Alternatywna dżungla.
Psychiczne trzęsawiska.
Pogruchotane reguły logiczne, bezsensowne sensy.
Przedzieram się z trudem przez siebie.
Wlokę własne życie.
Obłazi mnie robactwo jadowitych natręctw.
Zapadam się w pułapkę własnej świadomości.

Złośliwe przeoczenia kosztują mnie, człowieka, wiele.
Impet straciłem już dawno, śmiech wysączony do ostatniej kropli.
Plączę się w słowach, dręczą mnie własne zamiary.
Ograniczenia mnie duszą i bolą.
Biję po mordzie szczęście za to, że go nie mam.
Próbuję się stąd wyrwać z siebie na swobodę.
Krąży nade mną legenda o tym, że gdzieś tam są inni.
Wisi nade mną Wszechświat niewytłumaczalnie.
Bełkotliwy półmrok, odór niemożności.
Wpadam po pas w bagno kolejnego dnia.
Na jego rozkrzewionych możliwościach kwili
ten cudowny ptak o nazwie przyszłość.
Jest głuchy i ślepy.
I wabi mnie głosem pozorów i przeczuciem dreszczy.
Odżywiam się marzeniami.
Zjadam własne zęby.
Rzeczywistość jest rozpływającą się, galaretowatą i nieciągłą fikcją.
Nagle potrafi się zdarzyć coś, co się zdarzyć nie może.
Nierealne zdziczenia, negacje negujące siebie,
ogłupiające paradoksy, tuczące mnie obietnice,
mnożące się, chore cywilizacje i sprawy.
Nadzieja i rozpacz.
Nadzieja i rozpacz.