Krzyż rozplata
ciemne warkocze lata,
żłobiąc we włosach dna i brzegi
pod roztopione gwiezdne śniegi.
Pomroczna jasność
tężeje w nocne światło,
i człowiek Bogiem opętany
na sobie szuka go jak rany.
Chce, by przywarła
do zębów święta warga,
chce, by do kości
przyrósł ząb mądrości.
Bo Ona jest naga.
Miłość to powaga,
która każe się modlić,
gdy wiara bokiem wychodzi.