3 lutego 2011 roku w ramach „wskrzeszonej” działalności Białostockiego Oddziału ZLP w nowej jego siedzibie - Galerii im. Sleńdzińskich odbyło się spotkanie z poetą Markiem Dobrowolskim, połączone z promocją jego debiutanckiego tomiku „Między ziemią niebem a mną” pod redakcją Ireny i Kazimierza Słomińskich. Książka przyciąga wzrok estetyczną twardą okładką, na której widnieje urokliwe zdjęcie zachodu słońca, oglądanego poprzez pojedyncze źdźbła traw (motyw powtórzony wewnątrz tomiku w grafice Andrzeja Taranty), wzbudzającego uczucia nostalgii i zadumy. Fotografia jest autorstwa samego poety, który dał się nam poznać także jako znakomity fotografik mający już za sobą wystawy fotograficzne (a ostatnio także jako dobrze zapowiadający się rzeźbiarz). Tytuł jest adekwatny do zawartości, która penetruje zagadkę bytu, skupiając się właśnie na wzajemnych relacjach między ziemią (czyli doczesnością, światem materialnym), niebem (czyli Bogiem, wiecznością) a człowiekiem. Książkę autor zadedykował „dobrym ludziom”, co wiele mówi o nim samym i o jego systemie wartości.
Tomik składa się z 45 wierszy zgrupowanych w pięciu rozdziałach. Rozdział I zatytułowany „Ku harmonii uczuć” zawiera 9 utworów, w których podmiot liryczny snuje filozoficzne refleksje o życiu, kondycji człowieka, jego miejscu w świecie i przeznaczeniu. Zastanawia się nad sensem istnienia człowieka, którego życie – pełne poświęceń, podejmowania decyzji, czynów dziesiątków lat, gonitwy w wyścigu, pełne zmiennych jak chmury myśli, uczuć, niespełnionych marzeń – ostatecznie ujęte jest w jedną krótką jak westchnienie kreskę, zapisaną „pomiędzy datą / śmierci i urodzin” (to odwrócenie jest ważne). Zadaje pytanie, czy w ogóle warto żyć, i, jak się wydaje, odpowiedź znajduje dopiero przekraczając granice doczesności; zgodnie z chrześcijańskim systemem wartości, dla którego doczesność w każdym jej aspekcie (praca, poznanie, wola, sprawiedliwość itp.) jest czymś niedokończonym, jedynie początkiem drogi, wymagającym dopełnienia w życiu przyszłym, wiecznym. Bez tego dopełnienia, wyższego celu, istnienie rzeczywiście nie miałoby sensu. Inaczej przedstawia się życie ziemskie w świetle wiary. Pisze poeta: „wiara dodaje sił / a siły dodają wiary // doświadczam czegoś / czego nikt / nie może mi dać / ani / odebrać”. Podmiot liryczny świat, a nawet siebie poznaje dopiero wtedy, gdy poznał Boga: „świat od dziś ma inny wymiar // nie znałem też / siebie”. Dopiero teraz, gdy oddaje się Bogu, jest mu łatwiej żyć, czuje się wolny, osiąga „harmonię uczuć”: „wstaję z kolan / i przekraczam próg // bez kłamstwa // nabieram powietrza – bo takie lekkie // podnoszę głowę – to takie łatwe / otwieram oczy – jasność // nogi uwolnione z pęt / kroczą same // jestem Twój”. Taki stan pomaga osiągnąć modlitwa. Autor bardzo dyskretnie pisze o Bogu, nie nazywając Go wprost, lecz tylko sugerując pisownią zaimków „Ty”, „Twój” dużą literą. I chociaż nie jest to poezja stricte religijna, to jest ona przepojona na wskroś religijnością.
I jeszcze wiersze o przyrodzie, które u Dobrowolskiego nie są jedynie opisem piękna natury (choć jest to piękny opis), ale pełnią swoistą rolę – i tak: opis różnorodnych chmur okazuje się być naprawdę opisem ludzkich myśli, przyjaźń z pająkiem służy pokazaniu radzenia sobie z uczuciem samotności, a pełen uroku utwór „***na jeziorach grzywacze” jest w istocie refleksją o naturze dostępnej naszemu doświadczeniu doczesności i tajemnicy wieczności, jakby przeczuciem dotyku tej ostatniej: „płynące górą chmury / przeglądają się w wodzie / w jej błękicie / nieba błękit podziwiają // i jeszcze biały łabędź / drobina na horyzoncie / kołysze się jak anioł / ni to na wodzie / ni to na niebie”.
Rozdział II – „Zwolnij i popatrz” (11 utworów) – jest kontynuacją i konsekwencją treści zawartych w rozdziale pierwszym. Podmiot liryczny apeluje do człowieka o zatrzymanie się, refleksję, większą dbałość o wartości, o siebie samego, swoje wnętrze; zachęca do samopoznania, a także do empatii, większej uwagi i wrażliwości na drugiego człowieka. Przywołuje najwyższe autorytety – Chrystusa, świętego Maksymiliana Kolbego – uważając, że nawet w sytuacji ekstremalnej, wydawałoby się – bez wyjścia (wojna, zagłada), człowiek może i powinien zdobyć się na heroiczną postawę, bezinteresowny czyn, ze zła wydobyć dobro. Jest to możliwe, jeśli pozwoli się Bogu kierować sobą, wtedy będzie „bezsens wojny / odwrócony / w wartość ofiary / i siłę modlitwy”. Zawierzenie Bogu, między innymi przez spowiedź i rozgrzeszenie, uwalnia od lęku, daje nadzieję. Ból istnienia jest wpisany w człowieczy los, życie boli od samego urodzenia (”***Było ciemno”), a ponadto na człowieka czyhają różne nieszczęścia, jak: sieroctwo (i to fizyczne, gdy rodzice nie żyją, i emocjonalne, gdy dziecko zostaje odrzucone przez rodziców), wypadki losowe, choroby, niespodziewana śmierć („Smutna wigilia”, „Prezent”, „Rozdarta”, „***Błądzą myśli po zakamarkach mózgu”). To wszystko uczy pokory, pozbawia egocentryzmu, a najbardziej jest to odczuwalne „pośrodku cmentarza”, w obliczu spraw ostatecznych („Pokora”). Tym samym autor przypomina przesłanie popularnej niegdyś formuły memento mori, stanowiącej argument przeciwko zbytniemu dążeniu ku sprawom doczesnym, przyziemnym i przypominającej o wartościach wyższych, wiecznych.
Rozdział III – „Przestrzeń której nie potrafimy ani nazwać ani wypełnić” (7 wierszy) – kontynuuje wyliczankę nieszczęść, zasadzek czyhających na człowieka w wymiarze już nie jednostkowym, ale społecznym, masowym. Są to kataklizmy, spowodowane przez żywioły przyrody czy też politykę ludzi: pożary, trzęsienia ziemi, tsunami, zamachy terrorystyczne, katastrofy. W tych utworach przejawia się szczególna wrażliwość poety na wydarzenia aktualne, jego empatia i współodczuwanie w sytuacjach ekstremalnych, wobec których człowiek jest bezradny. Co ważniejsze, Marek w takich wypadkach potrafi uniknąć nierzadkiego u innych twórców patosu, pisze prosto i wzruszająco, a jednocześnie z niezbędnym dystansem. Pochyla się także nad nieżyjącymi już osobami znanymi, jak Michael Jackson czy Wiesław Kazanecki.
Najbardziej urzekł mnie rozdział IV – „Zza siedmiu snów”, zawierający 17 urokliwych wierszy miłosnych, erotyków. Emanują one niezwykłą subtelnością, delikatnością, ciepłem, słodyczą, uniesieniem, namiętnością, blaskiem. Gdybym uznawała podział poezji na męską i kobiecą, powiedziałabym, że jest to „poezja kobieca” ze względu na tę szczególną wrażliwość i uczuciowość, którą przypisuje się kobietom (chociaż sądzę, obserwując niektóre dzisiejsze młode kobiety, że obecnie jest to już nieaktualne). Nie przypadkiem wśród utworów trafił się wiersz, w którym podmiot liryczny jest płci żeńskiej („***czuję się przy tobie królewną”). Jednak nie dzielę poezji według płci, a to porównanie ma służyć jedynie podkreśleniu niezwykłej wrażliwości i delikatności autora, który pokazuje, że mężczyźni także potrafią dawać, ale i potrzebują uwagi, czułości i ciepła – jak podmiot liryczny w jego erotykach. Często są to miniatury, a wśród nich takie perełki, jak ta, wyróżniona na tegorocznej Buławie: „***stworzył mi ciebie / wiatr / rozplątał warkocze / uczuć // i stał się cud // przemówiłem / ustami / pełnymi / zachwytu”. Albo: „***obudziło mnie słońce / miało twoje ciepło i blask // bierzesz poranny prysznic / i zmywasz resztki skrępowania // z uniesioną ręką / zza szyb kabiny / przypominasz statuę wolności // myśli falują wzdłuż tułowia // wolność nabiera smaku”.
Tomik kończy się rozdziałem „Zakwitną magnolie”, zawierającym jeden wiersz – „***pomiędzy mną a śliwą” – który zdobył pierwszą nagrodę w Czerwcowym Konkursie Jednego Wiersza Łomża 2010. Utwór ten niejako podsumowuje całość, podkreślając znaczenie wybaczania, modlitwy, poszanowania życia i wartości.
Teksty Dobrowolskiego cechuje jasność, zwięzłość i prostota stylu, brak w nich zbędnych ozdobników czy pretensjonalności. Czasem poeta używa potocznego języka („takie tam / przywileje człowieka”, „Głowa ćmi, nie boli, / po prostu jestem zmęczony”, „te trumny / były dziwne jakieś”). Nie stroni jednak i od stylu wysokiego, stosując z rzadka poetyzmy, a często inwersję: „wiatrom posłuszne / ich wolę niosą”, „chmury / przeglądają się w wodzie / w jej błękicie / nieba błękit podziwiają”, „słodycz / w głębi serca / skrywana”. Charakterystyczne dla autora jest częste stosowanie zaskakującej puenty, jak w cytowanym na początku wierszu „Koniec życia”, gdzie czytelnik dopiero na końcu dowiaduje się, że chodzi o śmierć kota, a nie człowieka, jakby się wydawało. Podobnie w większości utworów, jak chociażby: „***zmienne są” (opis chmur okazuje się opisem ludzkich myśli), „***myślnik”, „***zwolnij i popatrz” (dziecko „czułości spragnione”, potrzebujące uwagi – to dziecko wewnętrzne), „***Było ciemno”, „Smutna wigilia”, „Prezent”, „***Błądzą myśli po zakamarkach mózgu”, „Wymarzona podróż” (tytułowa wymarzona podróż okazuje się podróżą ostatnią – na cmentarz), „Haiti” i w wielu innych. Niekiedy da się zauważyć leciutką nitkę ironii czy żartu – nie przypadkiem, ponieważ Dobrowolski uprawia także satyrę – pisze fraszki, limeryki, moskaliki, a także aforyzmy.
Marek Dobrowolski: Między ziemią, niebem a człowiekiem, Białystok 2010