Wyszła naprzeciw
skarga,
na kolanach,
cicha, skruszona,
z twarzą wysmaganą;
prawda niewierna
drzwi przymknęła cichcem,
obłuda z kłamstwem
odziały się w prawo.

W modlitwie dłoni skuliła się
wiara,
nóż ogłupiały
odjął dłoń od chleba;
słowo
po trzykroć ochrzczone w zamiarach
bezradne pięści kładzie
na klepsydrze nieba.
Coś nagle pękło,
coś się rozsypało;
dźwiękiem fałszywym
zaskrzypiała struna...
Mówią,
że tylko w bólach urodzi się nowe;
i że nie czas żałować dnia,
gdy stary umarł.