W sobotnie południe 13 października br. wciąż dyspozycyjny bus odwoził poetów z kraju i zagranicy z Łomianek aż na Dworzec Centralny w Warszawie. Ale wcześniej, po opuszczeniu przyjaznego hotelu Villa Bella Casa dotarliśmy do przedziwnego muralu – wizytówki 41. Warszawskiej Jesieni Poezji. Dyrektor tutejszego Domu Kultury, Miłosz Kamil Manasterski, poeta i przewodniczący Komitetu Organizacyjnego tegorocznej edycji WJP, kilka dni wcześniej powiedział mi późnym wieczorem, że właśnie dobiega końca malowanie na ścianie nazwy imprezy. - Musimy sfotografować tu poetów – powiedziałam wtedy.
Stoi zatem, w perspektywie rozległego napisu, grupa uczestników zakończonej właśnie Jesieni. Robię zdjęcia, następnie kadruję ponownie ten historyczny obrazek, przygarniam się do kolegów, a miła pani Ania, żona poety Zbyszka Milewskiego, rzetelnie naciska migawkę. To ostatnia z ponad setki fotografii. Pomyślałam w tym momencie, że niewiele brakowało, żeby 41. Warszawska Jesień Poezji nie doszła do skutku...
Z perspektywy kilkunastu edycji WJP, w których uczestniczyłam merytorycznie (i zawsze – emocjonalnie) dokumentując je także na wielu ekspozycjach oraz w albumie (wydanym przez ZLP na 35. Jesień pt. „Chwile i lata”) dostrzegam, i doceniam, ogromny trud organizatorów tego, niezwykle ważnego dla środowiska, forum prezentacji współczesnej liryki, międzypokoleniowej wymiany doświadczeń, nawiązywania przyjacielskich relacji. Coroczne, coraz bardziej skomplikowane zabiegi i akcje taktyczno-strategiczne prezesa O/W i ZG ZP Marka Wawrzkiewicza o dotacje i sponsorowanie, coraz bardziej dramatyczną, nerwową szarpaninę o środki na wydanie antologii i zabezpieczenie przyziemnych potrzeb uczestników, którzy wszak nie samą ambrozją z Parnasu żyją. O kulisach tych zabiegów wiedzą nieliczni. Niektórzy wiedzą, a jakby nie pojmowali.
Jeszcze ubiegłoroczna, jubileuszowa edycja doszła do skutku w stolicy - bo gdzieżby indziej, skoro, jak sama nazwa imprezy wskazuje, tradycyjnie inauguracja Warszawskiej Jesieni Poezji odbywała się a to na Zamku Królewskim, a to w Teatrze Stanisławowskim bądź w Podchorążówce w Parku Łazienkowskim, a to w Domu Polonii, a to w Domu Rzemiosła (40. edycja) lub w auli Domu Literatury, gdzie też miały miejsce niezliczone sesje tematyczne, świętowanie nagród literackich, maratony i noce poezji. Także z udziałem wielkich Mistrzów słowa, których ubywa z każdym rokiem, i których wspominaliśmy także teraz...
Tegoroczne zaproszenie – tylko do almanachu, było jasnym sygnałem: Komitet Organizacyjny stanął „pod ścianą” z braku środków.
A jednak – nie. Nie do końca. We wstępnym słowie do pięknie wydanej antologii 41. WJP pt. „...nad inne droższa” (poprzedzającym merytoryczne wprowadzenie redagującej książkę znakomitej poetki Aldony Borowicz), Miłosz Kamil Manasterski (który - wbrew cezurze pokoleniowej – wziął na swoje barki kontynuację Jesieni), pisze: „Także ta antologia ukazała się dzięki środkom Miasta Łomianki – miasta życzliwego poetom i poezji, Miasta Gospodarza Festiwalu 41. Warszawska Jesień Poezji. Bardzo ważny dla realizacji Festiwalu jest wkład jego sponsorów: Stowarzyszenia Autorów ZAIKS i Mazowieckiego Banku Spółdzielczego w Łomiankach”. Zajrzyjcie, proszę do antologii: jest tam liczny wykaz instytucji lokalnych i osób, za sprawą których udała się kontynuacja dorocznego święta poezji. Więc jednak...
Udał się pierwszy wieczór, jakby poza uzgodnionym programem, w Warszawie, zorganizowany z poezją, muzyką oraz malarstwem Elżbiety Musiał przez Oddział Kielecki ZLP. Udał się pierwszy, programowy dzień w Żyrardowie, chociaż... No cóż, uczestniczyło w nim zaledwie kilku gości, a dodatkowy samochód chętnych poetów z Warszawy (w drodze w obie strony około 5 godzin) okazał się nieco „non grata”. Za to rangi imprezie przydał swoim wystąpieniem w Resursie Obywatelskiej prezes ZLP Marek Wawrzkiewicz, który nazajutrz również zaszczycił inaugurację w Łomiankach.
Program 41. WJP w Łomiankach jest już na portalu zaczytany i zrelacjonowany. Zatem, chcę tylko wyrazić szacunek organizatorom z północnego przyczółka stolicy – gospodarzom miasta, dyrekcji Domu Kultury, trzymającej rękę na pulsie imprezy - szefowej Biura Organizacyjnego, pani Marcie Lal-Babiarz, dla której nie było spraw nie do załatwienia, pani Monice Kowalewskiej (tu – prywata: osobistemu pilotowi mojej porannej ekspedycji od stacji metra Stare Bielany do przedszkolaków na bardzo poważne literackie spotkanie) oraz całemu dyspozycyjnemu zespołowi pracowników.