Umarli nie opisani,
dzicy, niewolnicy, nierządnice,
potępione narody.
Umarli opisani, których nie znałem,
sześćdziesięciodwuletni Arystoteles.
Byron, Emilia Plater, Freud i Schulz.
Bliscy i krewni umarli, matka
lat sześćdziesiąt siedem, brat
jeden miesiąc, mój pies.
Nie urosły wzgórza, nie wywyższyły drzewa,
zapadły mogiły. Na Lhotse śnieg szept powtarza:
Od śmierci w dolinach zachowaj nas, Panie.
W październikowym słońcu pękają kasztany,
rude buki całują złociste klony, chwila
rozciągnięta we mnie dosięga wieczności.
Dzisiaj śmierć nie jest możliwa, żywe słowa
jak wiklinę wyplatam, czułość
skraplam w Lacus Gaudi. A może z oczu.