Niedawno pożegnałam Ryszarda Daneckiego, odpływającego w ostatni rejs, ten bez powrotu. Pływał on kiedyś jako rybak po Morzu Kaspijskim, ale zawsze wracał, nawet po największych sztormach. Tym razem nie wróci. Trudno w to uwierzyć, trudno się z tym pogodzić. Ten zawsze pełen życia i humoru, tryskający witalnością człowiek nie żyje. Bez niego poznański oddział Związku Literatów Polskich nie będzie już taki sam. Zabraknie żartów Ryszarda, jego ironicznego nieco śmiechu, opowiesci o dawnych latach, zdarzeniach i ludziach, których oprócz niego nikt już nie pamietał. Odszedł nagle, pozostawiając po sobie puste miejsce, ksiązki i wspomnienia... Nie pójdę już z nim na piwo, nie porozmawiam, nie pojadę do chaty w puszczy, nie zjem pysznego obiadu przygotowanego przez jego żonę... A jeszcze tyle mogłam usłyszeć, tyle się nauczyć, zrozumieć...

Teraz mogę tylko sięgać do tomików, zadumać się nad jego wierszami, opowieściami, fotografiami.
Po powrocie z cmentarza wyjęłam z biblioteczki kilka książek tego cudownego poety i gawędziarza. Przerzuciłam album „Od Smakosza do Fregaty”, ukazujący poznańską cyganerię artystyczną. Nie czytałam, przeglądałam tylko fotografie z dawnych lat. Ależ ten Ryszard był przystojny! A te jego oczy! Nie dziw, że wiele kobiet za nim nim szalało. On również lubił kobiety. Lubił to właściwie nieodpowiednie słowo – on kobiety kochał. Kochał wino, kobiety i śpiew, a z tych trzech rzeczy kobiety najbardziej. Można to wyczytać na stronach jego książek. Kobietom i miłości poświęcił wiele wierszy. Najpopularniejsza książka Daneckiego, „Dedykacje – Wiersze do sztambucha”, w całości poświęcona jest kobietom jego życia. Do końca miał nadzieję, że ukaże się jeszcze jedno wydanie tego tomiku, uzupełnione o kolejne imiona, o których napisał i jeszcze napisze. Nie zdążył...
A przecież zawsze był gotowy na nowe zauroczenie, nową przygodę. Jak napisał w „Dedykacjach”:
Stroję się chwilą tą zawsze akurat -
wrastam w las, którego czas nie powali:
w pień jeden zrastają się imiona,
w trzystuimienną płeć -
kołysze się koralowy konar,
kwitnie różem jednakim różnych owali-
...
(„Wstęp II”)
Choć tak wielbił wszystkie kobiety, do końca był z wybraną we wczesnej młodości dziewczyną, która rozumiała poetę, wiele mu wybaczała i twierdziła, że to tylko taki „erotyczny katar”, który zawsze przechodzi. Ryszard dedykował swej Bronce, (która, jako plastyczka, ilustrowała niektóre jego książki, między innymi właśnie tomik „Dedykacje”), wiele utworów.
W wymienionych wyżej „Dedykacjach” tak pisał do Bronki:
u steru -
warkocze czarne
skośne oczy
i kimono -
skąd to kimono znajome w dżonce,
kobiece piersi
znajome drżące?
Kimono lila – tak dobrze w nim Bronce
gdy włos rozpuści kaskadą czarną lakieru
...
(„Do Bronki”)
O ślubie z Bronką napisał w 2007 roku wiersz „W poznańskiej Farze”. Ten utwór opublikowany został w ostatniej, wydanej w 2013 roku książce poety „Wiersze okazjonalne”. Choć w późniejszych latach życia Danecki wyznawał materialistyczny pogląd na świat, to jednak ciepło wspominał kościelne zaślubiny:
Rozjaśniły go świec płomienie drżące
i marsz Mendelssohna grały organy,
gdy ślubne obrączki wkładał ksiądz Jany
przed tym ołtarzem właśnie -
mnie i Bronce...
Najbardziej osobistym, jak zawsze twierdził poeta, poświęconym żonie wierszem był „Stwórca”, zamieszczony w tomiku „Mężczyźni półwieczni”. Na swym ostatnim spotkaniu autorskim w Ogrodzie Botanicznym, które odbyło się przed trzema tygodniami, 17 listopada, Ryszard przeczytał go Bronce, również obecnej na wieczorze. Z pewnością nie pierwszy raz słyszała ten utwór, łacznie ze słowami miłości, ale sądzę, że tę recytację zapamięta na zawsze. Nie mógł chyba Danecki pożegnać jej piękniej:
Czarny sześcian ciszy
wycięty w boku pulsującego wszechświata,
czarny sześcian ciemności:
tutaj istnieje to tylko,
co powołane dotykiem
ręki mojej -
oto łóżka drewniana krawędź,
chłód prześcieradeł,
z pustki wyciągam
włosów długie zwoje,
stwarzam powieki rozwarte,
rozkołysane dzwony piersi -
...
leżę obok ciebie,
którą stworzyłem
„Mężczyźni półwieczni” jest moją ulubioną książką Ryszarda Daneckiego. W pomieszczonych tam wierszach poeta jest taki prawdziwy, namacalny, ze wszystkimi swoimi słabościami i lękami, z właściwą sobie przekorą i optymistycznym podejściem do życia. Opowiada o swych marzeniach, tęsknotach, miłościach... O tęsknocie za miłością idealną:
- Kiedy tak mówisz, pięknie i czule,
że miłość – chłopca w mężczyznę zmienia -
masz rację
...
- Miłość – z mężczyzny znów chłopca czyni:
w świat czarów wiedzie go dłoń dziewczyny -
(„Rozmowa z Rasułem”)
O poszukiwaniu wciąż nowych wrażeń, nowych natchnień, o zachwyceniu ciągle na nowo, raz jeszcze, pomimo przemijających lat i posiwiałych skroni:
Dawno już – pierwsze sadziłem drzewo,
i dawno dom zbudowałem także,
syn – wkrótce dziadkiem zrobi mnie pewnie...
...
A ty się jawisz dzisiaj dopiero,
o czarnooka i czarnobrewa -
miłości słowa szepczesz gorące?
...
lecz jak z mężczyzny – stać się znów chłopcem?
(„Nowa miłość”)
Pisał poeta również o samotności, której tak często doświadczyć można nawet wśród tłumu. Jak każdy z nas nieraz czuł się wyobcowany, niezrozumiany, odrzucony. Na pospiesznie przemierzanych gwarnych ulicach, między gonitwą za pieniądzem a pościgiem za stabilizacją, sukcesem, za jeszcze jedną przygodą, jeszcze jedną książką, wpadał w czarny, pusty tunel:
Machaniem rąk rozkopujemy
każdy dla siebie przejście w powietrzu,
oblegającym ściśle wypukłość ubrań:
gestu odrębnością -
zaznaczamy odrębność swojego przejścia,
...
To jest właśnie pamięć:
cofanie się w nieprzydatny innemu
pusty tunel
swojego przejścia -
...
(„Samotność”)
Nieobca była Daneckiemu, jak zresztą większości poetów, tematyka śmierci. No bo jakże nie zauważać, że pięknie rozwitły kwiat traci płatki, gubi liście i więdnie? Że młode, smukłe drzewo targane wichurą łamie się i ginie, wyciągając ku niebu zeschnięte, sczerniałe konary? Że człowiek od dnia swoich narodzin uparcie i mozolnie zdąża do kresu życia, borykając się po drodze z niedogodnościami starości? Pisał więc poeta o tym, że przemijamy, ale również o tym, że nie chcemy się z tym pogodzić, staramy się tego nie zauwżać:
Od ściany ku oknu -
od ram fotografii
...
od faktów do marzeń,
od byłeś – ku będziesz -
odwracanie twarzy
(„Przemijanie”)
W tym dążeniu ku śmierci wiele jest przystanków, wiele portów. Można je witać z uśmiechem, spodziewając się się jeszcze czegoś nowego, dobrego, a można świadomie nie dostrzegać mijających lat, jak struś chować głowę w piasek, uciekać w sen, w alkohol, w marzenia:
Romantyczni żeglarze – o burych świtach
na brzegu tapczanów z pękniętą sprężyną,
u boku chrapiących sopranowo słonic -
lądują sterani, bez steru...
Nie burkną
słowa – w sen odpływają, w którym ich wita
wyspa wonna, gdzie gibkie dziewczyny żyją
...
(„Pięćdziesięcioletni”)
Najpiękniejszym wierszem o śmierci, jaki napisał Ryszard Danecki, jest moim zdaniem „Romeo”. Mówi o śmierci samobójczej w tak przejmujący a zarazem poetycki sposób, że nie można się nim nie zachwycić. Ryszard opowiedział mi o genezie tego wiersza: kiedyś w holu hotelu zobaczył młodego mężczyznę, który podciął sobie żyły – chciał umrzeć z powodu nieszczęśliwej miłości. Przecięte żyły ułożyły się w kształt lśniącej, czerwonej róży. Widok ten tak poruszył poetę, że napisał:
Gdy nie będę już do niczego zdolny -
albo inaczej -
gdy już będę do wszystkiego zdolny,
gdy już będę mógł wszystko ofiarować tobie -
albo inaczej -
gdy już niczego nie będę mógł ofiarować tobie -
dam tobie różę czerwoną,
którą noszę nierozkwitłą w lewym przegubie:
otworzy się za muśnięciem srebrnego promienia
brzytwy...
Miłość, śmierć... To częste tematy utworów Daneckiego, ale nie jedyne. Dużo miejsca zajmuje też w jego poezji przyroda, mitologia... Jako dawny marynarz Kaspijskiej Floty pisał dużo o morzu (był zresztą związany z morzem przez cały czas, do śmierci pełnił funkcję wiceprezesa Wielkopolskiego Oddziału Marynistów Polskich. Opisywał także lasy, szczególnie swoją ukochaną Puszczę Notecką, gdzie znajdował azyl pisarski w chacie leśnej, nazwanej „Gontyną”. W „Gontynie” spędzał poeta corocznie wiele miesięcy, od wiosny do jesieni. Tam powstawały najpiękniejsze wiersze, tam chronił się przed przed miejską wrzawą i ludźmi. Na zaproszenie Ryszarda pojechałam tego lata do ukrytej w puszczy chaty, otoczonej kwiatami i starymi drzewami. Zostałam przedstawiona stojącemu w ogrodzie Duchowi Puszczy, rzeźbie wykonanej przez Wojciecha Kuklę. Tam porobiłam kilka zdjęć, na tle chaty, w ogrodzie, z Duchem Puszczy... To jedne z ostanich fotografii Ryszarda w miejscu, które było mu najbardziej bliskie. Gdzie znajdował spokój i natchnienie, łączył się z przyrodą, czuł się ogniwem w łańcuchu życia:
... nagle pojmujesz, że śmierci nie ma –
robak jest wróblem, a jastrzębiem wróbel,
martwego jastrzębia – znów robak pożre,
taką mają przyszłość pnie sosen grube,
jaką im kornik wypisuje w korze –
tyle życia innym – ile go oddasz,
ono zaś wieczne – tylko formy giną:
ofiary na Łady składane ołtarz –
puszcza jej wielką, słowiańską gontyną...
(„Gontyna”)
Tym właśnie utworem pożegnałam Ryszarda Daneckiego na junikowskim cmentarzu. Stałam nad jego grobem, mówiłam wiersz, ale czułam, że nie jest to nasze ostateczne pożegnanie. Wiem, że będzie wracał do mnie zwrotką wiersza, uśmiechem ze zdjęcia, wspomnieniem... I póki będzie żył w mojej pamięci, w pamięci wielu z nas, nie odejdzie. A jego słowa krążyć będą pomiędzy nami jak barwne motyle, które wyfrunęły z cienia starej chaty.

Ryszard Danecki „Dedykacje”, Wydawnictwo Poznańskie 1974
Ryszard Danecki „Mężczyźni półwieczni”, Wydawnictwo ZLP Poznań 1990
Ryszard Danecki „Wiersze okazjonalne”, Wydawnictwo RD „Gontyna” 2013