Krystyna Cel
Epizod podróżny Stefana Jurkowskiego
Lektura wierszy Stefana Jurkowskiego z najnowszego tomiku Epizod podróżny skłania do trudnej zadumy nad sensem naszego istnienia i naszym miejscem we współczesnym świecie. W odniesieniu do Wieczności jest to nasze istnienie czymś niebywale znikomym, że prawie żadnym. Kolejne pokolenia przetaczają się jak „okamgnienie”, a nasza życiowa podróż to tylko epizod, może nawet bez znaczenia. Ale dla nas samych to przecież jedyny epizod nam dany i choćby z tego powodu tak ważny i istotny, nawet gdy zawiera się w nim jego tragizm.
Stefan Jurkowski podejmuje, podobnie jak i w tomikach poprzednich (np. Obcy jestem) trudną, egzystencjalną problematykę. Jakże często bohater liryczny jego wierszy szuka swojego miejsca, swojej obecności w świecie, który odczuwa jako pełen sprzeczności, rozdarcia, niepokoju, a nawet niemocy. Jak oswoić ów świat, by chociaż w części się z nim utożsamić i uznać za przyjazny i własny. I czy jest to możliwe. Czas, w którym żyjemy, nasila zwątpienie i poczucie bezradności. Czy w jego zawikłanym krajobrazie człowiek obdarzony wrażliwością i empatią odnajdzie się, gdy wokół aż gęsto od hipokryzji i nienawiści? Podmiot liryczny przeżywa dramat zwątpienia w wartość humanistycznych tradycji. Stąd może i najważniejsze w poezji S. Jurkowskiego pytanie o kondycję moralną człowieka.
Tomik otwiera cykl utworów zatytułowany Dekalog mój. W sumie dziesięć wierszy jak dziesięć przykazań w jakże znanym nam judeochrześcijańskim Dekalogu. Nawiązanie, chociażby poprzez tytuł, ale przecież nie tylko, wydaje się oczywiste. Dekalog miał iść z nami poprzez wieki, miał być drogowskazem, wytyczoną ścieżką naszej egzystencji.
Ale w tytule wiersza jest słowo „mój”. I ono będzie tu tropem do zrozumienia całości. Nasze ego, jakże często niemal rozbuchane, tworzy na swój użytek nowy zbiór zasad, zostawiając za sobą ten odwieczny, jakby już dziś bezużyteczny i archaiczny. Oto czwarte „przykazanie” w nowym „dekalogu”:
troskliwa matka trzyma szalik
mówi uważaj nie zazięb się
nie zgrzej nie pij tyle
robi wiatr językiem
wyobrażam sobie: wyjmuję z niej baterie
a ona nieruchomieje nie widzi
nie słyszy nie mówi – wtedy łatwiej
oddawać jej cześć i wdzięczność – jest cicha i cierpliwa
kiedy tak pełni rolę wieszaka na ubrania
Ów nowy dekalog jest o wiele prostszy, wygodniejszy i tak bardzo wspiera nasz egoizm – nie musimy się już z nikim i niczym liczyć. Uzurpujemy sobie prawo do bycia kimś władczym, bo władza daje nam siłę, możemy zawsze jej użyć, sami wyznaczamy sobie granice. W naszym nowym dekalogu to my jesteśmy Bogiem.
Spójrzmy jeszcze na ósme „przykazanie”. Dla przypomnienia w Dekalogu, tym danym przez Mojżesza na górze Synaj, brzmi ono tak: „Nie mów fałszywego świadectwa przeciw bliźniemu swemu”. W nowym, tym z cyklu Dekalog mój, czytamy:
jeśli mówisz coś o innych
zawsze to będzie prawda bo jeśli nie dziś
to wczoraj każdy okazał się kanalią
albo się okaże jutro – zawsze trafisz
swój szczęśliwy numerek
więc mów albo milcz
zależnie od potrzeb
Wyrażanie opinii (również i poprzez milczenie) „zależnie od potrzeb” staje się dziś nagminne. Można nawet wysnuć przypuszczenie, że ci, co tak właśnie robią, zaczynają później w tę swoją opinię wierzyć. Doskonale to znamy z czasów słusznie już minionych, kiedy to w kręgu władzy obowiązywała stalinowska zasada: „Dajcie mi człowieka, a paragraf się znajdzie”.
Dekalog mój, w którym nie brak ironii i sarkazmu, obnaża nasze zakłamanie, hipokryzję, egoizm i żądzę władzy. Jeśli poetyckie słowo może być swego rodzaju katharsis, to Dekalog mój spełnia tę rolę, bo w nim, jak w lustrze, możemy zobaczyć siebie.
Współczesny człowiek goniąc za wszelkimi materialnymi dobrami, nawet ponad miarę, rzadko zastanawia się nad swoim „epizodem podróżnym”. Idzie z prądem, gromadzi coraz więcej, zagarnia coraz więcej (i pieniędzy, i przestrzeni) nienasycony w żądzy posiadania. Wiersz Kremacja mógłby wybić go z tego rytmu samozadowolenia, być może tylko na krótko. Oto ten utwór:
jestem surowcem
pożywieniem pieca
nawet diamentem
ale to później
dziś sposobię się jeszcze:
dodaję trochę tłuszczów białek
chemii skutecznie rozkładającej
wszystko co jednoznaczne -
mięso ser masło
kawały
chleba naszego powszedniego
martwe plasterki uwędzonej świni
wzbiera we mnie przyszłość -
proch
suchy śmiech pokoleń
W Epizodzie podróżnym znajdziemy wiele wierszy o przemijaniu ludzkiego życia. Podmiot liryczny widzi je z perspektywy całego swojego życia, nawet swojego pokolenia, które oddala się, zostawiając tylko wspomnienia. Odległymi wydają się i miasta, kolejne epizody życia, kolejne dworce, perony i czas, co jakby się rozpłynął w samym sobie. A na „fotograficznej kliszy” nasze twarze, coraz to inne. Może te „nasze negatywy (…) ktoś kiedyś wywoła”, więc „wciąż mamy szanse na jakieś istnienie”. Nieodwracalność kresu naszego życia może „na przekór Nicości” uzbroić nas w ironiczny dystans czy pełne sarkazmu spojrzenie jakby „z góry”, by chociaż w ten sposób „odegrać się” na tym nieodzownym wyroku:
po co ta histeria i neurastenia
trwanie o nas nie zapomina
tkwi niczym anioł stróż
za nami
za drzewem
za psami
także
- choć trudno w to uwierzyć -
za wierszami
A w wierszu Pochwała starych butów czytamy:
stare buty cię obronią
stare buty cię przeprowadzą
(…)
zaufaj im
gdy już się na śmierć podziurawią
twoją skórę
zaniosą do szewca
na łaty
Ale czy ta prześmiewczość w łagodzeniu nieuchronnego kresu potrafi uwolnić od myślenia o sensie (czy nawet bezsensie) naszego istnienia.
Negatywny obraz świata rodzi poczucie dystansu, obawy o daremność ludzkich poczynań, nawet i niewiarę w sens poetyckiego słowa (wiersze: Daremność, Cóż po literaturze?, Historia literatury, Taniec poetów). Świat („kosmiczne wesołe miasteczko”, a może „kabaret współczesny”) przestał, tak jak i człowiek, wierzyć samemu sobie, a „odwirowane filozofie dekalogi religie / rymy rytmy dzieła wszystkie / tłusto spadają na podłogę”. Takie negatywne rozpoznanie świata budzi sceptycyzm i odbiera nadzieję. Póki co gramy tę „komedię prawie egzystencjalną” w niespokojnym czasie naszych ludzkich wątpliwości.
Krystyna Cel
Krystyna Cel: Epizod podróżny, Kielce 2023, opracowanie graficzne: Irena Nyczaj, s. 90.