„Poeci to naczynia święte” napisał Friedrich Hölderlin – poeta okresu klasycyzmu (1770-1843) i zarazem prekursor romantyzmu. W posłowiu do jego najsłynniejszych wierszy „Co się ostaje, ustanawiają poeci” czytamy: W tym stanie rzeczy – w dobie letargu, metafizycznej inercji – ogromną, a być może naczelną rolę mają do odegrania poeci. Oni bowiem są właśnie nosicielami owego pierwotnego ducha, który nie pozwolił człowiekowi zatrzymać się w granicach użyteczności, lecz kazał mu również „poetycko mieszkać na ziemi”.
Andrzej Walter poetycko mieszka i twardo stąpa po ziemi. To prawda, że nie jest on zwolennikiem poezji przyrody, kiedy to znajduje się w orbicie ludzkiej egzystencji. Nie powiem wprost, że jego droga zupełnie odrębnym wije się szlakiem na mapie poezji współczesnej. Zwracam szczególną uwagę na te momenty, kiedy poeta stwarza niepokój łamiąc nieoczekiwanie nagłym przerzutem frazy, wyrzuca „banalizujący wyraz, uzyskując elipsę przydającą tekstowi niepowszedni urok.”
Na pytanie: czy Andrzej Walter nadal jest buntownikiem przeciwko światu, który rozpoznaje i w który wierzy? – odpowiem zdecydowanie – tak. Nowy zbiór wierszy tworzy logiczną kontynuację, poszerza kartografię wyobraźni, której towarzyszy świadomość braku zgody na fatalną rzeczywistość. (tzw. męski rozrachunek – jak u Grochowiaka – bunt nie przeminął, choć się „ustatecznił”). A co do Różewicza-apologety „domu rodzinnego” (fragment wiersza jako motto zbioru) to jego świat (zdaniem wielu) pozbawiony bóstwa. Czy zatem wspomniany „nosorożec” może być imperatywem moralnym jego świadomości?
Walter (rocznik 1969) ciągle jest pełen intelektualnej pasji, rozumowej i poznawczej. A poezja, jeżeli nawet jest „rajem umysłowym”, to odnosi się on do niej na swój własny sposób. Zapewne chciałby, żeby przestała być pozorem i grą, a stała się poznaniem. Sprawa jest bardzo poważna. Muszę przyznać, że tekst, który przytoczę, pozbawiony pięknostek i egzaltacji robi wrażenie: „Traci sens piękno obiektywne, gdyż siła mediów może wykreować każdy sprzedawalny rodzaj piękna. Po co poezja? Bez serc, bez ducha, lud szkieletów nie potrzebuje jej. Nadchodzi świat totalny. Poezja w nim przetrwa – (...) Czy przetrwamy w nim my?”
Myślę, że poezja przetrwa, ale taka, która świadoma jest siebie. Albowiem zakłamanie w tym względzie grozi stanem przewlekłej choroby lub niemocą twórczą. Być może szczery rachunek sumienia poetyckiego pomoże czytelnikom właściwie ocenić stawkę, o którą gra od paru lat Andrzej Walter.
To problem naprawdę pasjonujący – posłuchajmy wszakże Mętraka:
„Poezja jest więc formą historycznie uwarunkowaną, z tego trzeba sobie zdawać sprawę. (...) Oznacza to bowiem ni mniej, ni więcej przyjęcie na siebie świadomości możliwej śmiertelności gatunku, świadomości, przed którą broni się dzisiejszy poeta.”
Rozumiem, że jest to „ruch obronny” odpowiedzialny za dialektyczną przemianę wartości poetyckich, towarzyszący wszystkim procesom cywilizacyjnym. Jeśli przyjmiemy, że termin „twórczy” bywa wymienny z terminem „niszczycielski”.
Istotą zamysłu artystycznego jest bezustanna zmienność napięcia pomiędzy faktem a fikcją. Różnicująca się wielogłosowość języka – od mowy potocznej do polszczyzny poetyckiej. Poeta rozpatruje świat materialny z punktu swojego doznania – z zimnego niemal oglądu:
dziś mogę się upić nawet kawą
niczego nie pragnąć
na nic nie czekać
założyć pelerynę snu
pożeglować we wspomnienia
(...)
został mi
wykluczony z wszelkich nurtów
zwinięty w trędowatą dłoń
nowoczesny
numer pesel
(numer)
Ale powróćmy do rzeczy: „Pesel” , takim właśnie tytułem Andrzej Walter opatrzył zbiór nowych wierszy (definicja : elektroniczny system ewidencji ludności, w Polsce od 1979 roku, zawiera dane osób przebywających na terytorium kraju zameldowanych na pobyt stały lub czasowy). Bohater Waltera jak mitologiczny Proteusz zdolny przekształcić się nie tylko w roślinę, zwierzę i w żywioł – ilekroć tylko dotknie ziemi : ale sensualizacja konkretu może być taka sama –
„Pesel stał / patrzył jak tłum / dłubie w nosie / nie dostrzegał / brudnych rąk zdeformowanych uczuć / ale lśniły w słońcu kolorowe krawaty / dzwoniące komórki”.
Są tu wskaźniki, że rzeczywistość poetycka może okazać się rzeczywistością wirtualną. Natomiast asocjacją nazywamy wywoływanie jednych wyobrażeń przez drugie, dzięki związkowi pomiędzy nimi: Mój „Pesel” był małym chłopcem z Domu Dziecka w mieście O. i miał na imię Antoni. Po raz pierwszy zobaczyłem go pomiędzy sztachetami furtki. W czapce z daszkiem i walizeczką przewiązaną sznurkiem. Był wątły, chorowity – nazwaliśmy go „Peselkiem”. Częściej myślał o śmierci niż to zazwyczaj czynią dzieci w jego wieku. Dlatego wspieraliśmy go wszyscy. Zamarł nagle jakby bez wyraźnej przyczyny – miał czternaście lat. Nikt nie płakał nad małymi zwłokami, które zaniosły się długim milczeniem.
Na okładce cztery słupy liczb, jak słupy mostu. Poczułem się niepewnie wśród liczb i rzędów wielkości, do których mój umysł nie ma już żadnego stosunku. A przecież można je przeobrazić w aktywność – pomyślałem – mieszczącą się przecież w strukturach bliskich plastyce. Jak Szymborska źle sobie radzę z wielkimi liczbami. „Wierzę w rozsypanie liczb / w rozsypanie ich bez żalu” napisała w wierszu „Odkrycie”. Może to świadczyć o „bezradności i kruchości istnienia oraz występowania niepoznanych sił, które nami władają”. (twierdzenie z zakresu filozofii)
Ryszard, któremu autor dedykował zbiór wierszy jest absolutnie tożsamy z Ryszardem R., krakowskim poetą i radiowcem. Miał na swoim koncie niezliczoną ilość audycji poetyckich. Zmarł nie tak dawno w pełni sił twórczych. Pamiętam, jak nagrywał wiersze uczestników Galicyjskiej Jesieni Literackiej czytane wówczas pod pomnikiem Wieszcza Adama na Krakowskim Rynku.
Dobra książka ten „Pesel”, wspaniała ilustracyjnie, pasjonująca tekstowo. Sprawia wrażenie jednolitej w wymowie. Nie sądzę, żeby mój zachwyt wydał się komuś przesadny. Czas poezji zawsze był domeną samotnych duchem. Bez wątpienia – z potrzeby dzielenia się sobą powstają wiersze-zjawiska przynależne naturze. Poeta snuje bardzo osobistą, sceptyczno-filozoficzną refleksję, która staje się przedmiotem jego analiz i fascynacji. Rzeczywistość jego wydaje się zorganizowana, ale niejednokrotnie zgodnie z prawami „boskimi”, których nigdy się nie uda nam pojąć. Odwołuję się do wyobrażeń poety złożonych z barw ciągle powtarzalnych i nie zawsze tylko symbolicznych. Wyobraźmy sobie, że „rozebrano baraki Oświęcimia, by nie zamęczać turystów”. Andrzej Walter nie należy do poetów, wśród których króluje ascetyzm, wstydliwość myśli. Najbardziej istotne sprawy poddawane są subtelnej analizie i poczęte – np. pod auspicjami noblistki:
ta poetka
rozdrapywała jestestwo
w subtelności czasotrwania
ta poetka
była nadzieją
wiersz kroczył prosty
dostojny
próbował po jej śladach
dotrzeć do
jądra prawdy
próbował tęsknotę
zamienić we wspomnienie
a nawet kota w pustym mieszkaniu
w receptę na samotność
(tego się nie robi)
Świat poety nierozłączny z jej poezją i jakby w niej ukształtowany: jej sceptycyzm, ironiczne wątpienie były podstawą zasadniczą, ale i funkcją terapeutyczną. Wierzyła święcie, że jesteśmy w stanie zrezygnować z niszczycielskich umiejętności i powstrzymać się przed samounicestwieniem : „na linii życia / miałem wypisaną samotność (czytamy w jednym z piękniejszych wierszy) / biegłem do ludzi / stawałem na łapkach / obserwując / jak byli zabawni / stroili miny / szafowali gestem / w tych pozach / czułem zapach krwi / czasem lęk / pod maską miłosierdzia”. Nie zmieniły się doświadczenia – nabrały mądrości. Nie zmieniła się osobowość – rozszerzyła się samowiedza ...
Walterowskiego „Pesela” opowiedzieć nie sposób, jest za ogromny – może nawet gigantyczny (a nasz czytelnik wydaje się czasem stłamszony tą rzeką czasu bez początku i końca). Może to trochę paradoksalne, ale tak można „pewne sprawy” odbierać w sceptycznym wieku dwudziestym pierwszym. Dopiero we fragmencie wiersza „Pe” widać wyraźnie „otchłań i grozę”. A może to ludzka świadomość obnażona selekcjonuje i zadziwia wyrafinowaniem takich oto zestawień:
ponury
prosty
pesel
paranoik
polski podatnik
pątnik
pijawka
pazerny parch
Pigmalion?
pesel
Skarlały Społecznie
potwór
Jeżeli są to alegorie, których nie musimy przyjmować w sposób dosłowny, a zatem - obowiązek moralny, zawsze obecny, dosłowny i konkretny...
Andrzej Walter – „Pesel”. Wydawnictwo Pisarze.pl , Warszawa 2013.