Tytuł tomu Andrzeja Tchórzewskiego „Bóg-Mara-Sen” może najprościej kojarzyć się z przysłowiem „sen mara, Bóg wiara”. I coś w tym jest, choć byłoby to skojarzenie dosyć trywialne. Dodajmy tylko, że Mara, to w hinduizmie bóg śmierci, w buddyzmie – zasada niewiedzy. Są to bowiem wiersze, które dotyczą ludzkiego poznania, jego niedoskonałości i chwiejności, znaczenia mitu dla naszego oglądu świata. Mówią o ludzkim dążeniu do absolutu, do jakiejś rządzącej światem zasady harmonii; o dojmującym pragnieniu zrozumienia wszechrzeczy. Człowiek chciałby mieć wszystko usystematyzowane, niemal jednoznaczne, i tu tkwią początki wszelkich mitów, tendencje do wyjaśniania owej zasady świata poprzez dogmaty – bezpieczne, jednoznaczne, ostateczne.

Tymczasem rzeczywistość jest bardziej skomplikowana, wciąż zwodzi nasze instrumenty poznawcze na coraz to inne manowce. Chyba tylko poezja może zbliżyć się to Tajemnicy. Jednak Tchórzewski nie uważa owej Tajemnicy za sacrum, a poezji za panaceum na nasze wewnętrzne rozterki, nawet za klucz prowadzący do rozwiązania problemu. Sięgając do różnych filozofii, religii, literatur, poeta dochodzi do wniosku, że umysł ludzki nigdzie nie znajduje oparcia. Zawsze jest zawieszony w próżni, a owo sacrum jest względne. Nie można wierzyć żadnym systemom oraz językowi, za pomocą którego wyrażać chcemy to, co w gruncie rzeczy niewyrażalne. A zatem i świętym księgom wszystkich religii, w których Bóg i Mara wciąż się pasują, i nie widać ostatecznego rozwiązania. Ale umysł ludzki także jest pełen paradoksów. Jeden z utworów Tchórzewskiego stanowi coś jakby klucz do jego poezji. Świadczy o stosunku autora do tworzywa, określa sytuację poety wobec opisywanego, a przede wszystkim analizowanego świata. Zacytujmy go w całości:
Ze skreśleń i domysłów każdy wiersz utkany
a jego pajęczyna lśni na kroplach serca.
Otwiera się zaduma, zamykają rany
samotności, odwagi, herezji, bluźnierstwa.
Gdy nie odczuwasz pustki – mówią: coś istnieje,
kiedy nie znasz tęsknoty mówisz, że to szczęście.
Popiołem snów okryty patrzysz jak Pompeje
zza lawy, która stygła i dnia, jaki sczeźnie.
Jednakże ów brak dosłowności jest błogosławieństwem, ponieważ stwarza intelektualne wyzwanie. Zawieszenie pomiędzy pragnieniem pewności a zagadką tajemnicy stanowi miarę naszego człowieczeństwa, a zarazem nędzy. Powie poeta:
Dobrze że prorocy
nie zostawili nam opisów Boga
ani szczegółowych planów jego ścieżek
Może ktoś zobaczyłby że bierze się z niego
A kto miałby odwagę siebie ukrzyżować
A poza tym – kim są prorocy? Takimi samymi ludźmi podlegającymi ułudzie, kulturowym uwarunkowaniom, mitom zakorzenionym nie tylko w naszej wyobraźni ale i w całej podświadomości. A zatem mielibyśmy kolejne kuglarskie sztuczki mistrzów. Przecież taka jest kondycja człowieka, że od wieków:
Ciągle nie umiemy wejść do nieskończoności
i wrócić do siebie.
Jest to poezja gorzkich konstatacji, ale przecież nie obezwładniających. Tchórzewski nie mówi: nie warto się trudzić, bo i tak nie zrozumiemy wszystkiego. Przeciwnie: skomplikowanie świata i świadomość naszej niedoskonałości – z której bierze początek wielość różnorodnych interpretacji, filozofii, religii – stanowią kapitalne wyzwanie, nie pozwalają zastygnąć w bezruchu, poddawać się manipulacjom kapłanów, mędrców i poetów. Sensem życia jest więc ciągłe dążenie na własną miarę do ostatecznego sensu, do wyzwolenia umysłu; a więc ustawiczny ruch. Przecież łatwo zaobserwować, że:
Upada przepych, złoto, moda,
teorie plazmy i przestrzeni.
Niewolnik razy panu odda,
głupcami staną się uczeni
Fakt, że najgłębsza istota świata istnieje dla nas dla nas za pewną zasłoną, wydaje się być niepojęta, zmienna, a przez to zupełnie przypadkowa, może być nowym złudzeniem. Nie znaczy to jednak, że tak na pewno jest. Nasze poznanie (jak również poetyckie konstatacje) nigdy nie jest ostateczne, może więc stanowić sumę kolejnych ułud, ale niekonwencjonalnych, własnych, odwołujących się do indywidualnej intuicji. I to stanowi jedną z głównych fascynacji poety. Zresztą prezentowane tutaj wiersze Tchórzewskiego to właśnie artystyczny zapis owych fascynacji całą złożonością świata oraz skomplikowaniem wszystkich jego struktur. Niejednoznacznością zupełną czyli absolutną, przekraczającą możliwości języka poezji i filozofii. Dlatego stać go na kolejne spojrzenie z innego punktu widzenia:
Lubię fizyczność i duchowość świata
Dwie piłeczki którymi Bóg zręcznie żongluje
uzyskując w nagrodę
świergot wróbli i krakanie wron
Jeśli by nie dopatrywać się w tym sarkazmu, cechy tak charakterystycznej dla poezji Tchórzewskiego, to można stwierdzić, iż poeta tym razem tłumaczy świat poprzez działanie Wielkiego Żonglera. Wydaje się jednak, że znowu jest to jedna z wersji osobistych, jego indywidualnych poetyckich interpretacji, na których zresztą nigdy nie poprzestaje. W innym wierszu poeta wyznaje wprost:
prawdziwy twórca wymyka się wnykom bogów
A Tchórzewski temu wyznaniu jest konsekwentnie wierny, bo owym wnykom wymyka się co rusz. Czyni to niemal w każdym wierszu. Doskonale wie, iż:
Dana jest nam tylko władza wątpienia
Przydatna w rozlicznych naukach
i w potoku zdarzeń
A słowo – jak powiada poeta – wbrew nazwie niczego nie stworzy. Nawet pustka, nirwana, nie mają w sobie nic z ostateczności, pewności, wiedzy. Wciąż jesteśmy zawieszeni pomiędzy domysłem a chęcią zwerbalizowania tego domysłu. Nie ma więc żadnych autorytetów, nie można wierzyć nikomu, a najpełniejsza wiedza o świecie i jego mechanizmach zasadza się na osobistym doświadczeniu, innym dla każdego, dla każdego tak samo niepełnym i enigmatycznym.
A z drugiej strony tkwi w człowieku potrzeba jednoznaczności i sprowadzania wszystkiego do wspólnego mianownika. Taka jest cecha ludzkiego intelektu. Niekiedy dzieje się to bardzo po polsku. Posłuchajmy:
Przepraszam Piłsudski to nie Polak Żeromski to Chińczyk
A to przecież odstępcy od prawdziwej wiary
Jakiej
A Rej a Linde
Konarski przed egzekucją zażądał pastora
I Berek Joselewicz pułkownik wojsk polskich
Wyznawca judaizmu
A w tym wszystkim, w tych podziałach, ideologicznym przekonaniu o istnieniu jedynie słusznej prawdy, chodzi wyłącznie – jak w budowaniu karykaturalnej, pokracznej IV RP
o panowanie własnej frustracji pośród sfrustrowanych
Poezja Andrzeja Tchórzewskiego jest, jak widać, jednocześnie osadzona w rozpoznawalnym konkrecie, ma liczne, choć niekiedy bardzo głęboko zakamuflowane odniesienia do współczesności. Ale publicystyczna doraźność, w dodatku zabarwiona emocjami, jest jej ze wszech miar obca. Zuniwersalizowana i ponadczasowa, odnosi się do tradycji filozoficznej i religijnej w jak najszerszym znaczeniu; do historii, do współczesności, a także do dalekiej przyszłości. Będzie też zawsze mogła stanowić asumpt do ważnego intelektualnego dyskursu nad literaturą, sztuką, filozofią w każdym miejscu i czasie.

Andrzej Tchórzewski: Bóg-Mara-Sen. Wydawnictwo ASTRA, Łódź 2007, s. 108