Niedawno odbyła się w Sieradzu druga już Noc Poetów, którą organizowałaś razem z Powiatową Biblioteką Publiczną. Sala była pełna, więc miłośników poezji w Sieradzu nie brakuje...
Maria Duszka: Pewna sieradzka polonistka powiedziała, że mam w sobie "magnes na poetów". Pewnie miała rację. Ale - co się lubi, to się ma. Ja kocham poezję, uwielbiam ludzi twórczych, niebanalnych. I pewnie dlatego przyciągam takie postacie. Ponieważ od kilku lat wspólnie z Kołem literackim "Anima" organizuję w Sieradzu imprezy literacko-muzyczne, mamy już stałe grono bywalców. I wciąż przybywają nowi.
Niektórzy nie oczekują nawet "papierowych" zaproszeń; dają mi swoje numery telefonów, abym mogła ich poinformować sms-em o kolejnym spotkaniu. Noc Poetów to wspólny pomysł mój i Hani Krawczyk, dyrektorki Powiatowej Biblioteki Publicznej. Świetnie nam się współpracuje przy organizacji tej imprezy, bardzo dobrze się uzupełniamy.
Gościem specjalnym tegorocznej nocy była poetka Daniela Zajączkowska z Łodzi, autorka z dużym dorobkiem, wiceprezes Oddziału Łódzkiego ZLP. Obok niej autor przed debiutem: Michał Głaszczka...
Przy wyborze gwiazd kieruję się swoim gustem. Nikt ze współczesnych poetów nie pisze o Łodzi tak jak Daniela Zajączkowska - z rozpaczą, gniewem, miłością i liryzmem. Ale jej twórczość ma także wartość uniwersalną. "W słów papierowych łódkach pływają poeci" - ten cytat z jej wiersza był mottem naszej imprezy.
Michał Głaszczka występuje pod oksymoronicznym pseudonimem Ptak Piwniczny. Jest młodym poetą pochodzącym z Otwocka, a mieszkającym obecnie w Warszawie. Z jego twórczością zetknęłam się po raz pierwszy będąc jurorką w OKP "Czarno na białym" w Parzęczewie. Generalnie nie przepadam za wierszami rymowanymi, rzadko kiedy bowiem są one wypełnione interesującą treścią. Ale Ptak Piwniczny ma wyjątkowy dar - rymuje i jednocześnie mówi w sposób niebanalny o sprawach istotnych. Jego poezja to zjawisko zupełnie odrębne, niepowtarzalne i niepodrabialne.
Oboje nasi goście zostali niezwykle ciepło przyjęci przez sieradzką publiczność. Daniela dzieliła się z wielbicielami jej poezji swoimi tomikami. A Michał Głaszczka, który jeszcze nie ma własnej książki, był zmuszony rozdać publiczności swoje rękopisy. Które następnie były kserowane przez samego pana starostę.
Wśród bogatego programu muzycznego szczególną uwagę zwracał sieradzki bard Zbigniew Paprocki...
Od początku istnienia "Animy" marzyłam o tym, aby trafił do nas ktoś, kto potrafiłby śpiewać i grać na jakimś instrumencie. Nie spodziewałam się, że to moje pragnienie zrealizuje się w tak niezwykły sposób. Zbyszek Paprocki trafił do "Animy" jesienią 2008 r. Okazało się, że jest rówieśnikiem Jacka Kaczmarskiego, tylko 6 dni młodszym od słynnego barda. Przez wiele lat marnował jednak swój talent. Dzieciństwo spędził w Rybniku; przez cztery lata uczył się tam gry na gitarze u kapelmistrza orkiestry górniczej. Choć nigdy już nie rozstał się z tym instrumentem, wykonywał zawody raczej niesprzyjające twórczości: był m.in. górnikiem w kopalni węgla kamiennego, gastarbeiterem w Niemczech, jagodziarzem w Bieszczadach, właścicielem firmy remontowej itp.
Kiedy go poznałam, zaprezentował mi kilka własnych piosenek, w których opowiadał o swoim barwnym, burzliwym życiu. Na początek dałam mu trzy ballady Michała Głaszczki nagrodzone właśnie na wymienionym już konkursie w Parzęczewie i powiedziałam: "Spróbuj coś z tym zrobić". Ku mojemu zaskoczeniu w ciągu kilku dni powstały piękne, melodyjne piosenki: "Chińskie tango na dobranoc", "Ballada pustelników" i "Dziewczynka z zapalniczką". Można ich obecnie posłuchać na You Tube i Wrzucie - jest to wersja jeszcze niedoskonała technicznie, bo nagrana na domowym komputerze. Jesienią 2009 r. Zbyszek wystąpił w półfinale Międzynarodowego Festiwalu Bardów - OPPA w Warszawie. Jego utwory były również prezentowane w Radiu Koszalin i Radiu Łódź.
Wystąpiliśmy wspólnie na wielu spotkaniach autorskich. Wszędzie ludzie pytają go gdzie był do tej pory i dlaczego dopiero teraz ujawnił swój talent. Skomponował już muzykę do wierszy kilku poetów z kręgu naszych znajomych. I do pięciu liryków... Władysława Broniewskiego. Mieszkająca w Grecji wnuczka tego niesłusznie zapomnianego poety, Ewa Zawistowska jest zachwycona tymi utworami, czeka na nagranie ich w studiu. Usilnie pracuję nad Zbyszkiem, aby zechciał nagrać płytę. Materiał na nią jest już gotowy. Choć nasz bard nigdzie nie uczył się kompozycji ani interpretacji utworów, robi to w sposób niezrównany. Jedna z jego fanek powiedziała mi ostatnio, że Zbyszek "nie ma świadomości swojej wielkości". To chyba cecha ludzi naprawdę utalentowanych.
Czy można jakoś porównać tę drugą Noc Poetów i pierwszą – ubiegłoroczną?
W ubiegłym roku swoją twórczość prezentowały grupy poetyckie ze Zduńskiej Woli, Zgierza, Konstantynowa i Łodzi. Wystąpił też łódzki zespół H'ernest. Niezmienionym punktem pozostaje Turniej Jednego Wiersza o puchar Starosty Sieradzkiego. W tym roku usłyszałam od jednej z pań, że tak podniosłyśmy poprzeczkę prezentacji artystycznych, że nie wiadomo czy uda nam się w przyszłym roku utrzymać ten poziom. Mam jednak nadzieję, że tak.
W przyszłym roku Koło Literackie „Anima”, którego jesteś założycielką i szefową, będzie obchodzić 10 lat... Jakiego prezentu życzysz sobie na jubileusz?
"Anima" powstała dlatego, że początkujący sieradzcy poeci przynosili mi swoje utwory z prośbą o ocenę, pomoc w publikacji, ukierunkowanie. Ja znałam ich wszystkich, a oni nie znali siebie nawzajem. Organizując pierwsze spotkanie 27 marca 2002 r. w bibliotece mieszczącej się w mrocznej piwnicy szpitalnej, nie wiedziałam co z tego wyniknie. Nie byłam pewna czy koło powstanie i czy jego działalność potrwa miesiąc, czy pół roku... Niczego nie byłam pewna. Okazało się jednak, że takie miejsce spotkań jest potrzebne. W ciągu tych prawie 10 lat odkryłam w Sieradzu około 30 twórców w wieku od nastu do osiemdziesięciu lat. Zredagowałam dwie antologie i wiele indywidualnych tomików wierszy. Mamy w swoim dorobku mnóstwo spotkań autorskich, publikacji prasowych, przekładów na języki obce, audycji radiowych i telewizyjnych. Ostatnio na łódzkiej WSHE powstała praca magisterska o "Animie".
Ale też tworząc koło literackie nie zdawałam sobie sprawy, że to będzie wymagało tak wiele pracy. Że właściwie biorę na siebie drugi etat - bezpłatny. Wiele rzeczy udało mi się zrobić. Ale mam mnóstwo pomysłów, których nie mogę zrealizować z braku czasu: wydawanie nowych książek poetyckich, publikacje utworów w czasopismach, organizowanie spotkań z poetami z kraju i zagranicy, może nawet międzynarodowy plener artystyczny.
A ja przede wszystkim na co dzień jestem jednoosobową załogą filii szpitalnej MBP. W której rocznie rejestruję około 1200 czytelników. Lubię tę moją pracę w bibliotece. Ale wiem też, że mogłabym zrobić dużo więcej dla regionu sieradzkiego, gdybym miała etat i mogła się poświęcić tylko pracy animatora. Wiele moich marzeń się spełniło, może kiedyś spełni się i to.
W ubiegłym roku odbyłaś literacką podróż po Niemczech.
PolnischerSommer to była impreza zorganizowana przez północnoniemiecki land Schleswig - Holstein. W wielu miastach - od Hamburga po najdalej wysunięty na północ Flensburg prezentowano najciekawsze zjawiska we współczesnej kulturze polskiej. Były więc filmy Polańskiego i Kieślowskiego, koncerty muzyki Chopina, Pendereckiego i Lutosławskiego, spektakle teatrów awangardowych, wystawy malarstwa i fotografii. I projekt Literatursommer, do udziału w którym zostali zaproszeni m.in.: Tomasz Różycki, Tadeusz Dąbrowski, Magalena Tulli, Wojciech Kuczok, Magdalena Forusińska i ja.
Jechałam na PolnischerSommer z pewnymi obawami. Ale moje wiersze zostały przez Niemców przyjęte z dużym zainteresowaniem. Wspominam z sentymentem przyjazną, ciepłą, pełną życzliwości atmosferę, z jaką tam się spotkałam. Swoją twórczość prezentowałam na pięciu spotkaniach autorskich w: Heide, Flensburgu, Kilonii, Szlezwiku i Hamburgu. Nawiązałam kontakty z niemieckimi artystami i one już owocują. Choćby publikacją moich wierszy w austriackim "Reibeisen", roczniku o międzynarodowym zasięgu, czy w antologii „Mein Welt – unsere Welt” wydanej właśnie przez Stowarzyszenie NorBuch. Z kolei w październiku w bibliotece szpitalnej, którą prowadzę, odbędzie się spotkanie autorskie Reinharda Grossmanna, którego prozę przełożyła na język polski dr Małgorzata Półrola.
Razem z tłumaczką moich wierszy Małgosią Półrolą byłyśmy zakwaterowane we Freienwill w pobliżu Flensburga, w domu jednego z członków stowarzyszenia NordBuch. On dysponował pieniędzmi na nasze wyżywienie, wycieczki, honoraria. Dom, w którym mieszkałyśmy ma kształt litery U. Dwie jego części to mieszkania, a trzecia jest... domem kultury. Który służy całej miejscowej społeczności. Jest tam świetnie wyposażona biblioteka, studio nagrań, sala teatralna, sala ćwiczeń chóru. Kiedyś wróciłyśmy po południu z wycieczki i zobaczyłyśmy przed domem kilkanaście samochodów. Myślałyśmy, że to jakaś impreza rodzinna. Okazało się jednak, że synowa naszego opiekuna prowadzi właśnie próbę chóru.
Byłyśmy też na wycieczce w Scheersbergu - pięknie położonym i świetnie wyposażonym ośrodku, do którego przyjeżdża utalentowana artystycznie młodzież z niemieckich szkół. Mogą tutaj przebywać na kilkudniowych turnusach i rozwijać swoje uzdolnienia i zainteresowania. Na to wszystko Niemcy mają pieniądze.
Jak porównujesz sytuację osób piszących – tak zawodowo jak i amatorsko – u nas i u naszych zachodnich sąsiadów?
Jak jest u nas – każdy wie. Coraz trudniej jest wydać tomik. Tylko kilku poetów ma szanse trafić ze swoją twórczością na półki dużych sieci księgarskich. Upadło ostatnio wiele czasopism literackich. W wielu periodykach publikuje się tylko utwory stałego kręgu literatów. A to nie jest dobre dla nikogo. Dlatego, że pisma, które nie są otwarte na nowe zjawiska, tracą z czasem zainteresowanie czytelników.
Ja od kilku lat mam dużo więcej publikacji w czasopismach i antologiach zagranicą niż w kraju. Dzięki przekładom moje wiersze ukazują się w Serbii, USA, Austrii i Niemczech. Już nawet specjalnie sama o to nie zabiegam.
Nie powiem nic odkrywczego: jeśli chcemy, aby nasz kraj rozwijał się cywilizacyjnie i gospodarczo, to musimy także zacząć doceniać rolę kultury i sztuki. Pieniądz czyni człowieka wolnym. Także artystę. A my, twórcy nie oczekujemy wiele. Tylko zaspokojenia elementarnych ludzkich potrzeb.
Mój ulubiony poeta Józef Czechowicz napisał w jednym z wierszy: "jestem anteną drgającą tego świata". Artyści są zawsze awangardą, wyprzedzają resztę ludzkości, w ich głowach rodzą się wizje, pomysły i idee, które później są realizowane przez naukowców. I dają światu rzecz nieocenioną - piękno. Bez którego tylko "vanitas vanitatum...". Artyści są naprawdę takimi antenami, które wsłuchują się w puls świata. Dlatego kraje, które chcą się rozwijać dbają o sztukę i jej twórców.