo najpierw wybuchła by krwawa wojna domowa albo też rewolucja Solidarnościowa.... Wieszano by komunistów i wszystkich niewygodnych, a przy okazji załatwiono by prywatne, polityczne i osobiste porachunki. I chyba dlatego Generał postanowił wprowadzić stan wojenny. Widział, że rewolta już blisko. A wojska Układu Warszawskiego mogłyby wkroczyć od razu albo poczekać aż zawzięci Polacy sami się wykrwawią i dopiero wtedy interweniować. Dlatego też rozważania o wkroczeniu obcych wojsk uważam za jałowe, a wprowadzenie stanu wojennego za gorzką konieczność. I taka jest istota problemu.
Na zakończenie pytanie osobiste – jakie są Pana plany i marzenia na najbliższą przyszłość?
Jak długo człowiek marzy – tak długo jest młody. Może to nietypowe, ale im jestem starszy – tym mam więcej marzeń. Czy pojadę kiedyś na moje wymarzone wyspy Andamany? Wątpię, lecz marzę dalej i pracuję dla tych marzeń.
Jeśli chodzi o plany to pragnę napisać kilka powieści. Mam kilka bardzo atrakcyjnych tematów – uniwersalnych w skali światowej. Mam też nieprawdopodobną ilość wierszy – notatek poetyckich o wątkach publicystycznych, społecznych, politycznych, erotycznych, osobistych, a także antywierszy. Chciałbym też wydać książkę z felietonami i recenzjami poświęconą moim prywatnym odkryciom literackim.
Panie Andrzeju, ostatnie Pana tomiki poezji, wydane w Wydawnictwie „Ston2” ilustrowała Pana żona Amanda. Można więc mówić o współpracy i wspólnym tworzeniu?
Mam utalentowaną żonę, która pięknie maluje i ilustruje wiele moich książek. Chociaż obecnie ma troski, które nie pozwalają jej w pełni poświęcić się swojej pasji. Malarstwo jest ideą jej życia. W jakimś sensie się dopełniamy. Ufam jej...
Dziękuję za rozmowę i życzę Panu spełnienia się wszystkich planów i marzeń...

Warszawa, 3.X.2008 r.

Andrzej Zaniewski – poeta, prozaik, powieściopisarz, filozof, krytyk literacki, autor tekstów piosenek", współtwórca grupy poetyckiej "Hybrydy". Pełni obecnie wiele funkcji m. in. wiceprezesa Zarządu Głównego ZLP i członka Zarządu Oddziału Warszawskiego ZLP, a także wiceprezesa Stowarzyszenia Autorów Polskich. W przeszłości był m.in. prezesem Stowarzyszenia Kultury Słowiańskiej i wiceprezesem Stowarzyszenia Przeciwko Zbrodni im Jolanty Brzozowskiej. Zasiada w Jury liczących się konkursów literackich. Jest autorem wielu znanych powieści. Jego powieść "Szczur" stała się światowym bestsellerem i została przełożona na ponad 30 języków Ma w swoim dorobku również wiele tomików wierszy i pokaźny zbiór tekstów popularnych piosenek i pastorałek. Jest laureatem nagród literackich m.in. Nagrody Czerwonej Róży, Nagrody im. Wł. St. Reymonta. Ilustratorką ostatnich książek Andrzeja Zaniewskiego jest jego żona Amanda.