Piotrowi Kuncewiczowi

pytasz mnie o braterstwo krwi wspólny rytm serca
lęk w oczach źródło i powód pragnienia skowyt
wyrywający się każdej nocy w rozmowach z sufitem
pytasz dlaczego na widok gładkiej skóry i rześkiego powabu
małgorzaty mdlejemy w środku siebie
z zachwytu i wściekłej niemocy
nagle wyrasta w nas dwudziestoletni chłopiec
biegnie ku niej i uderza głową w mur
głuchego ciała

odpowiedź Piotrze jest prosta
od kiedy staliśmy się wyznawcami prawdy i piękna
pozyskaliśmy zdolność wzruszenia się zachodem słońca
nad winnicami Badenii
zdolność zapłakania nad butwiejącym jeżem
znalezionym w zakątku jesiennego ogrodu
zdolność niemego zachwytu kształtną głową flaminga
która nagle okazuje się dłonią tancerki sięgającej po rąbek szyfonowej kryzy
od kiedy zrozumieliśmy że zrywając jabłko z jabłoni
niszczymy wszechświat jabłka a zjadając je
trawimy rajski owoc i wkraczamy
w zastygłą rzekę Mitu
nie mogliśmy już potem
od tych wszystkich wielkich i małych zdarzeń
powrócić do siebie cieszyć się sobą sycić
w lustrze nasza skóra była jak zdjęta z nosorożca
elephantiasis cielska raził nieociosaną bryłą
wszystko w nas krzyczało odrażającym uwiądem
zapomnianej młodości

ale byliśmy przecież już wtedy władcami królestw
opasłe księgi meblowały nasze wnętrza
ich safjan gładził bunt i obyczaj jakie zbieraliśmy latami
w borach żywota świat rozsupływał przed nami swoje rozdroża
dorzecza wielkich mitów znajdowały ujście w deltach słów
legenda europy kładła się przed nami brzuchem do góry jak potulna lwica
i tylko jedno okazało się nieosiągalne:
pępek małgorzaty
to magiczne epicentrum świata
w którym chcieliśmy jak w studni Artemidy
znaleźć cudowne orzeźwienie
nie wiedząc że bierze nas w swoje ręce
zimna dawczyni nagłej śmierci syrena faustów
frygida zenitu wzywająca w sam środek kipieli
i pożerająca nas kawałek po kawałku jak harpia
która wyrywa rybki życia z wód płodowych
nadziei

łączy nas Piotrze to samo
to samo aż do znudzenia dzieje się bez zmian
od praczasów epok pokoleń budujemy gmachy wiedzy
ustawiamy słowo na słowie
warga nam drży z przejęcia gdy natrafiamy na samorodek
metafory stukaratowy symbol kryształowe przesłanie
ale żaden poryw sztuki żaden wysiłek dnia nie jest nic warty
jeśli pod wieczór nie możemy wrócić do łona niewiasty
zwinąć się w embrion zasnąć chłopięcym snem
by rano obudzić się do nowego czynu

dlatego starzejemy się wiotczejemy
ręce nam opadają
świat z nas odpływa
małgorzaty za naszymi plecami
kreślą sobie palcem kółka na czole
i puszczają się z efebami
z którymi płodzą nowych faustów
a zamroczony los zatacza się od ściany do ściany
da capo al fine