Wiesz, Ewo, mówi mi starszy pan,
z którym współżyję, to jednak największe
europejskie rękodzieło
w całym tym pięknym wieku.
Pomyśl, niemal bez technicznych
udogodnień lub pomocy przyrody. Nic
poza kawałkiem drutu na przegubach
i niewielkim metalowym przyrządem,

niemal sam na sam, jak człowiek
z człowiekiem. A taki efekt.

Żadnych tam bomb, cekaemów, czołgów,
komór gazowych, uszczelnionych samochodów,
głodu i mrozu, rozwścieczonego tłumu.

I ponad dwadzieścia dwa tysiące
osobiście, ręcznie wykonanych egzemplarzy,
pojedyńczo, jeden za drugim...;
prawdziwa sztuka śmierci.

To jednak chyba największe,
w tym stuleciu, na europejskim kontynencie
rękodzieło

- ten Katyń.
Tak mówi a potem patrzy w ścianę.
Ech - odpowiada mu zeń jego nieludzki cień
z czarnym wywalonym językiem - minęło
kilkadziesiąt lat a ta kaźń wciąż trwa.

Nie tylko ona.

A ubój Ormian? A ludożerczy głód
na Ukrainie? A łagry, i ich śniegi? A miasta i wsie,
i ich ruiny? A rzezie na Wołyniu?
A getta, obozy, krematoria dymiące włosami?
I inne korony cierniowe / A..., A...?!

Ech, że też śmierć musi nas tak żreć,
abyśmy stali się podobni bogom.

Czy nasi umarli kiedyś nas pogodzą?

2009, pierwsza wersja 2001