Powolne, wieczne pszczół krążenie
śród trawy błagającej wody.
Nad Sanem, rozebranym z cienia
olśniewająca słońca słodycz.
Zwełnione, zalesione wzgórza
białych chmur pianą zaścielone.
Południe w rzekę się zanurza,
wsłuchane w bliskie, ciemne dzwony.
Dopalające się pragnienia
błysk fali znów boleśnie nieci.
Są odpuszczone wszystkie winy.
Pszczoła wciąż kwiat na kwiat zamienia.
Toniemy, biedni miejscy święci
w zapachu dzikiej koniczyny.