Zdaniem Andrzeja Wołosewicza: "Warto ..."

okladka ksiazki dla zlpinfo

Warto czasami sięgnąć po „Książkę z wierszami”

            Zazdroszczę Kazikowi tego tytułu. Jest niesamowity: oczywiście-nieoczywisty albo nie-oczywiście oczywisty! Jak kto sobie życzy. Kazimierz Kochański nadał swemu najnowszemu tomikowi tytuł tak prosty, że aż genialny! Są półki z książkami (żywię nadzieję, że w każdym domu) no to na nich powinny być i…  książki z wierszami.

Powtarzam po wielokroć moją niesamowitą (wtedy tego nie wiedziałem) przygodę z literaturą. A było to tak. Mój dziadek śpiewał wnukom – a miał nas sporo przy siedmiorgu swoich dzieci! – piosenkę, którą znaliśmy na pamięć, ale nie wiedzieliśmy co to za tekst i skąd. Byliśmy 4-6 latkami biegającymi z zasmarkanym nosem po dziadkowym obejściu. Była to mickiewiczowska ballada „Alpuhara” z „Konrada Wallenroda”. Zanim więc dorobiłem się swojej półki z książkami już znałem niektóre teksty z literatury i to nielichej. Teksty śpiewane łatwiej wchodzą do głowy. Piszę o tym, by od razu zwrócić Waszą uwagę na muzyczność wierszy Kochańskiego. To niebagatelna dziś i rzadka cecha współczesnego wiersza – jego muzyczność właśnie. Kazik – ci, którzy go znają, to wiedzą – jest też muzykiem, śpiewakiem; nie wiem, jak sam siebie określa i szczerze pisząc mało mnie to obchodzi, bo wystarczająco dobrze określają go jego teksty. Zobaczcie, usłyszcie jeden z nich:

Szpargały

Zgubiłem, czego nie miałem;

a ty masz taką siłę,

że odnajdujesz mnie w miejscach,

gdzie nie ma mnie – nigdy nie byłem!

I burzysz niezbudowane,

bezduszność obdarzasz ciałem…

Już nie wiem, czy nadal jestem.

Może się nigdy nie stałem.

Rodzi się, co niepoczęte.

Bezsprzeczne niknie w głuszy.

Nie pytam o nic nikogo;

zwątpiły nawet zakusy.

Ufa ci moja niewiara,

gotowa na inne cuda….

Rwą szaty, Zbrodnia i Kara,

któremu z nas się nie uda.

Znajduję w tym wierszu, wierszu kongenialnym to, co dla mnie w poezji najważniejsze:  przekaz od człowieka do człowieka. Przekaz jakże zdawałoby się prosty, a przecież głęboki i wcale niełatwy do uchwycenia, przekaz poetycki z pogranicza romantyzmu i freudyzmu, wychodzący jakby od niemal ludowego zaśpiewu a penetrujący świat między człowiekiem i człowiekiem w sposób zjawiskowy, nacechowany wewnętrznym napięciem językowym (myślę tu o tych wszystkich zwrotach: odnajdujesz mnie w miejscach/ gdzie mnie nie ma; Rodzi się, co niepoczęte; Ufa ci moja niewiara). Kochański eksploruje rejony niby nam wszystkim dostępne, ale czy na pewno? Czy właśnie nie od poezji oczekujemy, aby nas w nie wciągnęła, nazwała to, czego nasz „zwykły” (czytaj: niepoetycki) język nie wysławia a dusza i serce wie, że w nas to – niewysłowione – jest!

            Takich wierszy w „Książce z wierszami” znajdziecie więcej. Nie mam zamiaru odbierać Wam przyjemności lektury nieskażonej krytyczno-recenzenckim ględzeniem. Ględzę jednak dlatego, że Kazik Kochański jest – i w tym tomiku to doskonale widać – poetą zaprzyjaźnionym z językiem i z… ludźmi. Inaczej nie dostalibyśmy tak czystej moralnie, tak świeżej emocjonalnie i tak pięknej językowo poezji. Warto sięgnąć po „Książkę z wierszami”,  aby zobaczyć, że możliwa jest współczesna poezja nie będąca językową kwadraturą koła, poezja, której nie trzeba czytać ze „słownikiem nadętych wyrazów”, że jest możliwa poezja,  w której o poetyckim ego zaświadcza wiersz a nie deklaracje autorskie na wieczorach poetyckich, czy recenzenci szukający „źdźbła w oku” czytanego wiersza. Poezja Kochańskiego wpisuje się w nurt literatury, jak to nazywam, ratującej język. I proszę mi wierzyć, że wiem, co mówię! A jak mi nie wierzycie, to odsyłam do „Książki z wierszami”.

            I jeszcze jedno zaskoczenie Was czeka – „Książka z wierszami” jest też książką z… obrazami, ale to już zostawiam do osobistego oglądu i podziwiania.


Andrzej Wołosewicz