Posłowie
„Staram się zaczerpnąć, ile tylko mogę,
tej znikliwej, niknącej w oczach ulgi,
by w każdym, na kogo czyha zła liczba,
choć małą nadzieję ocalić”.
Stanisław Nyczaj, Złe liczby
Nie od rzeczy będzie zacząć niniejsze posłowie do tomu opowiadań Ireny Nyczaj, bogato inkrustowanego poezją Stanisława, jeszcze jednym cytatem z wiersza tego wybitnego poety. Od razu można zauważyć, że opowiadania zawarte w niniejszym tomie łączą cechy świetnej prozy z głęboką refleksją i wrażliwością poetycką. W materię tych prozatorskich tekstów nie bez kozery obficie wplecione zostały fragmenty utworów poetyckich autora „Żarliwego niepokoju”. Podkreślają one wydatnie ponadczasowe przesłania opowiadań, wpisują się precyzyjnie w ich warstwę refleksyjną.
Nie chodzi tutaj przecież o samą „akcję”, o pokazywanie rozmaitych sytuacji na zasadzie „fabularnych ciekawostek”. Bohaterami opowiadań Ireny Nyczaj są – wydawałoby się – zupełnie zwykli ludzie, ale niektórzy z nich jednocześnie niezwykli. To, jak nietrudno zauważyć, proza kontrastów. Z jednej strony autorka pokazuje jednostki skrajnie biedne materialnie, wydawałoby się nawet: prymitywne, a w których wbrew pozorom drzemią bogate pokłady prostej szlachetności, często także nieobcej im głębszej, egzystencjalno-filozoficznej refleksji. Z drugiej portretuje prawdziwie beznadziejne, prymitywne otoczenie; mieszkańców małego osiedla, którzy nie są w stanie wznieść się ponad konwencjonalne myślątka, traktując tych pierwszych jak odmieńców, dziwaków, nienormalnych.
Zdarza się to nie tylko w stosunkach – powiedzmy – sąsiedzkich, ale także w rodzinach. Już w pierwszym opowiadaniu tego tomu widzimy zdziwaczałą, apodyktyczną matkę, obsesyjną „kolekcjonerkę” bibelotów, która niszczy życie swojego syna, doprowadza do rozpadu jego małżeństwa.
Ludzie ci nie potrafią dojść do porozumienia. Dochodzi do wciąż zaostrzających się konfliktów, które wskutek kompletnego, wzajemnego niezrozumienia doprowadzają – jak pamiętamy – do dramatycznego finału.
Irena Nyczaj zarysowała tutaj różne sytuacje, ale nigdy nie stawia kropki nad „i”. Niektóre opowiadania stwarzają nawet wrażenie pozbawionych wyraźniejszego zakończenia. Ale to tylko pozory. Autorce nie chodzi bowiem o sam opis czy spuentowanie zewnętrznej, fabularnie atrakcyjnej czy „egzotycznej” sytuacji, ale przede wszystkim o ukazanie dramatu poszczególnych jednostek – i to nie tylko owych biedaków „nieudaczników”, ale także ich prymitywnych i podłych prześladowców. Bardzo często wpływ otoczenia, zwłaszcza w dzieciństwie, determinuje ludzkie postawy w życiu dorosłym. Agresja z zewnątrz wyostrza odruchy obronne, które bardzo łatwo przeradzają się w nienawiść, poczucie pustki. W najlepszym razie w wewnętrzny dyskomfort, poczucie wyobcowania.
Są to opowiadania w głównej mierze psychologiczne i jakże refleksyjne. Mamy tu celne obserwacje tzw. „życia”, postaw ludzkich, przeciętnego i prymitywnego pojmowania religii; tego bezmyślnego, dosłownie pojmowanego kultu, trzymania się „litery”, co nie ma nic wspólnego z autentyczną wiarą w Boga rozumianego w sposób metafizyczny, nie zaś pogańsko-dosłowny; z wiarą przekładającą się w praktyce na wewnętrzny etos. To, jak się tutaj okazuje, najczęściej właśnie ci gorliwcy, „prawdziwi katolicy” wyznający „pseudoreligię” najgorzej traktują swoich bliźnich.
Proza Ireny Nyczaj przesycona jest opisami codziennych, pospolitych zdarzeń, które są powodem albo nieporozumień, albo prawdziwych dramatów. Teksty te w dużym stopniu dotyczą, choć siłą rzeczy nie wyczerpują, zakresu obserwowanych przez pisarkę zjawisk. Ale owe codzienne zdarzenia stanowią istotne tło jej opowiadań, a jednocześnie odkrywają jakieś ich tajemnicze podłoże poetyckie. Oczywiście nie w sensie dosłownym, ale raczej wrażeniowym, co zresztą potwierdzają wspomniane liczne cytaty z wierszy Stanisława Nyczaja.
Nie można nie zauważyć głębokiego humanitaryzmu tych opowiadań. Przypomnijmy jeden z najważniejszych utworów zawartych w „Strunach gniewu”, mianowicie „Kto nie był ni razu człowiekiem”. W sposób ekspresyjny pokazała autorka dosyć zamknięte, prymitywne środowisko, w którym pojawiła się Ukrainka z córeczką. Z jednej strony zobaczyliśmy tam osoby życzliwe, tolerancyjne, opiekuńcze, z drugiej zaś prymitywny, ordynarny motłoch ze śmietnikowymi pijaczkami na czele. To świetnie napisane opowiadanie (relacje trzech narratorek) w sposób niezwykle plastyczny pokazuje, do jakich skutków mogą doprowadzić skrajnie prymitywne i chamskie postawy ksenofobiczne. To wszystko dzieje się na naszych oczach, jakby za naszymi drzwiami, pod naszymi oknami. Zauważmy, że opowiadania Nyczaj nie noszą najmniejszego śladu dydaktyzmu, nie są pisane „ku pokrzepieniu, czy też ku pognębieniu”. To ekspresyjne, bezpośrednie relacje z rzeczywistości. Wyciszenie, staranne trzymanie autorskich emocji na wodzy, to właśnie jeden z najistotniejszych walorów tej prozy.
Prozy gorzkiej, ale jakże obiektywnej. Przejmujące jest opowiadanie „Najcichsza odwaga”. Oparte na motywach biografii Stanisława Nyczaja ukazuje dramat matki walczącej heroicznie o zdrowie, a konkretnie o zagrożony wzrok małego synka. Spore partie tekstu, to autentyczna relacja matki. Irena Nyczaj zachowała tu język, sposób mówienia bez żadnej ingerencji. To żywy tekst mówiony przez bohaterkę. W ten sposób pokazała autorka przejmujący autentyzmem ogrom cierpienia, niepewności, obaw, wewnętrznego bólu, kobiety i dziecka w czasach II wojny światowej oraz tuż po jej zakończeniu. Dzięki tej nieprawdopodobnej walce, jak wiemy, matka uratowała syna. Oddajmy głos samej narratorce – matce:
„Na zakończenie wspomnę, że będąc od 1945 do 52 roku razem z nim w klinikach okulistycznych, chciałam poświęcić moje życie tylko dla niego. Teraz doszłam do wniosku, że on już sam może decydować o sobie i swojej rodzinie”.
A więc pełne zwycięstwo.
Choć w prozie Ireny Nyczaj mamy do czynienia z morzem zła, to jednak autorka, co łatwo zauważyć, dostrzega pierwiastki dobra. Ta proza, co należy zapisać na plus, nie jest jednoznacznie pesymistyczna. Raczej obiektywna. W wielu opowiadaniach istnieje sporo nadziei, wiary w ludzkie możliwości; w możliwości skutecznego przeciwstawiania się złu; złu, które na kartach tych utworów jest konsekwentnie piętnowane.
A więc można z całym przekonaniem powiedzieć, że w bogatej, gęstej, niekiedy nawet brutalnej w swym obiektywizmie prozie Ireny Nyczaj możemy odnaleźć paradoksalnie wiele pierwiastków dobra dostrzeganego w tragicznym chaosie otaczającej nas rzeczywistości. A wszystko po to, aby właśnie można było „choć małą nadzieję ocalić”.
Stefan Jurkowski
Irena Nyczaj „Struny gniewu”, Kielce 2024, s. 120.