Coś się z nami stało, siostro,
coś nas popsuło, bracie.

Bo gdzie te nasze zamiary rosłe,
gdzie pęd do niestworzonych rzeczy,
albo prawda byle prosto w oczy.
Nawet ten bój nasz dziś już nie jest ostatni

i nasze ręce nie te
i zdrewniały stopy.
Zachrypło serce.

A z głową co? Tym żaglem i żagwią na wietrze.
Gdzie pierzchły sny rącze, co granatową nocą
w zaprzęgu Wielkiego Wozu chodziły?
Zmęczone wzlatywaniem ręce na ziemię upadły,
A wcześniej zatrute, a wcześniej podcięte.

Teraz już tylko, by równo stąpnąć, siostro,
w razie czego podanej chwycić się brzytwy,
bo w desce przecież mogły być drzazgi.