w domu szczęśliwym
popołudniem, w samym środku zimy
łapczywie napełniłem płuca pierwszym oddechem
żar serca matki oddzielił mnie od nienawiści
sprawiedliwy charakter ojca
wyostrzył krytyczne spojrzenie
W kolorowej pościeli dzieciństwa
śniłem bajkowe opowieści
Trudno mi było dorosnąć do prawdy
kosmaty strach
pozamieniał daty w kalendarzach
W krętych korytarzach dojrzałości
odnalazłem samotność
wyobcowanie i wstyd
Noszę w sercu otchłań
łaknącą zmysłowych doznań
codzienną filiżanką goryczy
zapijam obfitość niepowodzeń