W szklanej kuli sonetów
Gdy modny bełkot snobistycznej blagi
Krytyk zaciemnia kadzidlanym dymem,
Doszło do tego, że aktem odwagi
Jest wiersz napisać z rytmem, sensem, rymem.
Antoni Słonimski W obronie wiersza
23 kwietnia 2014 roku minęła 450 rocznica urodzin, a za dwa lata minie 400 rocznica śmierci Williama Szekspira. Zapewne niewielu z nas pamiętałoby o tych datach, gdyby nie Krystyna Konecka. We współczesnej poezji polskiej stanowi ona swoisty ewenement. Uparła się uprawiać sonet, z wielką fascynacją, ale też wiedzą i klasą, bo – jak powiedział Michel Houellebecq – „warunkiem dobrego stylu jest mieć coś do powiedzenia”. To bodaj jedyna polska poetka, która uniknęła epigoństwa i doskonale radzi sobie z tą formą poetycką. Nie wiem, czy zdążył poznać Konecką i jej twórczość Roman Tomaszewski z Klubu Literackiego TOPOLA w Zduńskiej Woli, w którym oboje działaliśmy, członek warszawskiego oddziału ZLP, wyróżniony za tom poetycki podczas ostatniego Listopada Poetyckiego w Poznaniu. Miał w swoim dorobku tomiki sonetów. Można powiedzieć, że oddychał nimi. A Krystynę Konecką charakteryzuje (według Waldemara Smaszcza) myślenie sonetami. Ciekawa byłam spotkania, konfrontacji tych dwojga poetów, odmiennych osobowości.

Wróćmy do Szekspira. Co łączy Konecką z angielskim poetą, żyjącym prawie pół ery temu (i tylko przez 52 lata!)? Jego „Sonety” uznawane są za najpiękniejszy zbiór poezji miłosnej. Ale to tylko jeden element przyczynowy całej „układanki”, która w efekcie końcowym nabrała kształtów „Ogrodów Szekspira”. Dedykacja w tej książce sporo wyjaśnia: „Mojej córce Ewie – przyjaciółce oraz sponsorce i współuczestniczce szekspirowskiej przygody”. Niezwykła to przygoda. Ale i długotrwała wcześniejsza praca poznawcza. Każda wizyta u córki, zamieszkałej w Anglii, umożliwiała poszerzanie wiedzy, poprzez zbiory biblioteczne i penetracje miejsc naznaczonych choćby tchnieniem poety. Tak naprawdę „żyła Szekspirem” od swoich pierwszych zainteresowań teatralnych, pierwszych prób w przedstawieniach, jeszcze w dzieciństwie. Ma za sobą fascynującą, choć czasem niełatwą, podróż w głąb czasu, tropami ocalałych miejsc, śladów, związanych z życiem i twórczością Szekspira. Docierała do nich z dziennikarską pasją i w oparciu o fakty lub tylko domniemania pisała sonetowy pamiętnik.
Holy Trynity Church
Jeśli tu był ochrzczony, to chrzcielnicy owal
nadal istnieje. Tylko z późniejszym o wieki
pęknięciem. Jeśli swoich bliskich tu pochował,
Bóg zabrał też kamienie. Jeżeli ta rzeka
nigdy się nie rozstała z kościoła odbiciem,
to warto poprzez wierzby powiewną klauzurę
spoglądać jego wzrokiem w bezmownym zachwycie
nim odpłynie się z fala jak łabędzie pióro.
Jeżeli polichromia w murze prezbiterium
fałszuje twarz pośmiertną w poświacie witraży,
przecież dla niego róże, naręcza wisterii
wieńce z urodzinowych lilii pod ołtarzem.
I moja tu obecność. Zza morza. Z biletem
do wrażeń, które pragnę ogarnąć sonetem.
Stratford-upon-Avon 23.04.2003
(sonet szekspirowski z I części „Ogrodów Szekspira”, 2003r.)
Sonety w tym tomie są próbą zapisu refleksji z podróży i impresji dotyczących postaci autora „Hamleta”(w warszawskim Teatrze Współczesnym Borys Szyc świetny w roli Hamleta!). Znajdziemy tutaj konteksty geograficzno-historyczno-kulturowe, także związane z Polską. Te sonety składa Konecka w hołdzie wobec poety i dramaturga wszechczasów (był również aktorem). Dwa spośród czterech cykli utworów to sonety szekspirowskie. Pierwszy dotyczy życia poety w rodzinnym Stratfordzie, a trzeci jest rodzajem literackiej zabawy z formą. Cenne jest zamieszczenie w książce fotografii, ilustrujących etapy podróży i odkrywanie miejsc docelowych.
439 urodziny
Więc gdybyś nie był synem kupca, urzędnika
czy nie kłusował za jeleniem świtem bladym
Skąd ta euforia ze spotkania z każdym śladem?!
Wibracje serca unoszące jak muzyka?
Jeśli byś nie był niezrównanym romantykiem.
Szaleńcem serca. Mych wieczorów częstym gościem.
Nie stałyby się twoje frazy o miłości
afrodyzjakiem, panaceum, narkotykiem.
Bo przecież z jakiejś żywej tkanki swego ducha
jawisz się w błyskach scenicznego uniesienia
wielkim – jak Gielgud. I dyskretnie otulony
w czarny aksamit własnych słów uważnie słuchasz.
I mnie – najmniejszej szepczesz dobre skojarzenia.
I któż by inny mnie sprowadzał w twoje strony.
(„Sonet petrarkowski” z IV części „Ogrodów Szekspira, 2003r.)
Krystyna Konecka w sonetach, zamieszczanych w książkach, stawia sobie czasem wyzwania, ubogaca ich tworzenie. Próbuje wpisywać w formy – szekspirowską i petrarkowską – własną inwencję poetycką. Rejestruje codzienność, fascynację przyrodą, dotyka tematów związanych z tradycją i kulturą. Jest poetką dwóch kręgów: kultury i natury, odwołań topograficznych i biograficznych. Sonet często jest świadectwem rzeczywistości, rzutującej na jej własną egzystencję, własną codzienność – autorka staje się podmiotem lirycznym. Dyscyplina kompozycyjna i tematyczna tej formy poetyckiej wymaga ujmowania myśli w karby słów uporządkowanych. Ale – nie surowo brzmiących, przeciwnie. Oprócz widocznego zmysłu obserwacji i czasem goryczy, znaleźć w nich możemy i humor, i dowcip.
Romans w metrze
Zauważyłam ich, gdy szli od Multikina
kremowo-arkadowym pasażem ze śladem
po tramwajowych torach. On dyskretnie blady
w wieku pobalzakowskim mocno. A dziewczyna
w latach Hańskiej z okresu mariażu. Przy stacji
metra stanęli pod straganem z chlebem
wielkim jak młyńskie koła. Wciąż za ręce. Trzeba
było widzieć jej czułość. Jego adorację.
Pociąg Meteor, maszynisty pozbawiony
zatrzymał się. Wysiadła Hańska wprost w ramiona
mężowskie. Pan zaś w widmie automatyzacji
skulił się. Zdławił szloch nieludzki. I już – stacja.
I promienny wysiadał podwójnymi drzwiami
na Madeleine, gdzie czekała małżonka z wnukami.
(Z tomiku „Biały kruk”, 2007)
Zdarza nam się niejednokrotnie, że jakiś wiersz, z rymem i rytmem, dawno czytany, „chodzi nam po głowie”. Wraca do nas z głębi przeszłości, wcale nie zamkniętej na amen. Poetycka melodia Koneckiej często tworzy nastrój, autorka sonetem czaruje czytelnika, słuchacza. Niekoniecznie wyłącznie poezja współczesna zapełnia nasze domowe biblioteczne półki. Konecka uzmysławia nam, że rytm, rym, melodyka wiersza, wcale nie są reliktem przeszłości. Trzeba tylko nadać im odpowiednią formę, zadbać o styl. Stawiamy jej sonety obok białych wierszy współczesnych poetów, także najmłodszych „stażem”, eksperymentujących ze słowem i treścią adeptów pióra. I nikt nikomu nie wadzi. Sonetem poetka także ocala to, co ważne, w polskiej kulturze, historii, współczesnej rzeczywistości, a także w przyrodzie. Czytając jej poezję, uświadamiamy sobie, ze nam się to po prostu podoba. A jeszcze autorka celuje w pointach, zaskakuje („Dzień na śmierć się zaorał w monologu bata”). Porusza nasze umysły, zmusza do zastanowienia, zatrzymania się w biegu codzienności, pochylenia nad wartością, znaczeniem – historii ziemi rodzinnej – ojczystej, ważnych zdarzeń, egzystencji człowieka.
Kołysanka dla siebie
Białowojsze. Nad Dzisną
Kiedy czas stał się inny niż projekcja marzeń
Pisklęta coraz dalej. Bardziej obce miasta
Kiedy autorytety jak lodowce gasną –
wracaj do domu. Z garbem. Z bliznami na twarzy.
Kiedy sypie się pewność jak rażona gromem
Gdy historia w szaleństwie i zgiełku ulicznym
jak wicher miota drzewem genealogicznym
krusząc konary. To nic. Ty – wracaj do domu.
To nic, że domu nie ma. Że babcina rzeka
między dwoma krajami w kolczastych zasiekach.
Ale jest – praprzyczyny pramiejsce rodowe.
Może zdołasz prawnukom świat ów nazwać słowem.
Odnaleźć proste drogi w meandrach pamięci
Otulić się jej ciepłem... Zasnąć w jej objęciach.
(Z tomiku „Biały kruk” – 2007)
Już w okresie dzieciństwa rodziła się jej fascynacja magią Wileńszczyzny i słowa z nią związanego. W Gorzowie Wielkopolskim nad Wartą ojciec śpiewał kołysankę „Wilija, naszych strumieni rodzica”. Tekst – klucz. Ważne się stało dla Krystyny, by enklawa rodzicielskich tęsknot, korzeni, ocalała. Kiedy pierwszy raz była w Wilnie, upewniła się, że tamta ziemia, ludzie, sprawy, pozostaną azylem spełnień, prywatności, symboliki patriotyzmu i rzeczy uniwersalnych. Po latach powstały sonetti a corona –„Sonety litewskie”, włączone później do zbioru „Znad Wilii”. Słowa pełne szacunku, dumy, podziwu i pokory.
Sonety litewskie, I
Litwo, ojczyzno moja z epoki embrionu.
Litwo moich rodziców, królów i poetów.
Ziemio deszczu. Dzieciństwa niejasna planeto
wśród wygasłych albumów i rzeczy minionych.
W gęstych zaułkach wzruszeń półcienie. Półtony.
Kogoś brak. Coś jak popiół. Carskie epolety,
wzrok Skargi jak z Matejki. Rękopis sonetu
gęsim piórem w mansardzie. Wiatr i dzwony. Dzwony.
No przecież jestem. Czas ma niezbadane twarze
i filtruje mi światło w wileńskim witrażu
poprzez łzy. Pierwszy wieczór z powitania chory
Spętał napięciem gardło jak szal Isadory.
W rozwartej ramie nieba deszcz zasnuwa cieniem
iskry więź z perspektywą niedopowiedzenia.
(Z tomiku „Sonety litewskie”)
Dla Koneckiej każda podróż jest ważna. Ważny tomik – każdy, ale wyróżnia „Ciszę”, „Ogrody Szekspira” „Szklaną kulę” i album poetycko-fotograficzny „Listy dobiegniewskie” (miejsce urodzenia – poetka sięga do przeszłości historyczno-kulturowej tego obszaru). W 200. rocznicę urodzin Adama Mickiewicza wydała zbiór sonetów pt. „A.M.”, sfinansowany przez Ministerstwo Kultury i Sztuki (z życzliwą oceną ks. Jana Twardowskiego). Istotne są dla niej spotkania z ciekawymi ludźmi, ale także rozmowy o błahostkach, wkomponowanych w codzienność. Znana jest jako osoba ujmująca, otwarta i serdeczna. Jednocześnie skromna. Chętnie, wręcz z pasją, dzieli się zdobytą wiedzą, wiadomościami dotyczącymi literatury i życia kulturalnego, tradycji, piękna natury, także daleko poza granicami naszego kraju, dokąd wielokrotnie podróżuje. Emocje przekładają się na reportaże, wiersze, fotografie. Sonety pisywała nad Morzem Żółtym i Morzem Japońskim. Rzadko pisze o miłości. Dla niej sonet jest przestrzenią, w której może pomieścić wszystkie interesujące ją tematy, z głębią odwołań do współczesności (wykraczające też poza emocje liryczne). Pierwszym wzorcem dla poetki był oczywiście Francesco Petrarka („Sonety dla Laury”). Sonet szekspirowski poszerzył możliwości jej wypowiedzi o inne rozłożenie akcentów interpretacji tematów. Pierwszy cykl korony sonetów – sonetti a corona – zaczęła pisać w autobusie, wracając z wieczornego dyżuru w katowickiej drukarni. Lubi odkrywać nowe konteksty. Z radością poznaje miejsca, ludzi i samą siebie na nowo. Edyta Geppert włączyła do swojego repertuaru jej tekst „Tęsknota i wiatr”(muzyka – Stanisław Stankiewicz).Od wielu lat jest w przyjaznym kontakcie z Barbarą Wachowicz, która swoją obecnością i wypowiedzią na temat twórczości autorki sonetów, uświetniła jej warszawskie spotkanie w „Bibeloty Cafe” w marcu 2014 roku (prowadzenie – Stefan Jurkowski). Z dużą satysfakcją świętowała 450 rocznicę urodzin Williama Szekspira wraz ze studentami i pracownikami naukowymi Uniwersytetu w Białymstoku przy wielkim torcie. Nie mogła być wtedy w Centrum Szekspirowskim w Stratford-upon-Avon, gdzie urodził się i zmarł William Szekspir. On sam staje się bliższy współczesności poprzez sonety Koneckiej. Książka „Ogrody Szekspira” i tłumaczenia sonetów (Ewa Sherman) znalazły się w zbiorach Biblioteki w.w. Centrum Szekspirowskiego, a wcześniej książka miała swoją promocję. Sukces tej poetki wynika z głębokiego zrozumienia dzieł Szekspira i jego życia, w powiązaniu z wiedzą o realnym świecie, współczesnym. Część nakładu przekazała w tym roku fundacji budującej Gdański Teatr Szekspirowski.
O sonetach Krystyny Koneckiej pisali (w recenzjach, uwagach, listach) m.in.: Roger Pringle – Dyrektor Shakespeare Centrum, prof. Teresa Zaniewska, Stanisław Tomala, Andrzej K. Waśkiewicz, Krzysztof Lisowski, Krzysztof Gąsiorowski.
W biografię poetki wpisał się reżyser Kazimierz Kutz. Prowadził zajęcia z filmoznawstwa w Podyplomowym Studium Kulturalno-Oświatowym na Uniwersytecie Śląskim. Wiersz „Dedykacja” nawiązywał do ważnego wówczas filmu Kutza „Sól ziemi czarnej”. Tadeusz Kijonka opublikował go w „Poglądach”(1972). I to był pierwszy krok tej poetki na Parnasie.
Krystyna Konecka jest autorką wielu reportaży, przede wszystkim społecznych. Zajmuje się także krytyką literacką i teatralną. Wydała dwie książki o swoich podróżach na Półwysep Koreański. Natomiast fotografie znalazły miejsce w tomikach, albumach fotograficzno-poetyckich, w prasie, na wystawach, ekspozycjach. W 2008 roku w Poznaniu, Międzynarodowy Listopad Poetycki w przestrzeni kilku lat można było zobaczyć i wspominać podczas wystawy jej fotografii. Dwa lata wcześniej ukazał się album poetki z Białegostoku pt. „Chwile i lata”, wydany na jubileusz XXXV Warszawskiej Jesieni Poezji. Jest to swoista dokumentacja zdarzeń, związanych z tym festiwalem literackim na przestrzeni kilku lat, do 2005 roku. Zatrzymane w kadrze chwile są niepowtarzalne, chwile wplecione w kolejne jesienie, poetyckie wzruszenia, rozważania, sesje i wernisaże. W reprezentacyjnych salach stolicy i w pięknych plenerach. Fotografie przybliżają nam uczestników i gości wyjątkowych, m.in. wybitnych polskich aktorów. Wielu z tych uśmiechniętych, bądź zadumanych twarzy już nie zobaczymy. „Chwile i lata” są bogato ilustrowane również strofami poetów. To uczta dla oczu i ducha.
Ingmar Bergman powiedział: „Nie wierzę w natchnienie. Wolę sumienność”. Krystyna Konecka myśli podobnie i stara się realizować odpowiedzialnie postawione sobie zadania. Zawsze ma też na uwadze stwierdzenie Voltaire’a, że „Tylko szarlatani są pewni swojej sprawy”. Dlatego nie wydaje książek często, a raz na parę lat, z niepewnością, jak jej wiersze zostaną przyjęte.
Cap Ferrat
Z punktu Plateau St. Michele w moim obiektywie
przylądek niczym ciemna poszarpana chmura
jawił się w zawieszeniu. W przymglonych konturach.
Był październik. I podróż. I wszystko możliwe.
To dar, ze się zdarzyło. Nic, że o tej porze.
Nie mniejszy – seans magii z Aneri obrazem.
Bo inny czas i miejsce. Wybrzeże i lazur
– ponadczasowe piękno w najczystszym kolorze.
Zbiegła pasemkiem lądu w toń morza i słońca.
W głębię barw. W barwę głębi. W kamienie palące
świadomym pociągnięciem pędzla. Skała harda
w miękkich tonach lawendy z ziemi Fragonarda.
W tle – ezeańska twierdza czy pałac w Monako
śle nadzieję przetrwania jej. I mnie. I ptakom.
(„Szklana Kula”, Cap Ferrat – obraz Aneri Ireny Weiss, 1925, s. 66/67)
„Szklana Kula” to album poetycki poświęcony twórczości i miłości pary młodopolskich artystów Ireny i Wojciecha Weissów, wydany przez Fundację Muzeum Wojciecha Weissa w Krakowie, którą kieruje wnuczka artysty – Zofia Weiss-Nowina-Konopka. Jest ona autorką koncepcji książki, w której znajdujemy obrazy Weissów, ale też ich samych – na fotografiach. W 2013 roku Krystyna Konecka prezentowała tę książkę m.in. w Muzeum Narodowym w Krakowie i Muzeum Literatury w Warszawie. Byłam obecna na promocji w Domu-Muzeum Władysława Broniewskiego, spotkaniu w ramach Warszawskiej Jesieni Poezji. Prowadził je Stefan Jurkowski. Reprodukcje obrazów, zamieszczone w albumie (widoczne także na ekranie), zostały ubogacone poetyckimi do nich komentarzami. Sonety z estymą czytała ich autorka. Krystyna Konecka w tym albumie wchodzi w malarską rzeczywistość Weissów, łączy wątki prywatności z obrazami i inspiracjami własnymi. Prowadzi artystyczny dialog. Sonety mają głębię refleksyjną, uniwersalne odniesienia.
Okna. Okna
W oknie pracowni. Widok z okna. Haftująca
Aneri. Szklana kula. Refleksy. Zimowy
sad przez okno. Za oknem. Wieloznaczne słowo
do wpadania świeżości, natchnienia i słońca.
Renia na oknie. Wnętrze jadalni z otwartym
oknem. Odbicia w szybie. Autoportret z żoną.
A tu na parapecie jasnym ustawiono
glinianych żołnierzyków kruchą ariergardę.
Mając za sobą Rzymy, Paryże, Florencje,
ich architektoniczny przestwór, zamiast wenie
tam stawiać czoła, młody geniusz wszedł w zażyłość
z przyklasztornym miasteczkiem. Dając referencje
przyziemnym prostokątom twórczym nieskończenie.
Z teatrem codzienności. Z widokiem na miłość.
(„Szklana kula”, obraz Wojciecha Weissa – „Renia na oknie”, 1910, s.34/35)
„Szklana kula” to tytuł kilku prac malarskich obojga Weissów, motyw towarzyszący pejzażowemu malarstwu z czasu, kiedy odkrywali swoją wzajemną miłość. „Przed stuleciem była to skromna dekoracja stojąca na grządkach kalwaryjskiego ogrodu, ale za sprawą artystów stała się magiczną kulistą sferą, w której z jednej strony przeglądał się ich rodzinny dom, a z drugiej strony bezmiar nieba. Stanowiła intrygującą przestrzeń ciągle niedokończonego dialogu spojrzeń i refleksów” – pisała Zofia Weiss-Nowina-Konopka). W albumie natomiast, pięknym i wzruszającym, z oryginalną, bogatą metaforyką, dostrzegalne jest wzajemne oświetlanie się sztuki malarstwa i poezji. Na tym polega ekfraza. Przenikanie. Stefan Jurkowski, na ostatnich stronach albumu przybliża nam, charakteryzuje, portrety trojga artystów. I owo „przenikanie” ich sztuki. Zbliżone, bądź te same klimaty, dostrzeganie niuansów, uniwersalność treści w obrazie i słowie. Posługuje się przy tym konkretnymi przykładami.
Zdjęcie z krzyża
Tej nocy nic nie było ostre. Tylko zgroza.
Niepewne barwy tłumu, całunu i zbroi.
Czarna plama – w omdleniu Mater Dolorosa.
Rozpacz jak w „Rozstrzelaniu” u Francisco Goi.
Białą plamą jaśnieje tylko czysty całun.
Ktoś z apostołów w ciemnym bólu pochylony
nad bezmiarem nieszczęścia. Chrystusowe ciało
bez twarzy, bez krwawiącej cierniowej korony,
już bezcielesne niemal. Ludzie na drabinach
pasmem płótna ku ziemi znoszą postać szarą.
– Ale, na litość boską, niech ktoś mego syna
stopom odejmie gwoździe, nim runie na mary!
Cóż, że blask spoza krzyża niesie wybawienie.
Najbardziej nieśmiertelne zostanie cierpienie.
(„Szklana kula”, „Zdjęcie z krzyża” – obraz W.Weissa ok 1930, s. 72/73)

Wojciech Weiss (1875-1950) – malarz, rysownik, grafik, był uczniem m.in. Jana Matejki. Po śmierci mistrza pełnił wartę przy jego trumnie. We wczesnym okresie twórczości był zafascynowany osobowością i filozofią Stanisława Przybyszewskiego i jego mistrza, norweskiego artysty – Edvarda Muncha. Pracownię mistrzowską uzyskał u Leona Wyczółkowskiego.
Aneri (anagram imienia) Irena Weissowa (1888-1981) – malarka i poetka, była studentką Szkoły Sztuk Pięknych u K. Krzyżanowskiego i Xawerego Dunikowskiego. W Monachium uczęszczała do pracowni węgierskiego profesora malarstwa Sz. Hollosy’ego. Na kursach w Krakowie nad rozwojem jej talentu czuwał Wojciech Weiss.
*
Krystyna Konecka urodziła się w Dobiegniewie (woj. lubuskie), w rodzinie repatriantów z Wileńszczyzny. Dzieciństwo spędziła w Gorzowie Wlkp. i w Tychach. Ukończyła filologię polską na Uniwersytecie Warszawskim oraz Podyplomowe Studium Kulturalno-Oświatowe na Uniwersytecie Śląskim. Początkowo pracowała jako nauczycielka i dziennikarka w Tychach, a od roku 1979, kiedy z rodziną przeniosła się do Białegostoku – w „Kontrastach” i „Gazecie Współczesnej” w Białymstoku. Cieszy ją współpraca z wieloma czasopismami ogólnopolskimi. W dorobku ma liczne publikacje poetyckie w prasie ogólnopolskiej, a także kilkanaście wystaw fotograficznych o tematyce literackiej. Jej wiersze, tomiki sonetów były wielokrotnie nagradzane. Zamieszczone są w kilkudziesięciu antologiach, m.in. w takich krajach jak: Korea, Włochy, Litwa i w wielu polskich, a także zagranicznych periodykach – w Wilnie, Seulu, Nowym Jorku, Bristolu, Kijowie. Konecka jest członkiem m.in. The Anglo Polish Society of Bristol and the South West, England.
„Szklana kula sonetów”... Takim tytułem opatrzyłam z góry samą myśl pisania o Krystynie Koneckiej i może trochę o jej sonetach. Cytowałam je w całości, dla pełniejszego „obrazu”. Pierwszy i ostatni sonet różni się formą zapisu od pozostałych. Są to dwa sonety szekspirowskie. Szklana kula sonetów to światło poznawania, odczuwania, rozumienia. Przez szkło często widzimy lepiej, pełniej i z odpowiednim dystansem. Niczego z zawartości nie uronimy, nie utracimy. Kula to kształt doskonałości. Kojarzy się także z ziemską, dzięki której istniejemy, żyjemy. Możemy zapatrzyć się w kulę wypełnioną wiedzą, wiarą, mądrością i nauką. Próbować odczytać przyszłość.