Lidce, zrywającej stokrotki
Sady kwitną jak chmury - a chmury jak drzewa.
W wielkiej bieli topnieje światło popołudni.
Gęste domki to nuty chóralnego śpiewu,
w małych, kwietnych ogródkach, podwórkach bezludnych.
Tu wzbierają w poszumach przypływy zieleni,
tętnią deszcze, nim wejdą w niskie dachy miasta.
Stoją dzieci w kałużach, na śliskich kamieniach,
czujne i niesłyszalne, w gęstniejącym cieniu,
w rosie świateł wieczornych, co dołem narasta.
O ulico, strażniczko, koronna attyko,
wiodąca najsensowniej od nikąd donikąd,
górna ciszo wędrowna, spokojny promieniu!
Naucz nas swej pokory, mądrego bezładu,
prostej użyteczności dziczejących sadów...
Dobrego przemijania, trwająca w milczeniu!