Niebo nad nami coraz cięższe. Przestrzeń
Zarosła ścianą gałęzi. Idę do ciebie przekrzykując
Wiatr.
„drzewa drapią skórę powietrza”
A kiedy będę czytał z płatków twoich dłoni
Połóż ręce na czole – a ciało oplotą perły potu
Pragnienie uniesie się pełnią gorącej krwi
(niecierpliwością krajobrazów wpatrzonych
w barwne sieci splątane jak żyły)
Być w twoim ciele. To jak żyć w dwójnasób
„by odgadywać całe drzewo życia”
To jakby zbierać z drzewa wiadomości
Z którego dłonie uniosą wysoko
Gałązkę. A na niej ptaka
„najczulszy izotop”
„A może żal ci przemijającego obłoku?
Może szelest trawy cię zamyślił,
Odgrodził od życia puszystym popiołem?”
I tak stwarzam ciebie z dnia
Na dzień. Od początku.