To były czasy
kochany

to niezmordowane zrywanie nieba na bukiety
sypanie nimi pod nogi
stąpanie bez strachu brodzenie
z namaszczeniem jak nagłe zrozumienie pacierza
przyjdź królestwo Twoje

a piruety
pamiętasz kochany
na linie kręcone tak od niechcenia
i aksamitne podskoki jakby koniki polne łaskotały w stopy
primadonno anielic – mówiły twoje oczy
i żadne z nas nie znało lęku wysokości

a podążanie za sobą ufne
bądź wola Twoja
czuwanie w sobie od zmroku do zmroku
byle nie zmrużyć oka
byle walkowerem nie oddać mgnienia
czasowi

który nieczuły niezmienny
wszystko na opak przemienia

więc co nam pozostało
jedyny
z obłoków tatuaż w oku

co ani powieka zastygła
przez wieki go nie przysłoni