Właściwy debiut poetycki Zbigniewa Milewskiego, spisany w formie spektaklu mikrodramatycznego narodził się i został opublikowany wraz z początkiem lat 90. pod tytułem „Biedronka nad biedronkami”. Tomik, wydany i rozprowadzany dzięki firmie drukarskiej „Spadam z nieba”, zyskał sobie przychylność odbiorców, a także ich zaciekawienie względem nowego nazwiska, które nagle pojawiło się na rynku literackim i ujawniło dosyć niespotykaną perspektywę ujęcia literatury jako estetycznego tworzywa budowy świata.
Dialog, jaki zawiera się między Autorem a Biedronką nad Biedronkami, niepoprawną hipiską, narkomanką i alkoholiczką, jest pierwszym z satyrycznych przetworzeń toposów europejskiej tradycji literackiej. W tym obrazie Milewski trywializuje bowiem długowieczny motyw kulturowy, jakim była pracownia artysty. Zajrzenie do jej wnętrza stanowiło rodzaj estetyczno-etycznej iluminacji, warsztat poety, malarza bądź rzeźbiarza w renesansie i w baroku był wszak kuźnicą nieskończoności. W „Biedronce nad biedronkami” sytuacja się odwraca – warsztat artysty nie iluminuje w umysłowość czytelnika, nie ma w sobie niczego z piękna i odkrywczości właściwego poetyckim ekstazom mistycznym ani niczego z pietyzmu godnego jajek Faberge. Warsztat artysty o imieniu i nazwisku: Zbigniew Milewski, manipuluje raczej czytelniczym odbiorem, jest błazeńskim piekłem na ziemi, jednak nie w tonie Dantego, bynajmniej, raczej ze szczyptą Villona i Rabelais’go.
Autor niejednokrotnie zachowuje się tak, jakby sfrasowanego odbiorcę chciał nieprzerwanie zapewniać, że w tym krajobrazie „naprawdę, nie ma nic strasznego”, ale bać się warto, bo kto wie, czy nie przyjdzie za tym prawdziwy śmiech, prawdziwa śmierć, prawdziwe iluminacje... Że pojawi się „Bóg wstrzykiwany dożylnie”, który po „zaśnięciu” Biedronki niczym deus ex machina zamknie swoim pojawieniem się cały mikrokosmos spektaklu, usypiając zarówno scenę, jak i publiczność:
AUTOR:
/podchodzi do biedronki leżącej nieruchomo, bada puls, zwraca się do widowni/
uleciała
na klonowym liściu
w sen
o życiu
płochliwszym
od szarej przepiórki
o wolności
prószącej kolorowy pyłek
z motylich skrzydeł
o Bogu
wstrzykiwanym
dożylnie
/kurtyna jeśli jest opada, jeśli jej brak
to i tak jest koniec/
Spektakl Zbigniewa Milewskiego napisany przez 20-letniego wówczas poetę-debiutanta zaskakuje dojrzałością estetycznego rozrachunku, którego Autor podejmuje się dokonać w planie całego utworu dramatycznego. „Biedronka nad Biedronkami” jest patchworkiem, skonstruowanym z wielu odmian pastiszu i rekonstrukcją najpopularniejszych w l. 90. poetyckich stylistyk i retoryk: wiersza miłosnego, erudycyjnego, franciszkańskiego, także estetyzującej poezji skamandryckiej oraz liryki „przeklętej” i turpistycznej. Konwencja tomiku poetyckiego, wpisana w ramę mikrodramatu (Milewski bowiem partie dialogiczne „Biedronki nad Biedronkami” tworzy, implementując w nie własne wiersze), dowodzi formalnej wprawy Autora i jego eklektycznej świadomości literackiej, synkretyzującej gatunki w unii dwóch rodzajów literatur.
W „Biedronce nad Biedronkami” Autor nie ustrzegł się jednak zbytniej emfazy pastiszu, która czasami czyni jego poezję zbyt konturową i niefortunnie opatruje ją „grubą kreską” trawestacji. Niektóre sposoby naśladownictwa stylu zdają się zbytnio narzucać, brak im tekstowych sublimacji. Niejednokrotnie konkurencyjne formy poetyckie w „Biedronce nad Biedronkami” są przedstawiane zbyt jednostronnie, wręcz parodystycznie.
Truizmem jest stwierdzić, że może być to zabieg naturalnie wynikający z porządku całości, konsekwencja gry estetyk, jaką na początku przedsięwziął Autor w poetyckim agonie z Biedronką czy skutek wisusowskiego uśmiechu Poety do czytelnika. Tak sformułowane wymogi „Biedronka nad Biedronkami” w pełni zadowala, nawet jeśli stanowi zbiór artystycznych „wykrzyknień”. Wszak niestosownie byłoby oczekiwać od pisarza estetycznego traktatu o teoliteraturze.
„Biedronka nad Biedronkami” przypomina rachunek sumienia estety, który zwątpił w estetykę świata. Mistyczną „noc wiary” zastąpiła wielka maszyneria produkcyjna, która stała się podłożem wszelkiej quasi-poetyckiej inżynierii. Raport z tego status quo, z pustyni znaczeń i symboli, zdaje nowy poeta A. D. 1990, Zbigniew Milewski, który tym sprawozdaniem dopiero wkracza na drogę poetycką. O zwątpieniu w słowo i w logocentryzm opowiada z wdziękiem i polotem, nie brakuje mu pomysłowości w pastiszowaniu estetyk, inspirują go groteski literackie od Villona do dziś. Za taki śmiech i takie łzy warto Mu podziękować wnikliwą lekturą spektaklu.
Zbigniew Milewski: Biedronka nad biedronkami, Wydawnictwo: Spadam z nieba, Warszawa 1990, ISBN-83-85115-00-6