Władysław Katarzyński - Pomiędzy ciesielką a poezją

i sladami jesiennego pola kopiaaa

 Z zainteresowaniem obserwuję od lat twórczość i kolejne tomiki Jerzego Sałaty, poety z Bartoszyc.
Oto daje nam do ręki kolejny swój zbiorek, „Śladami jesiennego pola” ( Olsztyn, 2020, ISBN: 83-920785-5-8), wiersze i prozę.

Pozbawiony od śmierci kolegi po piórze Józefa Jacka Rojka, swoistego patrona jego literackich poczynań, idzie własną drogą, niełatwą, pomiędzy lśniącymi od wiosennej orki skibami. Na ile jest to droga, jaką szedł dotychczas, warto na to pytanie sobie odpowiedzieć. A przede wszystkim zacząć od tego, czym jest poezja w ogóle. Ja przyjmuję definicję, że poezja to westchnienie duszy. Ciałem jest Jurek Sałata w Bartoszycach, mieście wielu kultur, które przynieśli ze sobą osiedleńcy z różnych stron Polski, z Kresów, zastając kulturę miejscową, dzisiaj już niemal wymarła, duszą jednak pozostaje wciąż we wsi, w rodzinnych Rygarbach. A więc tym, co znajdowało się swoje odbicie w jego poezji dotychczas. Nie ma w tych wierszach ważnych egzystencjalnych pytań, tu i ówdzie tylko przenikają, nie kształtowały go żadne filozoficzne szkoły, lektury, które sprawiają, że człowiek mimowolnie przyjmuje je za swoje i posługuje się użyciem pojęć z nich wyniesionych w swojej twórczości. Jerzy Sałata buduje swój własny świat, jak to cieśla, którym jest z zawodu, jednak nie z potężnych bali, ale z drobnych, ledwie heblowanych deszczułek. Jest w nim miejsce na wspomnienie rodzinnej wsi, na rodzinę, dla dawnych sąsiadów, nawet dla organisty. Ale też znajdujemy tu wątki patriotyczne, jak Katyń, Smoleńsk, a nawet aktualne, jak nękającą nas pandemię, bezrobocie. W tym wszystkim usiłuje poruszać się poeta, jak to bywają poeci, człowiek osamotniony, nie zawsze zrozumiany przez otoczenie, a ponadto zmagający się z problemami życia codziennego, w tym finansowymi, któremu przyszło żyć w tej przygranicznej miejscowości, jaką są Bartoszyce, leżącej na samym skrawku Unii Europejskiej. Wyraźnie brakuje mu kontaktów z wielkim światem, więc szuka go przynajmniej przez poezję. I tu trzeba dodać, że przychodzi mu to z trudnością, bo poezja Jurka jest prosta, jak on sam, jak spojrzenie w oczy, jak podanie ręki, tak jak napisał to swego czasu Leopold Staff. Mimo wszystko próby przypisywania twórczości Jerzego Sałaty do nurtu tak zwanej poezji chłopskiej czy robotniczej mijają się z celem, nie da się tak ad hoc zaszufladkować. Warto też wspomnieć o prozie, której próbki w najnowszym tomki umieścił Jurek. Ważną rolę odgrywają w niej ojciec, lampa, Gagarin, nauka ciesielki, Rygarby. Ot, trochę życia, trochę zabawy ze słowem.

I jeszcze jedno, jest Jerzy Sałata, człowiek skromny, nie dążący do zaszczytów (one mimowolnie na niego spadają), prezesem Bartoszyckiej Grupy Literackiej „Barcja” i to jest w jego życiorysie niezwykłe, warte podkreślenia. Z zainteresowaniem będę śledzić jego postępy, kolejne tomiki i „Barcji” również.

Władysław Katarzyński
Związek Literatów Polskich
Oddział w Olsztynie