Wielogłos o "Po trzykroć mgnieniu" Zofii Sofim Mikuły
Aga Tomha (Agnieszka Tomczyszyn-Harasymowicz – Po trzykroć mgnienie
Własnym Głosem Nr 3/2023/125 (str. 22)
http://wlasnymglosem.pl/wp-content/uploads/2024/01/WG-125_int.pdf
Co dzieje się o krok od zejścia? Od jakiego zejścia? – zapytamy. Tak, od zejścia ostatecznego. Zatem, co się dzieje na chwilę przed? Podmiot liryczny wiersza O krok od zejścia wie, wie Zofia Sofim, bo – jak czytamy w tomiku – ona właśnie– autorka – jest też osobą, o której pisze. Przeżyła wypadek autokarowy i relacjonuje, by poukładać, opowiada, by uwolnić energię dla czytelnika, dla potrzebującego, dla kogoś, kto również doświadczył. Pisze o sobie, ale i o innych.
Co dzieje się z człowiekiem po wypadku, gdy ważne staje się otwieranie i zamykanie oczu – witanie i żegnanie się ze światem – gdy „całe życie się mieści w szybie autokaru”?
Ten krótki, ale jakże przejmujący wiersz pokazuje istotę mgnienia, w którym znalazł się poszkodowany, a znalazł się w przebłysku otworzenia oczu do nowego. Nie należy zapominać o ratownikach krzyczących do ucha: „Otwórz oczy! / Słyszysz? Słyszysz!”. To wybudzanie ratowanego człowieka ma przecież głębsze przesłanie: wybór należy do niego („Otwieram – zamykam. Otwieram”).
Zastanówmy się, czy słyszymy, czy chcemy usłyszeć i przebudzić się.
X X X
Rena Marciniak-Kosmowska – Kalejdoskop losu
e-dwutygodnika „Pisarze.pl” – 5 marca 2024
https://pisarze.pl/2024/03/05/rena-marcini ak-kosmowska-kalejdoskop-losu/
Próbuję nadrabiać zaległości. Przeglądam książki z wystającymi wąsami kolorowych fiszek, czytam notatki na włożonych do środka kartkach. Szeleszczą jak wyrzuty sumienia…
Wyciągam z poetyckiego kopczyka czekającego na powtórną lekturę zbiorek „Po trzykroć mgnienie” Zofii Sofim Mikuły i czytam motto tej publikacji:
Czas przeszły i obecny czas
Oba są chyba obecne w czasie przyszłym
A przyszły czas jest zawarty w czasie przeszłym.
Jeśli czas cały jest wiecznie obecny
To cały czas jest nie do odkupienia.
Thomas Stearns Eliot
Czas – zmagają się z tym pojęciem filozofowie, uczeni z różnych dziedzin i poeci. W tomiku Zofii Sofim Mikuły przemyka się dyskretnie, zderza chwile, momenty od „stanu zagrażającego”, czyli czerwonego autokaru w rowie do zatrzymania się wskazówki na smakowaniu wspomnień domu dzieciństwa.
Ale przypomina też o sobie wprost w wierszu:
Noc bez prawdopodobieństwa dnia
Bo widzisz, przychodzi taki czas, nie twój, nie mój,
A jednak dotyka przeznaczeniem.
Boję się. Nie pojmuję czego – samej siebie,
Nawarstwienia myśli potęgujących natłok przeżyć.
Boję się każdej godziny.
Dnia, który nadejdzie i jego zdarzeń.
Przypadek mieszany nie tłumaczy niczego. Nie da się uwolnić
Od winy niezawinionej wędrującej od skroni do skroni.
Od oka do oka, od ucha do ucha.
I w dół aż do trzewi. –
Przeszywającej.
Przeznaczenie i przypadek spotykają się na drodze losu. Zmieniają kierunek życiowej podróży. „Przypadek mieszany nie tłumaczy niczego” – konstatuje podmiot liryczny tożsamy z autorką zbiorku. Budzi tylko pytanie – „dlaczego?”, ale także oswaja ze śmiercią, bo „każdy musi przejść na tamtą stronę”.
Trzeba zaakceptować przemijanie, tak jak życie, ale zachowując świadomość, że wszystko przeminie… Nie padają wielkie słowa przy tej konkluzji. Sugestywne obrazy, doznania, refleksje przeplatają się w tych wierszach, jak w kalejdoskopie losu. Czasem zamknięte dramatycznym obrazem, czasem celną puentą jak w wierszu „Katastrofa lądowa (mówią, że życiowa)” – Dalsza droga już nigdy nie będzie taka sama –
Dziewczyna w jednej chwili stała się kobietą z wypadku.
Wypadek zatrzymał bohaterkę liryczną w drodze. Wyznaczył przymusowy postój z dala od domu i bliskich. Sprawił, że zmierzyła się z przeznaczeniem „Uwięziona między tą a tamtą stroną”.
Lektura tej publikacji przeniosła mnie na szpitalną salę, wróciły wspomnienia, które znalazły się w moim tomiku „Kamizelka ratunkowa” wydanym przed laty w Wydawnictwie Literackim.
Po chwili wygasiłam napierające obrazy i zanurzyłam się w zaskakującej kronice niespodziewanego pobytu w lecznicy w powiatowym mieście, gdzie trafiła autorka po wypadku drogowym.
W „Po trzykroć mgnienie” – jak można by się było spodziewać – mimo pojawiającego się bólu – fizycznego i psychicznego, lęku, cierpienia czy osamotnienia, choć towarzyszą one bohaterce i jej współlokatorkom ze szpitalnej sali, nie ma epatowania tymi stanami. Są natomiast obrazy, relacje czy refleksje podane ściszonym głosem narratorki, a jednak mocno odciskające się w wyobraźni czytającego.
Wiersze przeplatają się „minireportażami”. Konkretne, realne sytuacje, epizody, doznania i obserwacje poetka zderza z migotającymi intensywnie poetyckimi obrazami i konstatacjami. Z
autentycznych przeżyć, z autentycznego zdarzenia (czytaj wypadku), z detali, okruchów tworzy sugestywne obrazy, buduje oszczędnymi słowami przedstawiony świat i wywodzi uniwersalne refleksje jak w poniższym tekście:
* * *
Dziewiętnaście dni z basenem pod tyłkiem
Trzydzieści trzy noce na półsiedząco.
Gdy dusisz się, nie ma znaczenia,
Na którą przejdziesz stronę.
Dziewiętnaście dni w powiatowym szpitalu – od katastrofy do opuszczenia go, ale jeszcze na noszach; trzydzieści trzy noce w pozycji półsiedzącej, kiedy refleksje i pytania mnożą się, ale pozwalają również zmierzyć się z przeznaczeniem i doznaniami poza ciałem – „Lewituję, ani jestem, ani mnie nie ma”. Świetlny tunel, o którym wspominają ezoterycy i mistycy, a także lekarze (m.in. amerykański chirurg w książce „Mapa nieba”). To są doświadczenia i sytuacje graniczne, które zmieniają ogląd rzeczywistości i światopogląd, to transcendentne doznania, które poetka zamieniła w wiersze, bo … wszystko jest po coś. […] Wiersze to tylko jedna z linii pęknięć. Pokłosie wszystkich rys / wiszących u powały zdarzeń, long, long w pamięci. (z „Legat long fraz”).
Utwory poetyckie poprzetykane są ponumerowanymi prozatorskimi „sytuacjami”, które – niczym stacje szpitalnej drogi krzyżowej – zatrzymują na chwilę i konfrontują cierpienie fizyczne i psychiczne pacjentów z rutyną, pośpiechem i obojętnością personelu. Ale nie ma tu tylko czarno-białych relacji, o czym świadczy tekst „Wstydu ubywa”. Pojawiają się też osoby i gesty empatyczne.
Oszczędność słowa, trafne metafory i porównania sprawiają, że utwory Zofii Sofim Mikuły brzmią przejmująco i prawdziwie, a budząc pytania o nasz los, przeznaczenie, prowadzą do metafizycznych rozważań i uniwersalnych refleksji.
Tunel
… Gdy świecił mi lampą nad głową…
Z Jego światłem kroczyłem w ciemności…
Księga Hioba 29:2-3
Przechodziłam przez ten tunel wiele razy,
Nie tylko w snach, które nieustannie powracały,
jakby chciały zapewnić o doczesności.
Był tam, gdzie się urodziłam i w mieście wypadku.
Na Stalowej, i na zakręcie, ciasny i duszny –
Jak kanały rodne matki.
Mieszała się w nim krew z ofiarowaniem.
Brnęłam wśród szaroczerwonej mazi. Wzywana –
Pełzałam ku światłu.
Poeta, tłumacz i krytyk literacki Marek Wawrzkiewicz w posłowiu do tego zbiorku napisał: „wypadek to życie, a wszelki wypadek to całe życie. Całe życie jest wypadkiem albo sumą wypadków. Kilka lat temu Zofia Sofim Mikuła uległa poważnemu, zagrażającemu życiu wypadkowi. Pisała o tym wiersze. […] Tomik jest przemyślaną, konsekwentną konstrukcją złożoną z wierszy i prozy.”.
W zalewie powszechnego pustosłowia i wierszy o niczym „Po trzykroć mgnienie” iskrzy poezją, przykuwa do lektury treścią, językiem, niebanalnym obrazowaniem, jak w poniższym utworze:
Na oddziale zabrakło OxyNormu
Nocą szpitalne ściany węszą. Złowrogie cienie pełzną po sali,
zbliżają się… Są już przy tobie. Lancetowate ostrza krążą
po całym ciele, wdzierają się w płuca, szarpią oddech.
Noc ostrzy ciągnie się bez końca.
Kulisz się i ryglujesz w embrionalnej przestrzeni,
próbując zmiażdżyć ból, rodzisz wewnętrzny krzyk.
Omdlewasz…
Rano. KKCz i mała pastylka prostują cienie.
(KKCz – koncentrat krwinek czerwonych)
Ta szpitalna kronika dowodzi, że jednostkowe doświadczenie i sytuacje, które się zdarzyły, fakty i dane z raportów – z wypadku i lekarskiego, wplecione w obraz czy pozornie beznamiętną relację, prowadzą do zaskakujących puent i uniwersalnych refleksji.
„Po trzykroć mgnienie” to trzecia poetycka książka Zofii Sofim Mikuły (po „Nie goń mnie Alafufu” i „Kuriozalnie z szypułkami”), to przejmujący zbiorek o ludzkim losie, spotkaniu z nieznanym, cierpieniu, lęku i „pełzaniu ku światłu”.
To utwory, które zmuszają, by się zatrzymać, zastanowić, po co i dokąd pędzimy; pomyśleć o naszym losie, przeznaczeniu i przemijaniu.
20 lutego 2024
Zofia Sofim Mikuła, Po trzykroć mgnienie, Wydawnictwo Adam Marszałek, Toruń, s. 49.
Bożena Kaczorowska
– Pochylisz powieki, a całe życie zmieści się w szybie autokaru*
„LiryDram” Nr 42/2024 (str. 112 – 115) https://online.flipbuilder.com/sqtu/ztjp/
„Własnym Głosem” Nr 3/2023/124 (str. 18)
http://wlasnymglosem.pl/wp-content/uploads/2023/11/wg_124_int.pdf
Trzymam w ręku najnowszy tomik Zofii Mikuły „Po trzykroć mgnienie”, po którym przychodzą mi na myśl słowa włoskiego poety i tłumacza, Cezare Pavese: Podróżowanie jest brutalne. Zmusza cię do ufania obcym i porzucenia wszystkiego, co znane i komfortowe. Jesteś cały czas wybity z równowagi. Nic nie należy do ciebie poza najważniejszym – powietrzem, snem, marzeniami[…]
A mimo to, kochamy podróże. Jest w nich jakaś tajemnicza potrzeba przemieszczenia się w inne rejestry krajobrazu. Do znanych nam lub całkiem obcych miejsc. Nikt nie zakłada, że podróż może przynieść tragiczne w skutkach wydarzenia lub zatrzyma nas na dłużej w zupełnie obcym miejscu. A nagle los zapisuje całkiem nowy scenariusz, inny od tego, który mieliśmy w swoich założeniach. Tak tworzą się legendy, a w tym przypadku, tak powstają wiersze.
Otwieram pierwszy z nich. Jego tytuł mówi sam za siebie: „Czerwony autokar w rowie”. Potem jest ciąg wydarzeń, które bohaterka tomiku obserwuje jakby z oddali. Pojawia się – sytuacja pierwsza, następnie – sytuacja druga, a na kolejnych stronach – następne. Jakby przeplatały się w nich sen i jawa. Nierzeczywisty stan, do którego musi przyzwyczaić się mózg. Oswoić z tym, co nie miało się wydarzyć, a właśnie się stało.
W wierszu „Powidoki” dociera do nas brutalna prawda ironii losu, w której ułamek sekundy
może zdecydować o wszystkim, nawet o ludzkim życiu:
Latarnie na poboczu umykają, a jednak są blisko.
Za blisko.
Teraz jest ten moment.
To jest ta chwila.
„Dziewiętnaście dni i nocy” (z sytuacji: „Dwie dziewczyny z wypadku”), tyle będzie trwała ta opowieść. Przyjrzyjmy się jej. Może przytrafić się każdemu z nas. Z katastrofą komunikacyjną coś trzeba zrobić. Jeśli wymaga hospitalizacji, to trzeba będzie przejść przez szereg badań. I odleżeć swoje w szpitalu, zwłaszcza wtedy, gdy obrażenia okażą się poważne. Ale nie bójcie się, autorka nie będzie zamęczać nas widokiem krwi, choć wypruje sobie flaki, by przelać na papier to, co jak kamyk w bucie uwiera w pamięci i nie pozwala zapomnieć o trudnych przeżyciach. Taki jest właśnie przywilej poetki.
Zofii Mikule udało się to przelać na karty książki. Nie dość, że pokazała zawiłości szpitalnego życia, to jeszcze umiejętnie opisała losy poszczególnych bohaterek, współtowarzyszek niedoli. Jest tu ukazana piękna postawa praktykantki, uczulonej na ludzki ból i w kontraście do niej chłód, a może tylko rutyna surowych pielęgniarek, jako przykład sytuacyjny w publicznej służbie zdrowia. Nie działające dzwonki, przy unieruchomionych na szpitalnych łóżkach pacjentach i zamknięte na korytarz drzwi. To wszystko, to jak obrazy z krzywego zwierciadła. Niedorzeczne, a jednak prawdziwe:
Leżę sama na sali intensywnej opieki medycznej, potrzebuję pomocy, a dzwonki nie działają. Dzwonię z komórki na telefon stacjonarny pielęgniarek (wyszukałam w Google). – Jak pani znalazła ten telefon? […]
[…] Pozostaję sama w zamkniętej sali. Pęcherz robi się coraz bardziej pełny, czuję, że dłużnej nie wytrzymam. Znowu dzwonię z komórki […] Za chwilę wpada do pokoju pielęgniarka X i krzyczy…
– Skąd pani ma ten numer? U nas nie ma takich zasad! […]
– Jak mam się kontaktować, skoro nie działają dzwonki, a pani zamknęła drzwi.
W sytuacji zagrożenia życia czy silnego wstrząsu psychicznego robimy sobie rachunek sumienia. Powracają obrazy z przeszłości i to też jest rodzajem podróży. Tyle że w głąb siebie:
[…] Ptaki gniazdują w obcych siedliskach.
Obie z matką mamy ponad sto lat,
obie odegrałyśmy nieumiejętnie swoje role.
Stoję w oknie…
Kłócę się o wszystkie wojny, które przeszła matka,
o dziedzictwo tych wojen.
(z wiersza: „Akurat stoję w oknie, dlaczego akurat”).
Poruszył mnie również mocny przekaz tęsknoty za czymś, czego nie możemy w danej chwili doświadczyć:
Nie pójdę na spacer do lennej budki, nie dotknę przyrody.
Przeczuwam, że na odległej łące zabraknie nawet deszczu,
a moim oczom nie okaże się kałuża na piaszczystej ścieżce. […]
A dom... – to przestrzeń ponad połać okien.
Dom... – to jagody w Otrębusach,
wysypujące się na leśne runo z garnuszka dziecka.
Morwy zjadane prosto z ziemi,
klomb pełen malw i zapach maciejki aż po sen.
(z wiersza: „Deliberacje z przeprowadzką w tle”).
Wszystko kończy się dobrze. Bohaterka wierszy powraca do domu. I choć poobijana fizycznie i emocjonalnie próbuje dalej żyć z dystansem do przeżytych w szpitalu trudnych chwil.
Uspakaja czytelnika:
[…] Wiersze to tylko jedna z linii pęknięć. Pokłosie wszystkich rys
wiszących u powały zdarzeń, long, long w pamięci.
Polecam tomik uwadze czytelnika. Krytyków zachęcam do analizy. Zaś autorce gratuluję wierszy. Warto sięgnąć po tę pozycję wydawniczą.
Bożena Kaczorowska
* z wiersza autorki O krok od zejścia
Zofia Sofim Mikuła, Po trzykroć mgnienie, Wydawnictwo Adam Marszałek, Toruń 2023, s. 49.