Maja Chadryś-Engelking: Poznałam Panią w zasadzie poł roku temu, a wydaje mi się Pani dziwnie bliska, dobrze czuję się z Pani „światem”. Swoim spektaklem „Niknące prawa człowieka", który widziałam w kwietniu 2011 i który bardzo głęboko przeżyłam, dała mi Pani jakby klucz do swojej osoby. W spektaklu tym było coś bardzo charakterystycznego dla Pani. Potem rozmawiałyśmy kilka razy, a zawsze były to istotne rozmowy o tym, co najważniejsze. Od nie tak dawna znam Pani wiersze, które pisze Pani przez całe dorosłe życie, i to, co moim zdaniem, dla Pani charakterystyczne, one zdają się potwierdzać - to godność, stawianie życiu czoła, ciekawość świata, jego afirmacja, ale nie prosta, afirmacja „pomimo”. Była Pani świadkiem okropności minionego wieku, jest Pani świadoma, że życie to także cierpienie, skąd zatem bierze się spokój i determinacja przekazywania trudnego świadectwa o życiu?
Lidia Kosk: Uważam to za swój obowiązek - a ja jestem obowiązkowa - i z wiary, że pamięć jest bardzo ważna, nie tylko historycznie; ze oddziaływuje również konstruktywnie, twórczo.
Pani ostatni tomik, „Jak rzeki do morza”, otwiera zdjęcie drogi w lesie, na pewno nie jest ono przypadkowe. Pani dużo podróżuje, lubi Pani podróżować. Czy podróż jest ucieczką od życia, od przemijalności, przygodą, ciekawością świata?
Narodziny człowieka są początkiem jego drogi. Dlatego zamiast wstępu tekstem ten tomik poezji otwiera zdjęcie drogi w lesie, który jest dla człowieka opiekuńczy.Moje podróże nie są ucieczką od życia. Są jego treścią, realizacją, jako że życie jest ciągłą podróżą, z przygodami dobrymi i złymi. Ja jestem ciekawa świata, wciąż jestem ciekawa świata.
Podróżą do czego?
To jest właśnie tajemnica.
Czym jest dla Pani poezja, znajduję w Pani wierszach tyle zachwytu nad życiem, tyle cudownych światów Pani wskrzesza...
Nie chciałabym używać wielkich słów. Poezja jest dla mnie spełnieniem, chciałabym przekazać poznawany świat, którego jestem tak ciekawa.
Poezja może być miejscem osobliwej pamięci, temat pamięci – osobistej, historycznej - jest w Pani twórczości bardzo ważny. Ale poezja może być również kreacją światów. Po co się pisze, a właściwie dlaczego Pani pisze?
Staram się chwycić i przedłużyć pamięć historyczną, która w moim przypadku bywa jednocześnie osobista. A właściwie odwrotnie, moja pamięć osobista bywa jednocześnie historyczna. To jest moja rozmowa ze światem, z ludźmi. Ich reakcja na moje myśli pozwala mi więcej doznać, więcej zrozumieć. Czasami chciałabym by była to kreacja, tak jak w moim opowiadaniu pt. „Alim i wiewiórka”. Chciałabym przerwać łańcuch nienawiści, może właśnie przez miłość. Sztuka i miłość to kusząca siła.
Czy można tworzyć bez miłości?
Ja chyba bym nie mogła.
Czy można dzielić się z innymi, na przykład z czytelnikami, uczuciem, choćby najbardziej ukrytym, bólem po stracie najbliższej osoby? Pani przeżyła ze swoim mężem wiele lat, połączył Państwa trudny los młodości powojennej , połączyła wspólna praca, w ostatnich latach ogromne dzieło, dwutomowy słownik biograficzny, zatytułowany „Generalicja polska”.
Ku mojemu zaskoczeniu okazuje się, że można się dzielić bólem po takiej stracie, może dlatego, żeby powiedzieć o tym człowieku, żeby przedłużyć jego obecność.
Druga część pytania mieści w sobie istotny moment, wspólnie przeżywanych trudów, niebezpieczeństw; to bardzo zbliża. Nasze wspólne zainteresowania i współpraca nad słownikiem biograficznym „Generalicja Polska”, zwłaszcza wobec wieloletniego wysiłku twórczego głównego autora, mojego męża, i jego pogłębiającej się choroby, stanowiła dodatkowe spoiwo, które nadal istnieje w tym dziele.
Znalazłam w Pani tomie piękny wiersz religijny, „Spotkanie przy źródle”, liryk o spotkaniu przy krynicy Marii. Tyle tam dyskrecji, wysublimowania. Chyba bardzo trudno jest pisać poezję religijną, pisać tak, żeby naprawdę była religijna. Czuję, że Bóg jest dla Pani ważny i świat religijnych uczuć także. Pani Lidio, czy to zawierzenie Bogu, Opatrzności, sprawia, że jest Pani tak dojrzale pogodzona z porządkiem świata, nawet jeśli zdarzył się Auschwitz, zdarzyło się – i zdarza się codziennie - tyle cierpienia?
Zawierzenie tak, ale to jest bardziej skomplikowane. Ja miałam szczęście do wspaniałych spotkań, ludzi wielkiego serca, myślicieli, ludzi czynu, a w człowieka często przychodzi nam wątpić. Stan tragiczny, wyznaczony poza nami, można tylko przyjąć i to się też zdarzało, ale w wielu przypadkach okazywało się, że można jeszcze coś zrobić, przeciwdziałać, pomóc. To stało się moim przekonaniem. Zapadła mi w duszę przywołana przez jednego z moich rozmówców myśl Ignacego Loyoli: Postępuj tak, jakby wszystko zależało od ciebie i wierz tak, jakby wszystko zależało od Boga. Pewnie także i stąd moje wierzenie i zawierzenie.
W Pani twórczości nie raz pojawia się wojna. Jako prawie dziecko przeżyła Pani czas Powstania Warszawskiego. To trudny problem dla nas wszystkich. Czy wolno powiedzieć, że nie miało ono sensu? Czy można tak mówić nawet w obliczu świadomości, czym ono było dla tysięcy warszawiaków – straszliwą klęską i tragedią?
Powstanie Warszawskie jest faktem historycznym, tragicznym, jak tragiczna w większości jest nasza historia. Jak rozpatrywać ten fakt? Czy można było organizacyjnie powstrzymać młodzież od czynu zbrojnego, wobec takiego nasilenia okrucieństw okupanta, wyniszczania narodu polskiego? Czy okupant sam nie sprowokowałby sytuacji do odwetowych rozstrzeliwań? Wciąż wracamy do tej tragedii i pytamy o słuszność decyzji Powstania. I słusznie. Polegli w Powstaniu Warszawskim – te diamenty, którymi strzelano do wroga - to bohaterzy narodowi; takimi są dla nas i historii. Prawdziwy był ich patriotyzm i ofiara z życia. Była też Victoria pokonanych.
Artysta i człowieczeństwo, najpierw jest się człowiekiem, a dopiero potem artystą?
Już Pani odpowiedziała.
Jak się Pani czuje we współczesności ? Czy dzieje się coś z naszym systemem wartości, czy tylko tak nam się wydaje? Co z tak ważną sprawą jak patriotyzm polski? Czy sami go wypaczyliśmy, jego romantyczny ryt, czy znowu to tylko pozory, złudzenia?
Nie jest ani tak źle, jak nam się wydaje, ani tak dobrze, jak byśmy chcieli.
W Pani poezji jest wiele różnych miejsc... Ameryka, Paryż, ale jest też na przykład taki Beniaminów. Polska wydaje się dla Pani czymś niezwykłym...
Dla mnie Polska to moja ojczyzna, niezwykła. Dla bohaterki z mojego opowiadania pt. „Marzenie w mundurze” to piękno całego świata.
Stworzyła Pani Autorski Teatr Poetycki. Jak widziałam, potrafiła Pani przyciągnąć wiele wspaniałych osób. Czym ten teatr jest dla Pani?
Autorski Teatr Poetycki powstał w ramach prowadzonych przeze mnie warsztatów literackich, z grona wspaniałych uczestniczek, łącznie z reżyserką p. Zofią Jastrzębowską. Po wspólnie wydanej, cieszącej się uznaniem książce pt. „Jak drzewo być owocne” powstał pierwszy spektakl teatralny pt. „Dogonić marzenia”. Udoskonalaliśmy i dopracowywali na próbach pomysł spektaklu z wierszy i opowiadań uczestniczek warsztatów i moich. Występujący przyjęli nazwę grupa poetycka. Stanowi ona trzon ATP. Jeden z naszych spektakli pt. „Niknące prawa człowieka, ” na którego premierze Pani była obecna, uwieńczając dzieło recenzją, jest oparty na tekstach wielu poetów współczesnych. I o to właśnie chodzi. ATP w założeniu swoim jest teatrem otwartym, może w nim występować każdy autor. Tekst będzie żył poza książką w interpretacji teatralnej. Dla mnie ATP jest teatrem ożywianego na nowo utworu poetyckiego.
Tak, czuje się w ATP wielką przygodę bycia razem dla jakiejś ważnej sprawy, dla obcowania z literaturą i sztuką, ideą. Po raz kolejny powtórzę, jakże ważny jest tu motyw ludzkiego spotkania w jakiejś sprawie, w sprawie mówienia o tym, co ważne dla wszystkich członków Zespołu, to wielka rola teatru, każdego zespołu teatralnego. Czułam, że jesteście jakąś wspólnotą, że jest między Wami więź intelektualno – duchowa i - ta najpiękniejsza – przyjaźń. Pozwolę sobie załączyć tu swoją recenzję z premiery spektaklu „Niknące prawa człowieka", która powstała niemal spontanicznie po obejrzeniu przedstawienia.
Ernest Bryll na okładce Pani dwujęzycznego tomu wyboru poezji ”Niedosyt/Reshapings” pisze: „Jeśli wiersz pomaga ludziom zrozumieć smutek i cierpienie już jest wart aby istniał. Jeśli potrafi zapalić iskrę radości i nadziei, a potem utrzymać to światełko w oczach czytelników – wart jest, aby był wielokrotnie czytany. W zbiorku tych wierszy znalazłem właśnie takie i to jest chyba najważniejszy powód, aby książka była przekazywana z rąk do rąk”. Tak jak Bryll, i ja znajduję w Pani wierszach i w tym, co robi Pani w swoim teatrze, jakieś bezpieczeństwo i zalążek ocalenia.