tak wiele się zmienia
nieodmiennie
odchodzą w przeszłość marzenia
ciało coraz mniej posłuszne
stare wkrótce stanie się ciężarem
a myśl bezwładna nie ugryziesz już
kanta zostawisz bergsona i hegla
rysy twarzy pogrubią się
dłonie pomarszczą przyjaciele okażą się
gderliwi uciążliwi i niepoważni
czasem zainteresuje cię rodzina
wróbli zadomowiona w budce za oknem
niekiedy rzucisz okiem na rozebrane
czasopisma żeby pożałować siebie
w tym nurcie unoszonym
rozdrobnionym unicestwieniem
z każdym krokiem dniem i nocą
bez większych szans na ocalenie