Andrzej Dębkowski, poeta, krytyk literacki, publicysta, eseista, dziennikarz i wydawca. Autor szkiców i esejów krytycznoliterackich. Urodził się w 1961 roku w Zelowie, gdzie mieszka do dzisiaj. Studiował w Wyższej Szkole Oficerskiej im. Tadeusza Kościuszki we Wrocławiu. Jest absolwentem Państwowego Studium Oświaty i Kultury Dorosłych w Warszawie. Redaktor naczelny „Gazety Kulturalnej”. Debiutował w 1988 roku w miesięczniku „Do Przodu”. Publikował swoje wiersze m.in. w „Wiadomościach Kulturalnych”, „Okolicy Poetów”, „Gazecie Kulturalnej”, „Literackiej Polsce”, „Metaforze”, „Sycynie”, „Akancie”, „Siódmej Prowincji” oraz w kilkudziesięciu antologiach i almanachach – w prasie krajowej i zagranicznej. Jest laureatem kilkudziesięciu konkursów literackich, wielu nagród i wyróżnień. Jego wiersze tłumaczono na język włoski, czeski, litewski, białoruski, ukraiński i wietnamski. Opublikował: Wierzyć w siebie (1993), Wiersze nowe i wybrane (1995), Wiersze wybrane (1996), Paryż nie jest taki piękny... (1998) – najlepsza poetycka książka roku XXI Międzynarodowego Listopada Poetyckiego w Poznaniu w 1998 roku, jest autorem zbioru felietonów Magiczne pomysły. Felietony (2001) oraz książki pt. Kiedy umiera poeta, umiera świat. Rozmowy z ludźmi pióra (2004). Współpracuje, jako publicysta i eseista z prasą kulturalną w kraju i za granicą. Należy do Związku Literatów Polskich. Członek Zarządu Głównego Związku Literatów Polskich.
Ludzie mi mówią, że urodziłem się dość dawno, że życiodajne mgły poranków mam już za sobą, bo wstaję zazwyczaj późno, a kto późno wstaje, temu Pan Bóg nie chce nic podarować. Niektórzy z moich przyjaciół opowiadają o życiu – pełnym bezsensów – o biedzie i braku – najczęściej pieniędzy i perspektyw.
Chciałbym opowiedzieć ci o nocy, bez poezji i wódki i o tym »cudownym stuleciu«, w którym przyszło nam żyć. W jego odruchach widziałem nadzieję, łapałem każdą kroplę epoki, byłem świadkami wzrastającego piękna, blasku i śmierci.
Często traciłem poczucie psychicznej równowagi, w ciszy i smutku szukałem zapachów oranej ziemi i mimo odmiennego punktu widzenia, próbowałem nie zgubić niepewności, która tak naprawdę nie chciała wypuścić mnie z objęć pozasłownych wymówek.