Od kilku lat Warszawskie Jesienie Poezji dedykujemy wielkim polskim poetom – Norwidowi, Iwaszkiewiczowi, Gałczyńskiemu, Wierzyńskiemu. Przy tej okazji sięgamy do ich trochę już zapomnianych wierszy (żyjemy teraźniejszością) i to jest dla nas potrzebna, a nawet konieczna lekcja pokory. Przypominamy sobie, że mamy się od kogo uczyć, uświadamiamy sobie skąd jesteśmy. Dzisiaj odrabiamy lekcję z Tuwima.
Kilka lat temu postanowiliśmy, że nasze festiwale będą miały gości honorowych. Honorowymi gośćmi były już poezje Rosji, Litwy, Chin, Ukrainy, Hiszpanii. Dziś witamy z serdecznością i podziwem poezję duńską. Nauki nigdy za wiele. Wszystkim jesteśmy za te lekcje poezji wdzięczni. Uświadamiamy sobie gdzie jesteśmy, a jednocześnie mamy poczucie wspólnoty. Bo choć mówimy różnymi językami to ten wyższy, ponadsłowny język poezji jest wspólny. Jak przed wieżą Babel.
Oto prezentacja twórczości niektórych gości zagranicznych.
Niels Hav (Dania)
W obronie poetów
Co mamy robić z poetami?
Wzbudzają litość,
żałośni w czarnych szatach
przemarznięci od wewnętrznych lodowatych sztormów.
Poezja jest jak straszna dżuma,
zarażeni nią chodzą w koło i jęczą,
ich skargi zatruwają atmosferę jak wyciek
z mentalnej elektrowni atomowej. To po prostu psychiczne.
Poezja jest tyranem;
nie daje spać w nocy i niszczy
związki małżeńskie,
wygania ludzi z domów zimą na pustkowie
i siedzą tam udręczeni w nausznikach i szalikach.
Czysta tortura.
Poezja jest jak plaga,
gorsza niż syfilis – okrutne utrapienie.
Ale pomyśl o poetach, im jest dopiero ciężko,
znoś to z nimi!
Są histeryczni jak podwójnie ciężarne,
zgrzytają w nocy zębami, jedzą ziemię
i trawę. Stoją godzinami na wietrze
cierpiący od nieuchwyconych metafor.
Zwykły dzień jest dla nich świętem.
Och, miej litość nad poetami,
są głusi i ślepi,
Pomóż im, kiedy kręcą się po ulicach
z ukrytym upośledzeniem: mają przepełnioną
pamięć. Czasem któryś zatrzymuje się
i nasłuchuje dalekiego sygnału karetki.
Traktuj go z życzliwością.
Poeci są jak nienormalne dzieci
wygnane z domu przez rodzinę.
Módl sie za nich,
Są nieszczęśliwi od urodzenia –
ich matki płakały nad nimi,
szukały pomocy lekarskiej i prawnej,
aż w końcu zrezygnowały
ratując swój własny spokój.
Och, płacz nad poetami!
Dla nich nie ma ratunku.
Porażeni liryką są jak potajemnie trędowaci
uwięzieni we własnej fantazji –
w okropnym getcie, pełnym demonów
i złośliwych upiorów.
Jeśli jakiegoś letniego dnia
zobaczysz poetę biedaka
wychodzącego z bramy chwiejnym krokiem – bladego
jak trup i oszpeconego spekulacjami,
podejdź i pomóż mu!
Zawiąż mu sznurówki, zabierz
do parku, posadź na ławce
w słońcu. Zaśpiewaj piosenkę,
kup loda, opowiedź bajkę;
Jemu jest tak ciężko.
Jest całkiem wykończony przez poezję.
Przełożyła Lena Preis
Fahridin Shehu (Kosowo)
Żyć aby pisać albo też odwrotnie
To co zapisałem powinno pozostać...
Ciężki kęs do przełknięcia
Przez człowieka który przywykł do znanego
Co da się porównać z nieznanym?
To wie tylko mędrzec
Bo kołatał od dawna
Do drzwi cierpienia i w końcu do Królestwa
Własnej Dojrzałości gdzie Absurd
Króluje na tysiąc sposobów
Po to by się odróżniać i szacować życie
By żyć na żywo z ożywionym życiem
Żyjąc w ożywieniu z życiem dla przeżycia
Życia dla niego samego w życiu i poza nim
Podczas gdy on żyje używając i
Sam jest życiem gotowym do trwania
Bo życie tam będzie gdzie on się gromadzi
A życie to zalanie w pestkę żywotności a żywotny
Żyje by przeżyć i ocenić po co żyć
Życie jest zawierzenie życiu i pożytkiem z testamentu gdy
Żyjący spluwa na nie żyjąc i
Nieświadomym będąc życia jako życia
Bo już niczego nie ma do przeżycia
Tak pojętego życia które trwa nadal tak że nikt
Nie przyjął tego czego on nie oczekiwał i nie na próżno
Ale by zaprzeczyć a zaprzeczenie oznacza brak wiedzy
Bo wiedza to imperium strachu gdyż
Poeta niczego nie wie – mieszkając w strachu
A za to czuje wszystko i powinien zostać przyjęty
Nawet wówczas gdy o to nie dba
Przełożył Andrzej Tchórzewski
Jekatierina Polianskaja (Rosja)
* * *
Kocham cię, życie...
K. Wanszenkin
Gdybym się urodziła, powiedzmy, w pejzażystych Niemczech,
Tam, gdzie tak akuratnie – krowy, łopiany i skały,
To lubiłabym piwo, zbierała pieniądze i wieńce,
Szanowałabym prawo i pewnie wierszy nie pisała.
Gdybym się urodziła w lekkomyślnie kobiecej Francji,
Tam gdzie dobre są wina, perfumy, miłosne zapały,
To flirtując – na wiek swój patrzyłabym z dystansem,
Wpadałabym w romanse i pewnie wierszy nie pisała.
Gdybym się urodziła w złocistej, śpiewającej Italii,
Tam, gdzie niebo się śmieje, a słońce grzechy wypala,
Gdzie cytryna dojrzewa, winoroślą się pną i tak dalej,
Śpiewałabym jak ptaszek i pewnie wierszy nie pisała.
Ale ja żyję w Rosji nie skarżąc się na Boże wyroki,
By w nocy nie zamarznąć, spalam deski z podłogi
I nie wiem za co kocham to gorzkie i to srogie,
To nieprzytulne życie. I wierszy nie pisać – nie mogę.
Przełożył Marek Wawrzkiewicz
Qin Anjiang (Chiny)
Żyjąc w kotlinie
Żyjąc w kotlinie trwam niewzruszony
Aż do nastania wichrów, mocno
Uchwycę każdy jej zakątek, jakbym łapał słomiany kapelusz.
Kotlina jest między górą mej kopalni złota i plombą.
Stale próbuję ją utrzymać
Wysoko, ponad głową, zapraszam ją
Do gmachu mego życia, a jeśli to możliwe
Niech cisza me życie potrzyma za rękę.
Vladas Braziūnas (Litwa)
kraj Perkuna
przy stole tym Adam Mickiewicz pije kawę, pali kaljan, puszcza dym
przez wodę, wanna jest cała różowa, w niej siedzi
Henrikas Radauskas jakby w krzewie róż
bałtycki Rusin, zbiera złota i żywego srebra rdzę, rdze
będą świadczyć przeciw wam
i ogień pożre wasze ciała, do pioruna, teksty pienią się
jak wionny szampon wiśniowy
słowami o narodzie i o państwie, spójne użycie ukazuje, że nie brak
zadawnionych pytań, będziemy prać, obmywać,śpiewać łokciami
podpierając stół, młode piwo pieni się już w szklankach, pioruny
zaś uderzą w kamień, wód
głębiny będą się pienić, kapiący dzwon miedziany,
wanny odtłuczony brzeżek, kraj przez Perkuna
nawożony, jak zdjęcie, poddane działaniu chemikaliów w oceanie czasu
jak mówi Alfonsas Nyka-Niliunas
Vilnius, 2000.IV.12–VII.1; versta 2003
Przełożyła z litewskiego Teresa Dalecka
Aarne Puu (Estonia)
Polowanie na Pana Boga
Bóg
zajęcy
to pewnie
Zając Wszechmogący
a Bóg pana Józefa
zapalonego myśliwego
ze wsi Dolne Młyny
to na pewno myśliwy
tak więc w to niedzielne
pochmurne przedpołudnie
pan Józek poluje
w pobliskim lesie
na Pana Boga
wszystkich
zajęcy
Kraków 17.10.10
Géza Cséby (Węgry)
Niedzielny koncert
W izbie z belkami w girlandach
Edward Wolanin
grał Nokturn Fryderyka.
B - moll op. 9 nr 1.
Niedzielny koncert,
w rodzinnym domu Chopina.
Cisza i nabożność.
Koło mnie Aarne Puu
estońsko - polsko - rosyjski poeta,
w genach kropla ugrofińska -
jak u mnie.
Coś notował.
Słuchaliśmy muzyki.
Było jesienne słoneczne popołudnie,
w ogrodzie
wśród spadających liści
przechadzający się kobiety i mężczyźni.
Dalej,
w cieniu klonu,
ktoś
fotografował
młodą parę.
Nokturn nr 1
George Sand pyta:
- Kochasz mnie jeszcze?
- Tak! I wtedy, i dziś.
Paryż, Warszawa, Żelazowa Wola.
Opadające liście
przysłaniają
zagubione ślady
stóp Chopina...
Żelazowa Wola, 11. X. 2008
Tłum.: Kazimierz Burnat