Nigdy nie byłem wytrawnym sternikiem.
Podobnie, jak wielu z was,
prowadziłem mój statek,
wiedziony jedynie chęcią odkrywania.
Posiadać ją to wielki dar!
Nie zawiodła mnie.
Gdy z bocianiego gniazda ujrzałem brzeg,
dwa razy odwracałem od niego głowę,
myśląc, że to omam.
Zszedłem na pokład,
z którego widać kształty bliższe
i też ujrzałem.
Opuściłem żagle i poniósł mnie dryf.
Tak dotarłem do ujścia rzeki
w słonecznej zatoce.
Miałem port i pitną wodę.
Wszystko, co jest potrzebne zmęczonemu żeglarzowi.
Tak mi się wtedy zdawało.
Z tomu: I ciągle jeszcze idę