Z utęsknieniem wyrwała się od:
szczęść Boże, a witam sąsiedzie,
dzień dobry pani Zofio,
co tam u Marysi?
Cześć, witaj, hello, jak się masz
pozostawiła za drzwiami mikrobusu.
W drodze do Galerii Krakowskiej
zdążyła poprawić makijaż.
Gdy wchodziła głównym wejściem,
poczuła się pewnie jak stały salonowy
bywalec, dyskretne spojrzenie –
bezkolizyjnie wtopiła się w tłum.
Jak rozkosznie – nieprzebrana rzeka
Towarów, aż do znudzenia można:
wybrzydzać, oglądać, dopasowywać!
I to niekrępujące poczucie wolności...
Zachłannie celebrując anonimowość
nie dostrzegała ukrytych kamer,
nie pamiętała o aktywnej komórce
ani o danych na karcie kredytowej.
Raz w tygodniu demony z wielkich
koncernów i agencji reklamowych
penetrują najgłębsze zakamarki duszy –
o niebo lepiej niż sam spowiednik.