Okno z napisem Piękny świat (fotografia Beaty Jaśniak)
okno z napisem
piękny świat
a w szybie cienie
radosna dziewczynka niosąca
torbę pełną śmierci
jaka nieważna
a wybrana
dlaczego nie masz argumentu
gdy nieważne ciała i dusze
nieważnych dzieci
zdziwione konają dorośle

stoję pod oknem
z napisem piękny świat
i usiłuję przegryźć kraty
by uwolnić
ciekawe czy za tym szkłem
jest to co na
czy warto wybić szybę
czy są miłości nieprędkie
dłonie nie zaciśnięte
uśmiechy nie drwiące
stoję i stoję
pod zakratowanym oknem
z napisem
piękny świat
a wokół płynie

Telefony
za każdą skałą odkrywam
skulony obraz krzyczący przerażeniem
moim też
cienie
adoptowałam je wszystkie
zwiędną kwiaty na krótko
przykute szlochem do ziemi
komu potrzebne pytania
niech je zada szybko
nim fale informacji wyżłobią nowe
czeka gdy kolejne telefony
od dzieci nawiążą trwałą łączność
po wieczność życia powtarzane słowa
boję się mamo
byłam tam teraz jestem w słowach
swobodnie pędzących eterem
słucham toczących się kamieni odpowiedzi
nie przeszkadza mi że mijam kolejną sekundą
goniącą rozbłyski zmykające do
nikąd

Wędrówka w świadomość
nie będę nigdy penelopą
tak postanowiłam gdy odys
pożeglował w wieczność
odtąd ćwiczyłam szybkie zapominanie
przepuszczam cienie przez gęste
firany znaczeń uznając że nie było
czasem pozwalam zostać na dnie oka
na chwilę póki są w zasięgu dnia
noc przepływa nieprzytomnym lekiem
zanikiem tętna lękiem dzieci
w sali zabaw statku na wołdze
ranek wstaje chaosem
zaczyna swą nierealną wędrówkę w świadomość
śladem szczekającego psa
idę ze światłem które mija ciągle
nowe nieba w następną noc
nie będę nigdy penelopą
nawet po trzech tabletkach
trzech szklankach zapomnienia
tak postanowiłam więc nie wierz mi
gdybyś nie zadzwonił
podczas podnoszenia statku

Poszukiwania
nie pochylam się do słów
podnoszę je do oczu i ust
zwykłe nieco zużyte nawet
czasami trzeba je pocerować
albo odświeżyć na parze
jak czerstwą bułkę
cieszę się nimi jak dziećmi
gdy widzę w kolejnych rozdziałach
przesypują się przez palce
tylko dmuchnąć aby powstała
burza piaskowa wiersza
strzepnięte obudzą gorycz
wyrosną dzikim lasem
zaginę kiedyś w drodze
usiłując znaleźć pierwsze
najważniejsze
nie zabrudzone pogardą
złością zawiścią
takie sokiem spływające po języku
mimo że nadgryzione przez innych