Mam przed sobą trzy ostatnie książki Elżbiety Musiał: Płacz czajki[i] (w której poetka zamieściła arcyciekawy poemat: „na śmierć zegarka przejechanego zimą przez samochód”), Na zdjęciu wciąż żyjemy[ii] i Ars Moriendi, czyli poradnik czynności nieużytecznych[iii].
Elżbieta Musiał jest nie tylko poetką, ale i malarką, eseistką. Wydała kilkanaście zbiorów poetyckich, tom esejów Poeta patrzy na kobietę (2006). Jako malarka uczestniczyła w wystawach indywidualnych oraz zbiorowych w kraju i za granicą. Trzeba powiedzieć, że artystyczna aktywność Musiał spowodowała, że jest poetką odrębną, rozpoznawalną. O jej twórczości poetyckiej pisali m.in. Roman Śliwonik, Krzysztof Gąsiorowski, Stefan Jurkowski, Leszek Żuliński. Nieżyjący już Roman Śliwonik zauważył: „Musiał nie pisze wierszy marginalnych, błahych, jakie można ominąć. Poetka prowadzi dyskurs z sobą, to jest ciągły dialog – na szczęście głównie z sobą – bez przemądrzeń, ogólników i porad. To są wiersze poetki myślącej i wrażliwej. Ujmuje mnie powaga, odpowiedzialność artystyczna i pewien porządek zapisu”[iv].

Przed czterema laty w recenzji z Płaczu czajki pisałam: „Jedno jest pewne, że wiersze Elżbiety Musiał stanowią materiał do napisania eseju na temat Czasu, Przemijania, Zagłady.
A czytelnik z pewnością znajdzie dużo ciekawych spostrzeżeń, przemyśleń i refleksji. Tylko w ten sposób można odkryć dla siebie subtelność i piękno tej poezji”[v]. Po latach i lekturze trzech ważnych książek poetyckich, ba, przełomowych poematów, najwyższy czas by skupić się na istocie artystycznej wypowiedzi kieleckiej poetki. Dziś do rzadkości należy gatunek poetycki, jakim jest poemat. Elżbieta Musiał miała odwagę podjąć się dyskursu poetyckiego poprzez poemat i chwała jej za to. Marek Wawrzkiewicz w „Posłowiu” do Ars Moriendi, czyli poradnik czynności nieużytecznych stwierdził: „Trudność drogi poetyckiej, którą zdaje się wybierać Elżbieta Musiał, polega i na tym, że próbuje ona odnowić gatunek prawie już umarły. Poemat był niegdyś tym gatunkiem, który budował wielkość poezji, był czymś takim, jak symfonia w muzyce. Kto jeszcze we współczesnej poezji polskiej pisze poematy – po trzech traktatach Miłosza, po trzech poematach Bieńkowskiego, po próbach Brandstetera. Poeci wybrali łatwiejsze formy (....)”[vi]. Trudno nie przyznać racji Wawrzkiewiczowi. Ale Musiał jest w pełni świadoma owego trudu, jakiego się podjęła. Bowiem właśnie te trzy poematy stanowią o jej indywidualności poetyckiej w zalewie powszechnej przeciętności. Poetka w poematach odwołuje się do wartości uniwersalnych, jakimi są czas, przemijanie, umieranie i śmierć. Do takiej rozmowy po prostu się dorasta. Krótki wiersz jest tu niestosowny, bo zbyt ulotny. Poemat stanowi wyzwanie, dyskurs, próbę zrozumienia tego, co w nas tkwi. Skoro nie możemy rozmawiać wprost, rozmawiajmy poprzez Słowo. Temu wszystkiemu towarzyszy refleksja, gdyż wszyscy co do jednego jesteśmy poddani zarówno czasowi, przemijaniu, jak i umieraniu oraz Śmierci.
Te trzy poematy są niewątpliwie swoistą trylogią poetycką, tryptykiem. Każdy z nich to gotowy monodram poetycki, będący odrębnym zamysłem artystycznym.
Tak więc przywołajmy pierwszy z poematów: „na śmierć przejechanego zegarka zimą przez samochód”[vii]. Ma on charakter elegii, pieśni żałobnej po stracie zwykłego, damskiego zegarka, jednak służy ona do rozważań i refleksji nad kondycją Sztuki lub skargi, która dotyczy spraw osobistych lub problemów egzystencjalnych (przemijanie, śmierć, miłość).
Dziś, gdy króluje w młodej poezji narracja liryczna, a powszednim chlebem są wulgaryzmy i budowanie języka poetyckiego przy pomocy przerzutni, poezję Musiał wyróżnia odmienność widzenia świata. Podmiot liryczny wciąż prowadzi dyskurs, a może raczej monolog wewnętrzny, próbując dotrzeć do prawdy. W tych poszukiwaniach zdany jest na samotność, gdyż tylko w ten sposób można rozmyślać o rzeczach ponadczasowych. Topoje poezji Elżbiety Musiał (róża, zegarek, piaski, doliny, korzenie, przestrzeń, kamień, mgła, deszcz itp.) funkcjonują jako wieloznaczne symbole, w zależności od kontekstu wypowiedzi, często są one nieokreślone lub zawieszone. I tak zegarek dziś jest nieodzowną częścią naszego życia, bez którego współczesny człowiek nie potrafi funkcjonować. Ma on dla poetki jakąś moc magiczną. Wyznacza rytm życia codziennego oraz biologicznego: „Było to dwudziestego piątego dnia pierwszego miesiąca// O tej godzinie zamieszkał we mnie czas,/ który miałam zaznać./Zwiastował go niepozorny przedmiot/ podniesiony spod nóg./ (...) – tamże s. 57. Ten ciekawy poemat jest niczym innym, jak pochyleniem się nad przemijaniem, nad kondycją naszej cywilizacji, kulturą. Mały, damski zegarek, uwikłany w obrazy liryczne, pełni funkcję klepsydry. Jest jej młodszym bratem. W klepsydrze przesypuje się piasek, tu zegarek sam pada ofiarą zagłady. Ocala go jednak bohaterka liryczna poematu. Samochód, podobnie, jak zegarek, jest wizytówką współczesnej cywilizacji. Zarówno samochód, jak i zegarek, z czasem się zużywają, są tylko przedmiotami. Ale czas jest Czasem niezniszczalnym, nierozłącznym elementem Wszechświata, czasoprzestrzenią, czyli dla szarego czytelnika czystą abstrakcją.
Już motto, rozpoczynające poemat, zaczerpnięte z T.S. Eliota, wiedzie naszą uwagę ku inspiracjom filozoficzno-literackim Elżbiety Musiał. Bohaterka przywołuje tu nieprzypadkowo Ziemię Jałową Eliota oraz współczesnych poetów: Janusza Żernickiego i Andrzeja K. Waśkiewicza. Również scenerię liryczną poematu poetka umiejscowiła w zimie, w porze roku, w której zamiera Natura.
W opisach dominuje biel nie tylko w poemacie, lecz także w wierszach (symbol światła, czystości i doskonałości, ale również stygmat śmierci i żałoby). Przywołanie zimy to nic innego, jak podjęta przez podmiot liryczny swoiste katharsis. Oczyszczenie z poczucia winy i skrywanej bezradności wobec zachowania ciągłości kulturowej, naszej cywilizacji, często też i wobec wyalienowanej ze społeczeństwa jednostki ludzkiej: „Jakże zdeterminowane jest to sąsiedztwo/ dwóch światów - /cywilizacji jutra/ i cywilizacji wydziedziczonej.(...) – tamże, s. 73.
Otoczkę poematu zamieszczoną w książce tworzą luźne wiersze, które zbliżają nas do klimatu tych rozważań. Bohaterka liryczna poematu dostrzega sprzeczność pomiędzy ulotnością czasu przeciętnego człowieka (motyl) a statycznym czasem kosmosu. Poetyckie zmaganie się poetki z Czasem ma wiele wspólnego z poglądami Św. Augustyna, który twierdził, że czas jest bezcenny, nierozłączny ze zmianą (ruchem), stanowi pewien wymiar świata materialnego i wiąże się z przemijalnością. Teraźniejszość (to, co istnieje materialnie) jest dla niego czasem zauważanym (choć nieuchwytnym), przeszłość (to, co istniało) – pamiętanym, a przyszłość (to, co będzie istniało) – oczekiwanym. Z całą pewnością stwierdza zaś, że czas stworzył Bóg, który znajduje się poza nim.
Podmiot liryczny stwierdza: „(...)I jest kamień, i lot – bo z nimi przestrzeń./ Z nim czas – bo jest kamień i smuga/ po nim. (...)/ Bo są czas, przestrzeń i kamień, jak Bóg nam jest w trzech osobach./” – tamże s. 72. Przede wszystkim monolog czy rozmowa z samą sobą ma w sobie coś ze spowiedzi: „jeśli znajdę, będę wiedziała, czego szukam”. Właśnie, czego bohaterka wiersza szuka? Prawdy o samej sobie. A kiedy ją pozna: „Posypią się szkiełka iluzji./ Popłynie płacz.// Rzeka wiedziała pierwsza.” - tamże s.24. Rzeka jest nie tylko symbolem czasu i przemijania, ale również ciągłej odnowy, płodności. O dziwo, na pierwszy rzut oka, podmiot liryczny wierszy i poematu nie prowadzi żadnego dyskursu z Bogiem, jednak po uważnej lekturze czytelnik dozna olśnienia, że jednak Bóg (może nieokreślony) w poezji Elżbiety Musiał pulsuje podskórnie, poprzez przywoływanie symboliki chrześcijańskiej. Jednakże poetka czyni to z dużym dystansem, czasem ironią, chociażby w wierszu: „Pośmiertnie” – tamże s. 15.
Jak już napisałam, wiersze Elżbiety Musiał są nasycone symboliką, metaforycznymi obrazami. W wierszu „Skazana na różę” czytamy:
Już dnieje.
co mogę wziąć z dnia, który już przy mnie,
ja skazana na różę,
której ofiarowano horyzont,
nie dając perspektyw (...)
- tamże s. 16
Róża to dość powszechny i ograny symbol miłości. Dalej bohaterka pyta: „Kto bez zgody i z jakiej przyczyny/ bezmiar w nas wlewa i chce oswoić?”. Odpowiedź jest zawieszona, niewyartykułowana. „Porozmawiajmy, już dnieje/ a nic nie jest jasne” – tamże s. 17. Pytanie zatem skierowane jest do czytelnika, by również podjął ów dyskurs na temat bezmiaru czasu: wszystko przemija, nawet miłość staje się przeszłością, zapomnieniem. Poetka konstruując wiersz, często nie dopowiada, zawiesza rozważania swojej bohaterki, jakby chciała w ten sposób udostępnić trochę przestrzeni czytelnikowi, dać możliwość własnej interpretacji, refleksji. Bohaterka liryczna konkluduje: „nigdy nie wiem, jaką klęską zakończy się wiersz” - tamże s. 21. Tymczasem Krzysztof Gąsiorowski podjął próbę odpowiedzi na wątpliwości bohaterki lirycznej poematu: „Zdarzenie błahe na pozór, niewarte poematu[viii]. Tymczasem poetka przeżywa wstrząs. Jakby wyrwano ją ze snu.
I otworzyły się wrota przepaści. Czas, z którym dotąd pozostawała w zażyłości, w falującej psychofizycznej równowadze, ruszył, porzucając ją oniemiałą na nagłej pustyni życia, tam gdzie nas już nie ma. Mały, damski, żywy zegarek o czymś gestykuluje wskazówkami, coś jej nadaje tajemnym alfabetem migowym, a ona ma odpowiedzieć na to niejasne wezwanie czy też wyzwanie... W filozofii egzystencjalnej takie przeżycie nazywane bywa Wydarzeniem. Dasein uprzytamnia tu sobie, że jest nie tylko sobą, chociaż jest dla siebie, że nawet od samych siebie różnimy się ontologicznie; istnieje rozdarcie między podmiotowością a materialnością, okazuje się, że tętni w nas także jakiś, czyjś? puls, a realizujemy się dopiero jako byt ku śmierci, która jest jedyną dostępną nam autentycznością... itd. itd. Może lepiej tego nie wiedzieć, pyta poetka...”[ix]. Tyle Gąsiorowski.
Z biegiem lat wydarzenia na ogół wydają się błahe, zwłaszcza wtedy, gdy przed nami to najważniejsze wydarzenie, ostateczne, po którym przychodzi już tylko niepamięć, zapomnienie. Ta egzystencjalna nuta rodem św. Augustyna dominuje także również w drugim poemacie: Na zdjęciu wciąż żyjemy. Czas, który jest nam dany to wyłącznie chwila, mgnienie oka ziemskiej udręki, chociaż Czas ma także wymiar kosmologiczny, to jednak jawi się on jako Niepojęty Bezmiar. Nieuchwytny dla przeciętnego człowieka, czyli skryta Tajemnica. Toteż istotnym jest Czas, który jawi się jako chwila, między jednym zdarzeniem a drugim. I właśnie owa chwila powinna być w miarę naszych możliwości dobrze „skonsumowana”. Dzieciństwo, młodość, dorosłość i starość. I nasze doznania, przeżycia, zarówno biologiczne, emocjonalne, jak i egzystencjalne. Nasuwa się więc pytanie, czy ten Czas jest Pięknem, czy tylko Koszmarem, Rajem czy Piekłem? W poematach Musiał pobrzmiewa bergsonowskie określenie czasu dyskretnego, złożonego z chwil, pojmowanych na sposób przestrzenny oraz czasu "rzeczywistego", czystego dziania się, które dane nam jest w introspekcyjnym doświadczeniu. W poemacie Na zdjęciu wciąż żyjemy bohaterka liryczna stwierdza: (...) 26./ Czas obraca nas w palcach i odbiera po kawałku./ Nie pamiętam, czy jeszcze/ mam wyraz twarzy./ Już nie noszę / zwierciadeł przed sobą/ i nie trzymam/ róży./ Moje przemijanie sprzyja mi coraz bardziej.(...)” – tamże s. 22. Należy stwierdzić, że narratorka (liryczne „ja”) jest świadoma swojego „bycia ku śmierci”. Przemijanie, owa chwila, która nam jest dana to nic innego, jak heideggerowskie Sein und Tode. Przeczytawszy drugi poemat bez trudu stwierdzimy, że autorka podobnie, jak w utworze pierwszym, inspirację zaczerpnęła z Ziemi jałowej Eliota. Zarówno zapis, jak i układ poematu, a także ogromna ilość przypisów mimowolnie wiodą nas ku Eliotowi i jego poematowi.
O ile poemat „na śmierć zegarka przejechanego zimą przez samochód” wydaje się być dość czytelny, o tyle drugi poemat, druga część tryptyku została obarczona dużą ilością przypisów, wyjaśnień. Dlaczego? Leszek Żuliński pisał o nich w „Plejadach”[x], że pełnią rolę „poezjoesejów”. Można śmiało powiedzieć, że nie są to jednak poetyckie eseje. Powiedziałabym, że to traktat o kondycji człowieka współczesnego i losach ludzi. Są one zwykle podobne do siebie, chociaż historia bywa odmienna. Dzieje ludzkie mają podobne zasoby psychologiczne. Człowieka zawsze otaczała i otacza sztuka, malarstwo, rzeźba, muzyka, taniec. I to odróżnia homo sapiens od zwierząt. Ale tylko ta wrażliwość jest postrzegana jako pozytywna cecha naszego gatunku. Sztuka... Poetka przywołuje tu wielkich artystów, malarzy, poetów, muzyków: Giordano Bruno, Dalego, Gauguina, Mercurego, Evorę, Lorcę, Dudę-Gracza, Miłosza, Świrszczyńską, Gąsiorowskiego, itp. W jakim celu? Zatrzymajmy się więc przy Giordano Bruno. Elżbieta Musiał w przypisie zwraca szczególną uwagę na słowa Giordana: „Kto chce w prawidłowy sposób rozumować, powinien odzwyczaić się od przyjmowania czegokolwiek na wiarę. Przyzwyczajenie do wiary jest największą przeszkodą poznania” – tamże s. 7.
Należy zadać sobie zasadnicze pytanie: czy wiara ogranicza wolność człowieka? Czy człowiek pozbawiony pełnej wolności może racjonalnie wykorzystać dane mu chwile, aby zrozumieć własne wnętrze i wszystkie doznania psychicznie, jakie przeżywa w ciągu swojego życia. A przede wszystkim zrozumieć swój Los. W poemacie nakładają się obrazy, fascynacje malarstwem, poezją, muzyką. Jak już wcześniej wspomniałam Elżbieta Musiał jest również malarką. Nic więc dziwnego, że w poemacie Na zdjęciu wciąż żyjemy mamy do czynienia z przemieszaniem obrazów, sprawiających wrażenie poetyckiego chaosu, a będącego świadomym zamierzeniem artystycznym. Nie chodzi tu o chronologię wydarzeń, umiejscowioną w konkretnym czasie, ale o dyskurs lirycznego „ja” ze sobą. Jednak dwa zdjęcia mają tu kluczowe znaczenie, gdyż ukazują dwa fakty, tworzące tragiczne wydarzenia, jakie były udziałem polskich żołnierzy w Afganistanie. Wojskowa misja pokojowa. Czy pokojowa? Poemat rozpoczyna się właśnie od następujących słów: ”1. Nie mogę rozwinąć myśli: lato dojrzewa w przyszłych szkieletach jabłek./ Przeszkadzają mi nieustające wniebowstąpienia/ w wierszach. Brzemienne powietrze sierpnia./ obłoki przeludnione./ tak, przeludnione/ jak niebo nad Nangar Khel */ pewnego dnia hurmem zdobyte. Wszyscy myślą,/ że to przez pieprzony Afganistan. Że stamtąd jest bliżej. Zapewne mają rację./ Maha nie miała czym/ nakarmić dziecka, a już było po wszystkim (...)” - tamże s. 5. Autorka odsyła nas do przypisu, w którym czytamy m.in., że 16 sierpnia w wiosce Nangar Khel polscy żołnierze ostrzelali afgańską wioskę, w wyniku czego śmierć poniosło sześć osób, w tym kobiety i dzieci. Dalej poetka pisze: (...) „Działo się to podczas pokojowej misji Polaków w Afganistanie” - tamże s. 5. Trzeba przyznać, że zacytowany początkowy fragment poematu zawiera ironię, sarkazm i zwątpienie. Ale zwróćmy uwagę na pewien fragment z przytoczonego powyżej tekstu: „Przeszkadzają mi nieustające wniebowstąpienia/ w wierszach. Brzemienne powietrze sierpnia./ obłoki przeludnione./ tak, przeludnione/ jak niebo nad Nangar Khel”. Podmiot liryczny oznajmia, że przeszkadzają mu nieustające wniebowstąpienia (w wierszach). Tragiczne wydarzenie w Afganistanie miało miejsce 16 sierpnia, dzień wcześniej katolicy obchodzili święto religijne potocznie określane mianem Matki Boskiej Zielnej (oficjalnie nazywane Wniebowzięciem Najświętszej Maryi Panny). Ta analogia nie jest przypadkowa. Podczas misji giną matki i dzieci. Matka Boska Wniebowzięta jest patronką ziemi i jej bujnej roślinności.
A w Afganistanie w sierpniu na skutek działań wojennych ziemia nie przynosi plonów, dzieci nie tylko giną od kul, ale również umierają z głodu. I jakby na to nie patrzeć i jedno, i drugie cechuje tragiczny los. Misja pokojowa również, bo niesie ze sobą śmierć. Nic więc dziwnego, że wszyscy myślą, że to przez tenpieprzony Afganistan. Tu nasuwa się na myśl znana piosenka Muńka Staszczyka ”Warszawa” ze słowami: „Zielony Żoliborz, pieprzony Żoliborz/ Rozkwita na drzewach na krzewach/ Ściekami z rzeki kompletnie pijany/ Chcę krzyczeć, chcę ryczeć, chcę śpiewać’”, w której kultowy artysta przywołuje Hitlera i Stalina oraz zniszczenia, jakie przynieśli miastu.
Drugie wydarzenie, związane z Afganistanem, to śmierć pięciu polskich żołnierzy, o której poetka napisała: „(...) 33. / Znienacka/ Przyjechali do kraju na Wigilię*./ Niecali. O 21 gramów lżejsi*./ teraz leżą, jakby dopiero co/ wrócili z wojny i nie mogli się wyspać./ pięć żon chciałoby objąć/ pięciu mężów./ przeszkadza im w tym pięć trumien. / Fatamorgana./ ziarnami pustyni sypnęło i popiołem (...) – tamże s. 28. Odwrotność sytuacji. Ale w każdym wydarzeniu powtarza się Los ludzki, los kobiety. Każda śmierć jest inna, bezsensowna. Także i w tym wydarzeniu towarzyszy święto religijne, Wigilia Bożego Narodzenia. Zbieg okoliczności czy paradoks? W 34 strofie poematu czytamy: „Prawda jest niczym,/ gdy liczy się tylko to, w co wierzysz” – tamże s. 29. Narratorka podejmuje polemikę z dogmatami religijnymi i powraca do sentencji Giordana Bruno, że to właśnie wiara nie pozwala na poznawanie swoich psychicznych doznań, ani też na ocenę otaczającej nas rzeczywistości. Weltanschauung Elżbiety Musiał jest raczej areligijny. Poetka nie próbuje rozwiązywać zagadek świata i życia, bo ma świadomość, że owe tajemnice potęgują się z biegiem czasu, poszczególnych chwil, które w końcu łączą się w ciągłość. Wpływ na nie ma przede wszystkich gromadzone latami jednostkowe, a także zbiorowe doświadczenie życiowe. Wydawać by się mogło, iż bardzo odpowiada jej wizja Giordano Bruno, zwłaszcza ta kosmologiczna. Jak wiemy: poglądy Giordana Bruno uznano za heretyckie, w związku z czym został spalony na stosie 17 lutego 1600 r. Na szczęście autorce poematu nic nie grozi, bowiem żyjemy w XXI w. Ma bowiem pełne prawo kreować swój świat rzeczywisty i wszelkie doznania intelektualne, duchowe, również światopoglądowe. To tylko projekcja – jak wyznanie bohaterka liryczna na s. 32: „(...) 37. Ona bosa i garstką prochu,/ już swobodna/ na wietrze – to projekcja”. A na gauguinowskie pytanie: „Skąd przychodzimy? Co tu robimy? Dokąd zmierzamy?”[xi]. Bergson w 1912 roku, podejmując ów „filozoficzny” problem lakonicznie odpowiada: „Gdyby filozofia nie miała naprawdę nic do powiedzenia o tych sprawach najwyższej wagi, gdyby nie potrafiła rozjaśnić ich stopniowo tak, jak rozjaśnia się problemy biologiczne czy historyczne, gdyby nie mogła korzystać z ciągłych postępów doświadczenia, gdyby miała ograniczać się do przeciwstawiania sobie tych, którzy głoszą nieśmiertelność, i tych, którzy jej przeczą, a to z racji wyprowadzonych z hipotetycznej istoty duszy i ciała, byłoby niemal rzeczą słuszną powiedzieć, odwracając sens słów Pascala, że cała filozofia nie jest warta jednej godziny zachodu”[xii]. Z takimi też pytaniami pozostawia nas poetka sam na sam, zmuszając nas do refleksji: czym jest Czas i czy chcemy go trawić na pozorne działania albo bezczynność? Podobnie, jak śpiewał Marek Grechuta w swojej piosence: „Skąd przychodzimy, kim jesteśmy, dokąd idziemy przecież my wiemy, że nie bardzo pasujemy do takich pytań i do braku odpowiedzi sąsiedzi słońca, ziemi, nieba, wody (...)”. Dziś niemal po 120 latach wciąż stawiamy podobne pytania i nadal są one otwarte, bez odpowiedzi. Ludzkość zastanawiała się nad tym odwiecznie, usiłując poznać Tajemnicę swojego pobytu na Ziemi i we Wszechświecie jako istota rozumna.
Natomiast w strofie 11 na s. 12 czytamy: „Świat nie raz już spłonął od jednej zapałki./ A potem znów wszystko szło przed siebie/ i szło na marne”. Ta konkluzja jest nie tylko ironiczna, ale i sceptyczna. Świat, a także cywilizacje ginęły, a później z mozołem wszystko powstało od nowa. I tak człowiek od zarania po współczesne czasy wprawiał koło historii w ruch. W pamięci pozostaje przede wszystkim Sztuka, która wcale nie chroni człowieka przed jego barbarzyństwem i niszczycielskim żywiołem. Przecież narody, chełpiące się niezwykle wysoką kulturą, nie były wolne od ludobójstwa, Holocaustu, chociażby np. Niemcy, Rosjanie, Chińczycy. I jak się tu ma wrażliwość duchowa, intelektualna i czyny niegodne człowieczeństwa. Jak widać, homo sapiens to bardzo skomplikowany gatunek na świecie i wcale nie brzmi dumnie.
Zatrzymajmy się jednak chwilę przy tytule poematu: Na zdjęciu wciąż żyjemy, bowiem i tu kłania się Bergson wraz z jego dwoma rodzajami pamięci: cerebralnej i duchowej[xiii]. Z pewnością u Musiał mamy do czynienia i z jedną, i z drugą. Pierwsza to nic innego jak postrzeganie zmysłowe, druga zaś jest poznaniem intelektualnym. Żyjemy na zdjęciach, dopóki nasza pamięć nie szwankuje, chociaż musimy stwierdzić, że za każdym razem zarówno obraz, jak i zdjęcie będziemy odbierać inaczej. Codzienne będziemy dostrzegali inne szczegóły. Inne barwy, inne światło, inny wyraz twarzy, inną wymowę np. oczu, pejzażu itp. To wszystko jest związane z percepcją naszego postrzegania otoczenia i świata zastanego. Od naszej inteligencji odbioru bodźców zewnętrznych. Ten na pozór krótki, bo zaledwie 38-stronicowy poemat wraz z przypisami, jest niezwykle wielowątkowy. Trudno o wszystkich pisać, bo można być posądzonym o nadinterpretację.
Ciągłość Czasu i ciągłość miłości
Jak już powiedziałam, drugi poemat Na zdjęciu wciąż żyjemy, mimo upływu czasu, chwil „dzieje się” nasze Trwanie. To nic innego, jak nasza pamięć o tym , że tu byliśmy, żyliśmy, odeszliśmy. Skąd? Jak żyliśmy? Dokąd odeszliśmy? To są pytania wyłącznie retoryczne. Barbara Skarga, nieżyjąca już profesor filozofii, w szkicu przedstawiającym wątki bergsonowskiej „Ewolucji twórczej”
(„L’evoluttion creratrice„)[xiv] pisała, że: ”(...) dane nam jest nasze własne istnienie. Istnieć zaś to nieprzerwanie się zmieniać, zmieniać w czasie, a raczej – jak powiedzielibyśmy dziś – czasować się, ta bowiem przyszłość, ku której wyglądaliśmy, jest już za chwilę przeszłością, każdy moment przeszłości „wgryza się” wciąż w przyszłość. Nasze istnienie zatem to ewolucja, pęd życia, ruch, bieg czasu. Ten czas Bergson nazwał trwaniem(...). Takiego właśnie istnienia doświadczamy bezpośrednio. Jest ono ciągłością. Nie ma ani w psychice ludzkiej, ani w przyrodzie stanów, które można by wyłączyć spod presji czasu(...)”. O ile ciągłość czasu jest niezwykle istotna w ludzkim trwaniu, o tyle o ciągłości miłości trudno cokolwiek powiedzieć. Już raczej możemy mówić o jej dopełnieniu. Jeśli istnieje ciągłość czasu, złożona z chwil, to również mamy do czynienia z ciągłością miłości, gdyż jest naszym doświadczeniem, nie tylko biologicznym, ale i psychicznym, nieodzownym elementem naszego trwania. Zatem miłość jako doświadczenie psychofizyczne w czasie może świadczyć o spełnieniu się człowieka. Miłość wzbogaca życie. Rozbudza ludzkie aspiracje. Wyzwala wrażliwość na krzywdy drugiego człowieka, na samotność. To miłość zmusza nas do działania, do przezwyciężania swoich ułomności. I też ewoluuje. Zmienia się w zależności od sytuacji i chwil. Zdarzeń.
Przyjrzyjmy się nieco bliżej poematowi Elżbiety Musiał. Rola kobiety jest niezwykle istotna, ale niekonieczna w każdym przypadku: Leda (królowa Sparty), Gala (Helena Diakonowna, była żona Paula Éluarda), Anna Świrszczyńska, Cesaria Evora (pieśniarka z Zielonego Przylądka, bosonoga diva”). Każda z nich na swój sposób była kobietą spełnioną, a przede wszystkim miała w sobie tę wrażliwość, która wspomaga ludzki humanizm. Jak wiemy, miłość może być postrzegana dwojako: Amor sacrum (miłość święta, religijna) i Amor profanum (miłość ziemska, świecka). Skoro bohaterka liryczna Elżbiety Musiał reprezentuje postawę areligijną odrzuca miłość religijną (Amor sacrum). Skupia się wyłącznie na Amor profanum, miłości ziemskiej jako relacji między JA-TY. Jednakże nie interesują ją zbytnio relacje biologiczne. Chyba, że dopełniają miłość jako jeden ciąg doznać psychofizycznych. Aczkolwiek w utworze znajdziemy odniesienia do biologizmu miłości, np. : „Doskonałość jąder Fidiasza” (podziwiana przez Dalego) – tamże, s. 15, „Widziałam gwałtowne skurcze/ podbrzusza/ jakie znałam kiedyś” – tamże s. 29, „bo też niepodobna, by świat umiał się obyć bez/ geniuszu i jajek sadzonych na talerzu bez talerza(...)” – tamże, s. 11 i końcu już cytowany tu fragment: „Maha nie miała czym/ nakarmić dziecka, a już było po wszystkim (...)” – tamże s. 5.
Jądro męskie to symbol męskości, ale podobnie jak jajo, rozumiany przede wszystkim jako symbol rozrodczości. Jajo symbolizuje harmonię człowieka z Naturą. Uosabia powtarzalność trwania oraz cykliczność życia, o których już powyżej mówiliśmy. Język poetycki Musiał to przede wszystkim język symboliczny, metaforyczny, w którym świat zewnętrzny stanowi świat wewnętrzny, symbol naszych dusz, a także umysłów. Toteż symbolika może tu być interpretowana różnie. Na dwa sposoby, przykładowo wymieńmy: Salwadora Dali, Federico Garcia Lorcę, Freddiego Mercurego, Luisa Buñuela. Trudno więc pominąć wątek seksualny. To tak, jakby mówić o poezji kobiecej i Poezji. A przecież bez poezji kobiecej nie ma Poezji, bo jest niepełny jej obraz, zwłaszcza, że poznawczo może być jednostronny. Skoro mowa już o aspekcie seksualnym, zaznaczmy, że w poetyckich dywagacjach Elżbiety Musiał nieważne są relacje biologiczne między płciami. Jednakowoż z punktu widzenia artystycznego nabierają one innego kolorytu. Mają wpływ na konstruowanie pełnego obrazu istoty ludzkiej w złożoności doświadczeń życiowych. Pełnię przeżywanego czasu i szczęścia poprzez tzw. endorfiny, czyli hormony szczęścia. Nasze trwanie to wszystkie doznania, czy nam się to podoba, czy też nie. W gruncie rzeczy to tylko niepojęta chwila we Wszechświecie. Jeśli bohaterka poematu odrzuca miłość religijną oraz biologiczny aspekt między ludźmi, który oprócz funkcji rozrodczych nie ma większego znaczenia, to czym zatem jest miłość? Miłość to niezwykle pojemne i wieloznaczne określenie naszych stanów psychicznych, postaw i relacji ludzkich. Funkcjonuje w świecie osób, istot rozumnych i wolnych, zdolnych do przekraczania własnych granic, porozumiewania się i jednoczenia między sobą. Z pewnością stanowi jedno z podstawowych i ważnych doświadczeń ludzkich, które ma wpływ na szczęście oraz spełnienie trwania w ulotnej chwili. Jak już wspomnieliśmy, określa ona nasz stan psychiczny, a więc duchowy. I właściwie nasza duchowość jest napędem do wzbogacania jakości trwania i ciągłości czasu. Duchowa miłość sprzyja Sztuce, wyobraźni artystycznej, wspomaga ją swoją wrażliwością.
Stefan Jurkowski, poeta i krytyk literacki, napisał w 2012 r.: „Według poetki otaczający nas świat, a także cały bagaż kulturowy, to odbicie naszego człowieczeństwa; nas samych, twórców dobra i zła; odbicie i utrwalenie naszej zbiorowej twarzy. Takie właśnie jest owo tytułowe "zdjęcie", na którym wciąż żyjemy, bo odcisnęliśmy na nim swój niezbywalny ślad (...)”[xv]. I z tym stwierdzeniem Jurkowskiego można się zgodzić.
Rozmowy poetki ze Śmiercią
I oto w tym roku pojawił się kolejny cykl Ars Moriendi, czyli poradnik czynności nieużytecznych[xvi]. Śmiało można stwierdzić, że te trzy poematy tworzą swoistą trylogię poetycką, w której ścierają się przemiennie rozważania filozoficzno-egzystencjalno-kulturowe. Poetka prowadzi nadal swój dyskurs, który jest niczym innym jak monologiem. Jako motto poematu Ars Moriendi czyli poradnik czynności nieużytecznych można by umieścić fragment piętnastowiecznego wiersza:
Dusza z ciała wyleciała,
Na zielonej łące stała –
Stawszy, silno, barzo rzewno zapłakała.
Tekst ten miał zresztą różne wersje, różne redakcje i różne interpretacje. Ciekawostką może być, że w minionym stuleciu nawiązywał doń Julian Tuwim w wierszu „Piosenka umarłego”: „Dusza z ciała wyleciała,/ Na zielonej łące stała./ Ja pobiegłem patrzę na nią:/ Nie wiedziałem, żeś ty anioł.(...)”.
Drugim, jakże ważnym punktem odniesienia mógłby być następujący fragment Dialogu Mistrza Polikarpa ze Śmiercią: „Bądź to stary albo młody,/ Żadny nie ujdzie śmiertelnej szkody;/ Kogo koli śmierć udusi,/ Każdy w jej szkole być musi (...)”.
Oba późnośredniowieczne utwory wprowadzają nas w gąszcz problematyki eschatologicznej a ściślej śmierci, umierania i pośmiertnych losów człowieka (homo) zawsze pisanego z dużej litery, bo oznaczającego każdą istotę ludzką, czyli tak zwanego Everymana. Ars Moriendi, czyli poradnik czynności nieużytecznych wpisuje się w tradycję kulturową, w której odnajdziemy aż kilka gatunków literackich, mających własną wielowiekową tradycję, obecnych prawie we wszystkich kulturach świata. Należałoby zacząć od wkładanych do grobowców egipskich papirusów, zwanych „księgami umarłych”. Jeden z nich przetłumaczył egiptolog Tadeusz Andrzejewski (1923-1961). Chodzi tu o Księgę umarłych piastunki Kai (1951). Późniejsze są starotestamentowe apokryfy. Np. tzw. „Apokalipsa Proroka Henocha”.
Niejako na przeciwnym krańcu kręgu kulturowego leży Tybetańska Księga Umarłych (Bar – do Thos – grol), a pochodząca prawdopodobnie z XV wieku, ale mająca poprzedników w sanskryckiej literaturze buddyjskiej z IV w. n.e., zajmującej się Antarabhawą, czyli „międzybytem”, istnieniem pomiędzy życiem i śmiercią. Do takiej literatury należałoby też zaliczyć słynny hit z końca minionego stulecia, książkę R. Moody’ego Życie po życiu, zawierającą relacje osób, które przeżyły stan śmierci klinicznej. Ars moriendi... – sztuka umierania Musiał ma również konotacje ikonograficzne. Zasygnalizowane na okładce sceną przypominającą inscenizację Szajny lub Kantora. Śmietnik staroci, śmietnik rzeczy zbędnych wprowadza nas w problematykę alienacji, obcą przecież średniowiecznym tekstom, takim jak Dialog Mistrza Polikarpa ze śmiercią – rozmowa funkcjonująca prawie w całej Europie.
To, co zbędne, nieużyteczne, a w chwili agonii nieprzydatne należy do klasy rzeczy, przedmiotów, którymi obrastamy przez całe życie, a które w decydującym momencie okazują się nie tylko nieprzydatne, ale szkodliwe, wypełniające sobą przestrzeń tak potrzebną przy ostatnim oddechu. Poetka pisze ”Przejrzeć wszystkie szuflady./ Wyjąć listy, porzucone wiersze, zapisane plany (...) Jeśli już zostawiać coś, to tylko prochy słów” - tamże s. 14.
Ostatni poemat nie tylko tytułem nawiązuje do gatunku znanego z łacińskiej literatury średniowiecznej, ale w pewnym sensie, czerpiąc z tradycji, przeciwstawia się jej. Już samym tytułem. Dlaczego Ars? Sztuka umierania. Średniowiecze znało wiele „sztuk” i właściwie każda umiejętność była sztuką. A to wprawa, którą nabywa się przez praxis. W Bar-do Thos - grol czytamy: „Jeśli zmarły nie osiągnie wyzwolenia po jednym pouczeniu, to osiągnie je po drugim. Dlatego trzeba te pouczenia powtarzać wiele razy, nie tylko raz. Albowiem jest też wiele rodzajów ludzi, którzy nie osiągają wyzwolenia. Są to ci, co nie przykładali się zbytnio do dobrych uczynków, i ci, co zawsze z upodobaniem czynili zło (...)”[xvii].
Ale wróćmy do średniowiecznego kręgu kulturowego, w którym refleksja, skoncentrowana na zjawisku śmierci, zaczyna się od pierwszych ojców Kościoła inspirowanych lekturą Seneki oraz Marka Aureliusza i Plotyna, a nawet gnostyków. Ewangelie uczą, że śmierć dotyczy jedynie ciała, a nie duszy, że nie trzeba się jej lękać, gdyż daje nam nadzieję na połączenie się z Bogiem. Żywot doczesny to marność i pasmo cierpień (tu chrześcijaństwo zgadza się z buddyzmem). Pisarze chrześcijańscy podejmują rozważania o śmierci w takich traktatach, jak: De mortalitate (o nieśmiertelności) św. Cypriana, Liber de bono mortis (Księga o dobroci śmierci) św. Ambrożego oraz dzieło jego ucznia św. Augustyna – przypomnijmy pierwszego doktora Kościoła – De morte (O śmierci).
Jednak częściej niż w kanonie biblijnym, w apokryfach znajdziemy pierwsze wyobrażenia eschatologiczne. Należałoby tu wspomnieć o dwóch wizjach z IV stulecia: Visto s Petri (Wizja św. Piotra) i Visio s. Pauli (Wizja św. Pawła). Zwłaszcza ta druga została anektowana przez literatury narodowe i na równi z eschatologią muzułmańską zainspirowała wielkie dzieło Dantego Alighieri.
W Wizji św. Pawła mamy: sceny śmierci człowieka sprawiedliwego i grzesznego, obrazy piekła i raju. Św. Paweł prosi prowadzącego go anioła, aby z wysokości niebios mógł ujrzeć schodzące ze świata dusze ludzi cnotliwych i występnych. Najpierw święty ogląda śmierć sprawiedliwego. Już w chwili agonii stają przy umierającym „anioły święte” i „anioły występne” (bezbożne), te ostatnie w późniejszych utworach zamieniają się w diabły. Notabene greckie słowo „agonia” oznacza walkę. Tak więc tytuł dzieła Unamuno La agonía del Cristianismo oznacza nie śmierć chrześcijaństwa, ale walkę chrześcijaństwa. Taką, jaką toczy ono dziś, nękane przez demony laicyzacji.
Trzeba przyznać, że umierający, zwany moribudusem, w poemacie Elżbiety Musiał pozbawiony jest tych cech, które charakteryzują utwory średniowieczne. Przeciwstawienie ciała i duszy prezentuje się mniej wyraziście, chociaż poetka nie protestowałaby przeciw niemu, zwłaszcza w wizji św. Pawła: „Duszo, rozpoznaj ciało, z którego wychodzisz, albowiem trzeba, abyś powróciła w to samo ciało w dniu zmartwychwstania.... Sprawuj się mężnie, gdyż na ziemi wykonywałaś wolę Bożą”[xviii].
Poemat Musiał – wbrew tej nazwie – nie jest traktatem wzorowanym na tym dziele Jeanne Gersona (z r. 1410) Ars morendi, gdyż nie ma w nim sporu o duszę, a walkę dobrych i złych duchów, czyli tzw. psychomachię uosabia sama nagła śmierć, człowieka nieprzygotowanego do niej. Dzisiejszy Miribundus to leń. Zło współczesne stanowi sama śmierć, staranne przygotowania do niej to rys, jaki wiąże poemat z nauką hinduizmu i buddyzmu. Moim zdaniem w tym eschatologicznym utworze brak jednak transcendencji, co może stanowić wadę, jak i zaletę. W zależności od tego kim jest czytelnik: agnostykiem, ateistą czy człowiekiem wielkiej wiary w łaskę zbawienia.
Ponadto chciałam zwrócić uwagę na ekonomię dialogów eschatologicznych. Kościół zdawał sobie sprawę z trudności i zawiłości tej problematyki. Dlatego też zadbał o stosowne obrazy bądź olejne, bądź grafiki czy witraże Swoją opinię o życiu pośmiertnym wyrażały trupy. Śmierć nie była od razu przedstawiana z kosą. Początkowo najczęściej w postaci szkieletu. Gdybyśmy dokonali przynajmniej interpretacji tych wyobrażeń symbolicznych trzeba przyznać, że taki obraz śmierci wyraża konstrukcję niczym niezakłóconej prawdy. Późniejsze wyobrażenie śmierci z kosą mówi o powszechności, żyzności odchodzenia z tego świata. Wyobrażenie dialogujących trupów we współczesnej kulturze znalazło swój odpowiednik w horrorach, taktujących o „zombich”. Zielona łąka, zielona i pełna kwiatów zdaniem mnichów średniowiecznych reprezentuje byt rajski. Warto zaznaczyć, że podobne wyobrażenia eschatologiczne raju albo krain niebiańskiej szczęśliwości funkcjonują również w Koranie, a zatem w różnych religiach i wierzeniach świata.
Dziś poemat jako forma zawiła i długa nie występuje tak często w aktualnie tworzonej poezji. Elżbieta Musiał podjęła ten trud, traktując sam gatunek jako najlepszy środek spójnej wypowiedzi artystycznej. Czas – przemijanie – umieranie. O tym wszystkim traktują poematy Musiał, czyniąc ją jedną z ciekawszych poetek. Autorka Ars Moriendi, czyli poradnik czynności nieużytecznych zostawia nas z kluczowym pytaniem, jak żyć, skoro nie wiemy, co nas TAM czeka? TAM – to istnienie poza bytem jeszcze do niedawna aktualnym, jakaś forma transcendencji, czy tylko potencjalna? To „odwieczny problem” i temat sporów oraz przeróżnych dywagacji. Marek Wawrzkiewicz w „Posłowiu”[xix] napisał: „(...) Przewodnik Elżbiety Musiał nie daje – bo nie może – odpowiedzi na te pytania, ale otwiera przed nami nową przestrzeń, po której możemy się poruszać (...)”. Nie mogąc zgłębić istnienia poza światem rzeczywistym, należy skupić się na własnym życiu, oswajać w sobie wszystkie lęki i utrwalać pamięć po utracie bliskich. Tak naprawdę czas zawiera się między jedną szklanką herbaty a drugą. I jest to tylko mgnienie oka. Szkoda go tracić na czynności nieużyteczne, takie jak gromadzenie przedmiotów, bowiem najważniejsze jest to, co zostaje w naszej pamięci. Ona stanowi jakby swoiste echo – ślad aktualnie obecny na Ziemi.
Jeśli prawdą jest to, że na Ziemi od początków homo sapiens żyło 24 mld ludzi i to, że obecnie żyje około 7 185 970 000, rachunek wydaje się prosty: w zaświatach krąży 16 814 030 000 dusz ludzkich, albo tyleż Planet we Wszechświecie. Należy wziąć pod uwagę, że ów ślad naszego trwania na ziemi jest niczym innym, jak kodem genetycznym, inaczej mówiąc Pamięcią, w której mimo wszystko żyjemy. Niech za dowód posłuży Ötzi (Oetzi, "człowiek z Similaun", "człowiek lodu") – przydomek nadany szczątkom człowieka, który zmarł ok. 3300 lat p.n.e, być może 5300 lat (wg różnych źródeł). Przydomek ten pochodzi od nazwy doliny Ötz w Południowym Tyrolu, w której znaleziono jego zamrożone w lodowcu alpejskim ciało[xx]. I dosłownie parę tygodni temu pewne publikatory internetowe podały informację, że: „Jedną z kwestii, która zainteresowała naukowców z Uniwersytetu Medycznego w Innsbrucku było odnalezienie żyjących krewnych Oetziego. Zadanie to wymagało, oprócz przeanalizowania materiału DNA Człowieka Lodu, pobrania wielu tysięcy próbek od współczesnych mieszkańców okolicznych regionów. W tym celu poproszono mężczyzn w różnym wieku zamieszkujących Tyrol (region geograficzny w Austrii) o oddanie próbek krwi do badań materiału genetycznego. Dziewiętnastu spośród 3700 ochotników posiadało w swoim DNA dokładnie takie mutacje, jakie stwierdzono u Oetziego. Sugeruje to, że ludzie ci mieli z Człowiekiem Lodu wspólnych przodków”[xxi]. I to chyba jest optymistyczny akcent wszystkich trzech poematów Elżbiety Musiał. Poetki, która „porwała” się na pisanie poematów, bardzo skomplikowanych, mądrych, odważnych i jakże ważnych w naszej poezji.
Może warto jeszcze wspomnieć, że wszystkie trzy części przenika jungowski psychologizm. Oto na s. 46 tego poematu w ostatnich wersetach czytamy: „(...) i wzuwasz buty w ostatnią drogę/ Ars bene moriendi. Bo jeśli wszystko jest powtórzeniem i nie jest po raz pierwszy.../ Czajnik przeraźliwi piszczy, muszę wyłączyć wodę”. Wyraźnie dostrzegamy lęk, nawet, kiedy obserwujemy „dobre umieranie”. Boimy się niewiadomej. Czy niewiadomą jest nicość? A jeśli tak, to po co nam było dane Życie. U Junga znajdziemy próbę zdefiniowania nicości. Nicość to Pełnia, a w nieskończoności pełne jest tym samym, co puste. I taką Nicość Jung określa jako Pleromę.
U Musiał natkniemy się również na wątpliwości co do charakteru tej pustki. Narratorka ogarnięta lękiem przed nieznaną Nicością, próbuje stworzyć własną filozofię życia oraz religię, która wspomogłaby jej istnienie, przecież jesteśmy sami Aktem Stworzenia. Carl Gustaw Jung tak oto charakteryzuje Pleromę: „(...) My zaś jesteśmy sami Pleromą, gdyż jesteśmy częścią wiecznego i nieskończonego. Nie mamy jednak w nim udziału, ale jesteśmy nieskończenie oddaleni od Pleromy – nie przestrzenią i czasem, lecz ISTOTĄ, skoro w istocie odróżniamy się od Pleromy jako Stworzenie, które ograniczone jest w przestrzeni i w czasie”. (...)[xxii]. I jako Stworzenie dążymy do Dobra i Piękna, gdyż to pozwala nam zapomnieć o nicości. Czasem (może zbyt często) w tym dążeniu nieobce są nam Zło i Brzydota. Naszą siłą jest umiejętność odróżniania Dobra i Piękna, Zła i Brzydoty. To wszystko tkwi w nas. Pleroma to przeciwieństwa: dobra i zła oraz piękna i brzydoty. A zatem obie antynomie kształtują Pełny Obraz naszego Trwania. I taki obraz próbuje przekazać nam poetka głosząc, że tak naprawdę nie ma nicości, ani też rozpadu.
Myślę, że wszystkie trzy poematy powinny zostać wydane w jednej książce. Taki zabieg pozwoliłby ujrzeć poetycki obraz Elżbiety Musiał. Ocenić artystyczną dojrzałość poetki, bowiem omówione tu poematy są z pewnością literackim przełomem w jej twórczości.

[i] Elżbieta Musiał: Płacz czajki, Oficyna Wydawnicza „STON 2”, 2009, s. 82, ISBN 978-83-7273-219-4
[ii] Elżbieta Musiał: Na zdjęciu wciąż żyjemy, Wydawnictwo ASTRA, Łódź 2012, s. 42, ISBN 978-83- 63158-22-4
[iii] Elżbieta Musiał: Ars Moriendi, czyli poradnik czynności nieużytecznych. Projekt okładki Elżbieta Musiał, Posłowie Marek Wawrzkiewicz, Wydawnictwo Signo, Kraków 2013, s. 51, ISBN 978-83-60874-41-7
[iv] Elżbieta Musiał. Płacz czajki. Okładka
[v] http://portalliteracki.pl/modules.php?name=BookCatalog&op=showbook&bid=309
[vi] Elżbieta Musiał: Ars Moriendi, czyli poradnik czynności nieużytecznych, Posłowie, s. 50
[vii] Elżbieta Musiał: Płacz czajki, s. 55-81
[viii] Gwoli wyjaśnienia: Gąsiorowski to zdanie zaczerpnął z wiersza Tuwima „Piotr Płaksin”, z drugiej strofy, która brzmi: „Zdarzenie błahe na pozór,/ Niewarte aż poematu,/ Lecz w konsekwencjach się stało/ Główną przyczyną dramatu”.
[ix] Elżbieta Musiał: na śmierć zegarka przejechanego zimą przez samochodów, Wydawnictwo My Book, Szczecin 2008, s. 58, ISBN 978-83-7564-009-0 , Krzysztof Gąsiorowski: Po- słowiu, s. 47-48
[x] Leszek Żuliński „Plejady” w: Na zdjęciu wciąż żyjemy, Wydawnictwo ASTRA, Łódź 2012, s. 39
[xi] Alegoryczny obraz postimpresjonistyczny namalowany w latach 1897 – 1898, na Tahiti przez francuskiego artystę Paula Gauguina. Obecnie znajduje się w Museum of Fine Arts w Bostonie. Na dwóch żółtych plamach w górnych rogach obrazu wypisane są tytuł (z lewej) i podpis: P. Gauguin / 1897 (z prawej). Uważał, że obraz Skąd przychodzimy? Kim jesteśmy? Dokąd zmierzamy?, stworzony
w czasie osobistego kryzysu, jest jego największym dziełem, podsumowującym jego przemyślenia i poglądy. Z listów Gauguina dowiadujemy się, że powinniśmy "czytać" obraz od prawej do lewej, rozpoczynając od postaci śpiącego dziecka. Artysta napisał, że postacie rozmyślają nad pytaniami o ludzką egzystencję, danymi w samym tytule. Niebieskie bóstwo symbolizuje wszystko, co jest poza naszym światem. Stara kobieta z lewej, bliska śmierci, zrezygnowana akceptuje swój los.
[xii] Leszek Kołakowski: Bergson, PWN, Warszawa 1997, s.60, ISBN 83-01-12396-6
[xiii] Tamże, s. 51
[xiv] Przewodnik po literaturze filozoficznej XX w., T. 4 pod redakcją Barbary Skargi, Wydawnictwo Naukowe PWN Warszawa 1996, ISBN 83-01-12087-8 t. 4, s. 44
[xv] Stefan Jurkowski: „Witaj harmonio...” http://pisarze.pl/recenzje/2951-stefan-jurkowski-witaj-harmonio.html, recenzja z tomu Elżbiety Musiał: Na zdjęciu wciąż żyjemy:
[xvi] Elżbieta Musiał: Ars Moriendi, czyli poradnik czynności nieużytecznych. Projekt okładki Elżbieta Musiał, Posłowie Marek Wawrzkiewicz, Wydawnictwo Signo, Kraków 2013, s. 51, ISBN 978-83-60874-41-7
[xvii] Tybetańska Księga Umarłych, przełożył Ireneusz Kania, wyd. Oficyna Literacka, Kraków 1991 s. 139.
[xviii] Teresa Michałowska, Średniowiecze, PWN 1997, s. 498.
[xix] Elżbieta Musiał: Ars Moriendi, czyli poradnik czynności nieużytecznych. Projekt okładki Elżbieta Musiał, Posłowie Marek Wawrzkiewicz, s. 51
[xx] https://pl.wikipedia.org/wiki/Ötzi
[xxi] http://wiadomosci.onet.pl/nauka/odnaleziono-zyjacych-krewnych-czlowieka-lodu/jff91
[xxii] Carl Gustaw Jung: Podróż na Wschód, Pusty Obłok, Warszawa 1989, przeł. Leszek Kolankiewicz, s. 28