Twój duch wiódł gdzieś najwyższe życie;
żadne miejsce zestawione z tamtym nie znaczy nic.
R. Lowell
Zaśnij, moja litości, zaśnij w tym miasteczku,
odpocznij przed stadniną, w salach Atlanticu,
pod wieczystą powierzchnią białą jak lastryko
albo w łoskocie jachtów trzaskających w deszczu.
Czasem wstępuje we mnie całkiem inna przepaść.
To sztuczka wniebowziętych, los upodobnionych –
szepczą ci, którzy widzą, jak związuję strony
w jednym popręgu ziemi aż wyrasta blekot.
To przecież arabeska – mówię niewierzącym –
krótkie zdanie kroniki, tylko upomnienie.
Ktoś wyrzuca mnie z portu głosem zsypującym
wszystkie moje pamiątki do moździerzy. Nie ma
i nie będzie lekarzy, tabletek conocnych,
nie wybielą nas flesze, nie uleczy ziemia.