Stefan – poeta nadprzestrzeni 

Rzecz … będzie dotyczyć warszawskiego poety Stefana Jurkowskiego. W rzeczy samej, właściwie nie poety, ale książki o … poecie. Choć sama rzecz – jako taka – nieustannie wokół poety będzie krążyć. Nie może być inaczej, gdyż poeta to wyjątkowy …
Nie lubię, kiedy o żyjącym poecie powstają książki, kiedy ktoś próbuje domknąć wciąż aktywne świadectwo twórcy, próbuje upublicznić jego tajemnicę - co innego eseistyczne, nawet obszerne, omówienie, tego czy innego tomu, co innego jakiś strzęp, próba uchwycenia, próba dotknięcia, naznaczona szukaniem bez konieczności odnajdywania, a co innego zredagowana, zakończona literacka opowieść …

Jednak w przypadku książki o Stefanie Jurkowskim mojej redakcyjnej koleżanki – Anny Marii Musz … warto na moment dezaktywować wyżej przedstawioną niechęć i tak oto muszę przyznać szczerze, iż tym razem ów „portret literacki Stefana Jurkowskiego” jest nakreślony znakomicie. A zadanie to nie należało do łatwych, gdyż Jurkowski jest poetą cienia, poetą łagodnej metafizyki oraz poetą głębi mądrości, co już na starcie powoduje swoisty tor przeszkód. Sam kiedyś spróbowałem uchwycić wielość sensów i znaczeń „Studni Andersena” (tomu z roku 2012) i sądzę po prawie pięciu latach, że udało mi się to jedynie po części i to bardzo niewielkiej. Z tego jednak jest zbudowana Stefanowa poetyka, w której mieści się więcej pytań niż odpowiedzi, więcej zadumy niż konkretu, a całość – powiedzmy sobie szczerze – nigdy nie jest uchwytna. To zresztą odróżnia Jurkowskiego od, dajmy na to - Różewicza, który zdawał się być poetą konkretu, choć z tegoż konkretu wypływały całe rzeki niedomówień, a w konsekwencji rozważań. Jest też jedna cecha, która łączy Jurkowskiego z powołanym przykładem Różewicza – wiersze Stefana zawsze są narracyjnie ciekawe, wciągają opowiedzianą historią, zastaną sytuacją, uchwyconym momentem i w efekcie stanowią zaczyn do powtórnej ich lektury. To samo w sobie stanowi fenomen poetycki, lecz piętrzy również przed ambitnym badaczem mnóstwo trudności z ogarnięciem całokształtu. Bo Stefan Jurkowski to nie tyle poeta przestrzeni, ile swoistej nadprzestrzeni, specyficznej w każdym calu zagadki ukrytej pośród wytrawnie użytych słów.
Kiedyś, jak sądzę w stanie wyjątkowego wzbudzenia, Stefan Jurkowski był łaskaw opublikować na portalu społecznościowym krotochwilę na mój temat, w której stwierdził, iż swe „własne kicze podpieram Różewiczem”. Tak, drogi przyjacielu, to prawda. Podpieram je, że wymienię w kolejności sentymentalnej: Stachurą, Różewiczem, Lipską, Zagajewskim, ba, nawet Świetlickim. Jak i wielu, wielu innymi.
Podpieram je tam, gdzie da się cokolwiek podeprzeć, a nie tam, gdzie owo podpieranie może, a nawet powinno przeistoczyć się w … spieranie – w miejsce podpierania. Oto zagwozdka: znaleźć właściwe proporcje pomiędzy inspiracją, zachwytem, fascynacją, a tym, co chce się dziś wyrazić, aby jednocześnie pozostać sobą, a przy tym kroczyć też ścieżką własną. I czy my w ogóle możemy uciec od „wszystko już było”? A jeśli nie to jakie formy ekspresji przyjąć?
Mój „poetycki parnas” to zdecydowanie odmienny skład od Grochowiaka, Jerzyny oraz Gąsiorowskiego. To świetni poeci, ale … słabo dziś działają na zmysły i wyobraźnię. Znak czasu?
Pozwól, że moje obecne,

publicystyczne, rozterki i troski,

tak jak i Anka, …

podeprę Jurkowskim.
Jest o wiele bardziej wymowny i aktualny od wszelkich składów. Ja zresztą (o czym warto tu nadmienić) w domowych pieleszach do szuflady skreśliłem równie pocieszną odpowiedź na twe unisono, ale … Żona mi zakazała puszczenia tego w eter. (ach, te kobiety) Była to wyrafinowana „Ballada o Stefanie”, co jak się dziś okazuje znajduje swoje właściwsze odzwierciedlenie, swój swoisty ślad w niniejszym tekście. (no, może jednak ładunek intelektualny ciut odmienny) - Otóż, przyjacielu, wszystkie nasze kicze możemy również ująć i ogarnąć Gombrowiczem, który był łaskaw swego czasu „obśmiać” całą poezję (naszą i nie naszą) i cały jej napuszony wymiar. Ale to już inna bajka … Granica między kiczem, a sztuką jest płynna, jak wiemy i warto czasem nad kiczem się pochylić – ku właściwym proporcjom, że się tak wyrażę…
„Poeta i przestrzeń”, bo tak zatytułowała tę propozycję poznawczo-wydawniczą Ania, to lektura warta poświęconego czasu. Lektura właściwych proporcji. Zwłaszcza, że Autorka ofiaruje nam danie urozmaicone, wykwintne i niebanalne. Portret literacki Stefana Jurkowskiego (jak czytamy w podtytule) składa się z kilku części. To – obok ciekawego wstępu i wprowadzenia w lekturę - przystawka, danie główne i deser. Mamy też pewnego rodzaju bonus (ech, te nowoczesne wtręty) w postaci rozdziału – alfabetu poezji Stefana Jurkowskiego. To dość ważna i nowatorska idea, podsumowująca, ale i wychwytująca z poezji słowa klucze. Dzięki takiemu podejściu możemy na przykład skonfrontować „miasto” w poezji Jurkowskiego, z „miastem” w poezji Zagajewskiego. Ostatnio pozwoliłem sobie przeprowadzić tego typu analizę i muszę przyznać się, że radykalizm odejścia od Peiperowskiego manifestu awangardy krakowskiej jest u Stefana Jurkowskiego o wiele bardziej łagodny niż u Zagajewskiego. Co w konsekwencji stwarza obszar do wytrawniejszej, ciekawszej i bardziej inspirującej metafory. I choć możemy mówić o pewnej tożsamości pojęciowej u obydwu poetów, jeśli chodzi o ten motyw, to generalnie miasto Jurkowskiego jest o wiele bardziej doznaniem niż miejscem, a bycie turystą o wiele mocniej traumatyczne i nieskończone niż u Zagajewskiego. Choć, być może to pewnego rodzaju złudzenie poznawcze. Obaj poeci nie powiedzieli przecież jeszcze ostatniego słowa. Może Zagajewski widział więcej miast i widział je inaczej, bardziej obco, mniej czule, być może widział je też mniej … dziecinnie. Warto jednak się zanurzyć w obie poetyki miasta – zarówno Zagajewskiego jak i Jurkowskiego. Miasto Świetlickiego to już raczej tylko ściek, jak i my sami. Tyle, że wciąż w nim kochamy, rodzimy się i umieramy …
Na przystawkę opisu „Poety i przestrzeni” możemy prześledzić losy naszego twórcy, od narodzin, po pierwsze świadome próby literackie. Zaznaczę tu, że historia rodzinna Stefana Jurkowskiego jest bardzo wciągająca, a Anna Maria Musz opisała ją sprawnie i zajmująco. Daniem głównym są już bardzo drobiazgowe analizy twórczości Stefana Jurkowskiego. Tutaj niestety narracja spowalnia, jej entropia oraz drobiazgowość z jednej strony stanowią próbę uchwycenia istoty poezji Jurkowskiego, jej ewolucji, poszukiwań i przekształceń, a z drugiej jest niestety napiętnowana akademickością owych analiz, co daje pewien asumpt do żarliwej dyskusji.
Jednak należy Autorkę finalnie pochwalić za ogrom włożonej w to pracy, za ważną systematyzację i hierarchizację twórczości Stefana Jurkowskiego, za w większości właściwe jej odczytanie i zwrócenie uwagi czytelnikowi na znaczenie i przesłanie licznych jej aspektów. No i w końcu mamy deser w postaci wywiadu rzeki przeprowadzonego ze Stefanem. Ten wywiad powinien przeczytać właściwie każdy adept pióra, który zaczyna, bądź też właśnie zaczął swoją trudną przygodę z poezją, pisaniem, wejściem na szlak sztuki i zamierza nadal świadomie i odważnie tą drogą podążać. Ten wywiad to swego rodzaju pouczenie i drogowskaz dla piszących. Uważam zdecydowanie – lektura obowiązkowa. Wywiad zatytułowany jest „W poezji zrzucam maski”, czyli rozmowa nie tylko o liryce …
Czy Stefan Jurkowski rzeczywiście w poezji zrzuca maski? Wydaje się, że tak. Spotkałem się ostatnio ze zdaniem, że Jurkowski jest zatwardziałym ateistą. Sądzę, po lekturze jego wierszy, że to absolutne nieporozumienie. Impuls do odpowiedzi na ten dylemat mogą dać stale publikowane felietony Stefana, w których ujawnia on radykalny i zadeklarowany antyklerykalizm, aby nie rzec – instytucjonalną, zoologiczną antykościelność. To jednak nie to samo, co ateizm. Bądźmy rzetelni w definicji pojęć. I nie mieszajmy człowieka z absolutem. Poeta metafizyczny – Stefan Jurkowski nie jest żadnym ateistą, możemy go, ewentualnie ochrzcić mianem agnostyka, choć i to nie jest całkowicie pewne. Poeta Stefan Jurkowski pyta. Pyta jak dziecko. Pyta jak człowiek, który pytać musi, który czasem, będąc poetą, na Boga się i obrazić musi – zwłaszcza za Jego boskie milczenie… Porzućmy ten temat. To dygresja.
Wywiad ze Stefanem Jurkowskim daje nam obraz jak się czuję poeta w tym świecie, co go boli, co, daje mu siłę i nadzieję, co jest, a co nie jest poezją, co może nią być, ale nie musi. Wywiad ten to bardzo cenne świadectwo przywołanej uprzednio przez Anię Musz „przestrzeni”. Poeta i „przestrzeń”. Tutaj ta „przestrzeń” staje się realna. Dopiero tutaj – w tym wywiadzie – owa „przestrzeń” się otwiera i widzimy ją w pełnej rozciągłości. Mamy dzięki temu książkę kompletną. Kompletnego Jurkowskiego z dogłębnie przeanalizowaną – wydaje się – Jego twórczością. Jego twórczość splecioną z życiem, ale nie jaskrawo, nachalnie i dosłownie przedstawionym, tylko przybranym właśnie w maski. To maski jakże potrzebne poecie współczesności, maski wręcz konieczne i niezbędne …aby po prostu przetrwać. (najczęściej do 1go, ale nie tylko … o przetrwanie duchowe też się rozchodzi).
W poezji Stefan Jurkowski usiłuje maski zrzucić, w życiu zakłada wciąż nowe, aby tańczyć swój „chocholi taniec na wulkanie”. Jednak te „życiowe maski” są tak naprawdę tylko sztafażem, pewną konwencją wypowiedzi, symbolem opowiedzenia o środowisku tak, aby była to opowieść pouczająca. I jest takową. Bo Stefan Jurkowski pochodzeniowo, z bagażem losu i rodziny (nieotrzymujący punktów za pochodzenie), z frakiem dobrze już leżącym (a nie – dopiero w siódmym pokoleniu) trochę jakby do tej bajki i tego środowiska nie pasuje. W tym właśnie upatruję jego zdecydowanej odmienności. Jego bunt wobec wszystkiego przybrał zdecydowanie bardzo fascynujący kierunek. Wyrażony zarówno w poezji, jak i w życiu. Autor ukrywa się tu za … ironią. Analitycy rozdzielają te dziedziny – ja twierdzę, że rozdzielić ich się nie da. Co prawda skończony utwór, wydany tomik nie jest już nigdy własnością Autora, oddziela się od artysty i poczyna „żyć własnym życiem” , jednak to właśnie życie to tło, cały bagaż doświadczeń, całe jądro jestestwa i całe różnorodne i skomplikowane deja vu kreuje właśnie wypadkową emocji w ten jeden, jedyny i konkretny wiersz. Jak się definiuje swoją szczerość, taką i znajduje się później w wierszu. A Stefan Jurkowski kończy wywiad odważnie – jestem jak dziecko. I nikt tego nie kupi, kto Stefana zna. Pozornie – bo to jest właśnie ta skrywana prawda. Albo jedna z jej zawoalowanych twarzy … A potem Stefan odrzuca frak, odrzuca pochodzenie, odrzuca bagaże … i pisze. Ważne rzeczy pisze. Uniwersalne. Niebanalne. Każdy tomik Stefana Jurkowskiego to wydarzenie literackie. Nie ma w tym żadnej przesady. Ja tak Stefana niegdyś odbierałem i dziś też tak odbieram. To poeta głęboko zakamuflowanego buntu – wobec zatęchłych prawideł tego świata. Każdy nowy tom warto przeczytać. Na dziś czegóż chcieć więcej? A jednak Stefan się boi. Wyraża te obawy – obawy, powiedzmy to otwarcie – każdego poety, artysty, twórcy … na ile moja sztuka, jego sztuka okaże się uniwersalna Jutro? Jakimż ja śladem pozostanę? To dramatyczne pytanie. Przejmujące. Bolesne. Stawiane każdego dnia, przez każdego artystę. Po co? No właśnie. Po co. Przecież będzie, co być ma, i będzie pomimo nas, a nam … coś każe pisać. I piszemy.
Z pewnością książka Anny Marii Musz jest kolejnym stopniem w drodze na poetycki parnas. Ten Parnas właściwy, który może „się wydarzyć” za – dajmy na to – sto lat. Niestety. Tak to nie działa. I nigdy w historii literatury nie działało. Muszę Państwa szczerze zmartwić. Stawianie pomników za życia wręcz utrudnia osiągnięcie celu. Przyczyn jest wiele, w tym ludzka przekora – fatalna cecha wrodzona. Ale ja bym tak książki „Poeta i przestrzeń” – portret literacki Stefana Jurkowskiego jednak nie traktował. To bardzo ważne studium – wręcz można powiedzieć kompendium wiedzy o człowieku – poecie. Anna bardzo fachowo wykonała swoją pracę. Dała nam „Stefana na talerzu” (w przypadku Jego pochodzenia raczej na tacy), co z pewnością pomoże w odkrywaniu meandrów Jego poetyki, ale i książka ta zawiera pewną „wartość dodaną”. Wartość bezcenną. Być może niezauważoną w środowiskowej zawiści i syndromie piętnowania. To wartość istotna dla nas wszystkich. Pokazuje ona, że nasze życiorysy – jakkolwiek to zabrzmi – mają jakiś sens. W oceanie materializmu i wściekłej, wszechogarniającej głupoty, w bezmiarze barbarzyństwa i barbarzyńców, w natłoku informacji i chaosie świata ponowoczesnego bycie poetą ma sens – i ma wymierną wartość. Dowodzi tego właśnie cała Stefanowa przebyta droga życia. Tu opisana. Te 17 książek poetyckich, setki tekstów, miliony spotkań. Stefan Jurkowski już jest legendą środowiska. Szkoda tylko, że te bardziej opiniotwórcze media nie chcą takich postaci jak Jurkowski, Wawrzkiewicz, Zagajewski czy Wrocławski – wybrałem na chybił trafił – trochę bardziej wnikliwie posłuchać, zapytać, właściwie nagłośnić ich sądy, opinie i przemyślenia. Te media bowiem uważają, że poezja jest nudna i kastrują ją, wespół z (o zgrozo) nauczycielami, urzędnikami ministerstw i innymi pożytecznymi idiotami z przestrzeni publicznej. Udają oni, że nie wiedzą o konsekwencjach relegacji piękna własnego (naszego przecież) języka z tej przestrzeni. A konsekwencją tą jest po prostu unicestwienie nas jak grupy etnicznie uzasadnialnej – celowo nie chcę użyć tu monumentalnego słowa – naród, niestety, ostatnio nadużywanego.
Wyparcie poezji z szeroko publicznie pojmowanej kultury współczesnej powoduje, że „przestrzeń” Stefana Jurkowskiego jest już dziś diametralnie inną przestrzenią niż przestrzenie owej kultury, która przejawia się głównie w tandecie. Stefan jest swoistym świadkiem pogranicza czasów (tak jak i osoby wyżej wymienione: Wawrzkiewicz, Wrocławski, Zagajewski) – jest osobą, która doskonale pamięta jeszcze wagę i znaczenie poezji w tamtej – siermiężno peerelowskiej rzeczywistości. I bardzo ciekawie to opisuje, uzasadnia źródła i przyczyny. Odsyłam do tekstu wywiadu. Nie. Nie zdradzę tu nic. Po prostu warto to przeczytać. Powiem tylko, że „książka o Stefanie” była i jest nam bardzo potrzebna. Nam – czyli nam poetom, środowisku literackiemu, wreszcie czytelnikom. Tak jak i właśnie powstająca książka o Marku Wawrzkiewiczu. Jestem tylko ciekaw interakcji tak ważnych dla literatury książek ze szkolnymi programami edukacyjnymi młodych pokoleń i jakąkolwiek możliwością zainteresowania ich postacią … na przykład poety. I najzabawniejsze jest, że „oni” (ci najmłodsi) może i by się poetą zainteresowali, tylko na drodze tych ciągot staną rodzice, nauczyciele i cały ten edukacyjny – pragmatyczno-testowy przemysł mający za zadanie wyprodukować idealnie dopasowany do rynku pracy, niewiele myślący, a co dopiero poezjujący, utylitarny, banalny zielony plankton.
Zostawmy te dywagacje. Te dygresje. Powróćmy do „Poety i przestrzeni”. Otwieram tom poezji – Stefan Jurkowski „Poezje wybrane” i czytam: 

Od jutra 

Chociaż otwarta równina
nie odczytasz przestrzeni
tylko
niewyraźne głoski
śmieją się do ciebie złowrogo 

Kto przyjdzie i przejdzie
kto spotka się z Tobą
w dłonie naleje uśmiechu
jak bestia czyha – chce cię pożreć
w jakie krajobrazy zawiodą cię stopy
jaki grad łez wybije zboże radości
co skończysz co będziesz zaczynać 

uszy sposobisz do chwytania dźwięków
krzykiem rozcinasz niebo i ziemię
a słyszysz tylko chrobot czasu
- piasek zasypuje ci głowę … 

Czyż nie stanowi to najlepszej puenty do całego tego tekstu, ba, do całokształtu poetyckiej istoty zjawiska, które nazywa się każdy z nas, ale i nazywa się Stefan Jurkowski – poeta cienia, poeta metafizyki i poeta … przestrzeni? I czyż piasek nie zasypuje nam dziś głów, wraz z chrobotem czasu, miejsca i … ależ tak, przestrzeni … Nasz krzyk niczego tu nie zmieni, choć dla nas … zmienia wszystko.
Aniu. Gratuluję Ci tej książki. To bardzo ciekawa pozycja. Analitycznie inspirująca. Książka gigantycznej włożonej pracy. A Stefan? Stefanowi nie gratuluję. Szturcham Go po przyjacielsku i namawiam, aby wziął się w końcu do porządnej roboty i … zaserwował nam (na tacy) kolejne tomy świetnej poezji – takiej, jaką pisał właściwie od zawsze. 

Andrzej Walter 

Anna Maria Musz „Poeta i przestrzeń – portret literacki Stefana Jurkowskiego”. Oficyna Wydawnicza STON-2, Kielce 2016, redakcja Stanisław Nyczaj, stron 156, ISBN 978-83-7273-852-3