„Słodka woda, słona woda” („Sweet water, salt water”) to siódma książka Lidii Kosk, a druga dwujęzyczna. „Niedosyt” („Reshapings”), wydany w 2003 roku, oraz omawiany tom przełożyła na angielski córka autorki Danuta E. Kosk-Kosicka. Autorka często podróżuje, uzmysławiając sobie i miłośnikom swojej twórczości, że nasze życie jest drogą, że z niej jesteśmy. Potwierdzają to informacje o nazwach miejscowości pod datowanym każdym wierszem. Peregrynacje Lidii Kosk obejmują zarówno okolice związane z dzieciństwem (Skrobów, Lubartów, Krzesimów, Lublin), jak coraz to dalsze miejsca w świecie: Kołobrzeg, Kraków, Beniaminów, Zakopane, Paryż, czy Nowy Jork, Baltimore, Stanford, Santa Cruz w USA. Zresztą spotkaniom z amerykańskimi czytelnikami „Niedosytu” (w tym z polonią) należy zawdzięczać powstanie wierszy oraz unikatowych fotografii przyrody (autorstwa poetki), zamieszczonych w omawianym tomie.

Naturalną koleją rzeczy w pierwszej części tomu „Narodziny świata” autorka przywołuje żywioły wody i wiatru. W wierszu „Wiatr” swoją wyobraźnią opisuje kolejne etapy stwarzania świata „zawiał / zaszumiał najmocniej / jak potrafił / zapragnął więcej / potęgi / wezwał na pomoc / bystrą wodę / brzmiała za słodko / dodał do niej słone / samotne łzy / pomieszane z miłością / cierpką / jak ziele wieków” i okrasił pięknem: „Błękit nieba tulił / główkami przylaszczki poróżowiały płatki / resztek śniegu / zamieniając się w kwiaty / jabłoni (wiersz „Raj”).
To właśnie, według starożytnej filozofii, woda dała początek życiu. Nie na darmo badacze Kosmosu szukają wody na planetach (Mars), by móc wnioskować o istnieniu na nich życia. Jest zatem obecna w tych tekstach woda: i ta słodka, i ta słona. Często tęsknie przywoływane są obrazy z dzieciństwa (tego rudymentarnego – dla każdego twórcy – okresu życia), przeżywanego na lubelskiej wsi: „zapamiętałych ujadań Burków / mojego strachu / zauroczenia burzą majową / Znów tam zabłądzić / przeżyć na nowo / noc wtopioną / w zapach jaśminu (wiersz „Jaśmin”) oraz w wierszu „Narodziny świata”:
słońcem chwytającym palcami promieni
biały dom na rozpłaszczonym szczycie wzgórza
ze zboczami wilgotnymi poranną rosą
dyszącymi południem i macierzanką.
Wspominane z utęsknieniem dzieciństwo nie zawsze ma sielski wizerunek:
„ostre szpilki mrozu ranią / wiatr/ konie / ludzi / uderzają w powieki / broniące źrenic oczu / ...chwytają powietrze / zanim zmieni się w kryształki/lodów („W ciemnych grzywach koni”); zdarzały się sytuacje przywołujące los Syzyfa: „Wspinam się pod górę / dźwigając skarb / przerastający moje siły / wiadro wody / ...nogi potykające się / o zlodowaciałe /grudy śniegu / Padam / woda spływa / razem ze mną w dół / zamarzając / jak łzy na policzkach / ...Błysk słońca na moment / powiększa mnie cieniem / gdy znów idę mierzyć się / z moją szklaną górą („ Szklana góra”).
Odwieczne człowiecze zadanie: odnaleźć źródło dobrej wody – „A po latach / gdy zapragnę jego wody... jeśli znajdę porosłą chaszczami / ścieżką / do źródełka / jeżeli nie wyschło / spotkam cię tam Mario. Pragnienie „Potrzebuję cię, mamo” opisane we wzruszającym wierszu „W twoim głosie moje imię”: „Dźwięk mojego imienia / w twoim głosie / otwierał światy / Wołaj mnie mamo / wołaj często moje imię / Przed najdalszą nawet / drogą gdy cię usłyszę / posłusznie odpowiem / idę.
Istniejemy w czasie, tej rzeczywistości zarazem bliskiej i porażającej, którą nieustająco staramy się oswoić: „Uderza zegar na wieży / dalekiego kościoła /porządkuje czas / („Zmrokiem wyśnione”), żal dostojnej jedynie ruiny rodzinnego domu „nad szczątkami domu / chroniącego resztkami sufitu / i energią uwięzioną / pod patyną pleśni / w kredensie tkwiącym / przy resztkach ściany / na posterunku / pamięci”.
Przeraża autorkę świat naznaczony współczesną cywilizacją: „Jak poprzez siatkę / pękających / w oczach naczynek / widzę zraniony świat / widzę raniony świat / widzę zabijany świat („Co przyniesie poranek”). Ma ona jednocześnie świadomość, że świat pozostaje i jest (tylko) jeden, niezależnie od naszego do niego stosunku: „mój świat / twój świat / nasz świat / wasz świat / ich świat / świat ludzki / świat nieludzki. Na nasze szczęście jest w nim dobro i zło, a tylko od ludzi (rządzących) zależy z czym spotkamy się częściej w życiu.
Pozostaje nadzieja, to obok pnia ściętego drzewa odnajdujemy wianek... „zielonych liści / młodych drzewek / na tle różowych wrzosów” („Wtopiona w obraz”).
Można także usłyszeć ciszę, idąc obok / razem i osobno / jak drzewa w lesie / co dążą w górę / osobno / i razem / są lasem” („I słyszeć ciszę”). Przyroda to najprawdziwsze światło, otwierające nas na nieustanne poznawanie tajemnic Natury: „A jeżeli będzie mi dane / jeszcze i jeszcze raz / popatrzeć na cud świata / tęczówkami szypułek / okolonych rzęsami płatków / kwiatu jabłoni / ...ciekawa świata / którego nie zdążyłam poznać” („Ciekawa świata”).
Jesteśmy smutni – widać to w twarzach przechodniów na ulicach polskich miast: „Moje miasto / dziś takie smutne / twarzami ludzi / podążających / za zniekształconym / odbiciem celu” („Kwiat we włosach”).
Szczęśliwie się stało, że idzie ulicą dziewczyna na spotkanie z kochankiem, która ma we włosach kwiat. Jakże potrzebny jest ten obraz poszarzałej ulicy wielkiego miasta z niepokojami oraz bezmyślnym zabieganiem jego mieszkańców. Zakochani spotkają się w domu, bowiem „las nie służy już / za schronienie / jak waszym dziadkom – to ich twarze w woalkach / z nietrafionych wyborów”. Nieustająco powraca w tych wierszach pamięć minionych szczęśliwych chwil, przeżytych z mężem Henrykiem P. Kosk, żołnierzem Armii Krajowej, później oficerem Wojska Polskiego, który przeszedł trudną frontową drogę: „dzieląca nas przestrzeń i czas / nie przeszkadzają mi szukać ciebie / walczyłeś o to miasto / walczyłeś o to morze / ...nosiłeś niewiele to morze / ...nosiłeś niewiele ponad dwadzieścia lat / ...oczy pełne młodzieńczej nadziei” („Z oddali”).
Przywołuje dobre chwile przeżyte wspólnie z mężem, zmaga się z myślami, będąc w miejscach ożywiających pamięć: „nie ta bliskość / nie to wino / nie ten statek” („Tylko pamięć notuje”); „czuję twoje ramiona / ochraniające mnie / przed tężejącym chłodem / by nie ranił soplami / mojego serca” („Zatopiony we mgle”). Opisuje różnorakie stany świadomości w wierszu nomen omen „Świadomość”. To w myślach jesteśmy najtrwalej, najgłębiej, to one zadają to najważniejsze pytanie: Dlaczego?, które jest zaczynem ludzkich wątpliwości oraz zastanawia się nad sensem życia, bólem istnienia.
Lidia Kosk z mężem (zmarłym w 2002 roku) dzieliła intelektualne pasje, których owocem stało się opracowanie pionierskiego dzieła, jakim jest niewątpliwie dwutomowy słownik biograficzny „Generalicja polska” (wydany w latach 1998-2001). Autorka „Liści na wiatr” mówi otwarcie i szczerze o pragnieniu szczęścia: „Jawią się przed moimi oczami / wierzchołki / różowych domów / i zielonych drzew / chcą być jeszcze / trochę szczęśliwe” („Pamiętnik po miastach”). Obdarza nas dobrą życiową radą: można przytulić serce/ i do pnia drzewa – twarda kora rani, aż / zaskrzypi gałąź / zaszeleści liść / przepłynie światło w grze z cieniem / rozbudzi się życie („Szukając ucieczki”). Większość tekstów napisała Lidia Kosk w Warszawie, z którą dzieli swoje radości i niepokoje od przeszło pięćdziesięciu lat.
W pięknym wierszu „Gloria Victis”, oddaje hołd najmłodszej armii świata, walczącej w Powstaniu Warszawskim:
Miła, czy to świt? Patrz –
znikł dom (już nic nie kryje okna naszej piwnicy)
księżyc idzie przez pustkę (mleczną drogą wprost do
nas)
myślisz – wyda nas wrogom?
Sześć utworów (w tym trzy prozatorskie), pomieszczonych w czwartej części tomu, prezentuje mądrą sztukę opowiadaczy, którą z powodzeniem uprawia Lidia Kosk. Szczególnie znaczącym tego dowodem jest opowiadanie „Lilia”, będące po prostu autentyczną baśnią.

Lidia Kosk, „Słodka woda, słona woda” („Sweet water, salt water”). Przekład i redakcja: Danuta E. Kosk-Kosicka, Wydawnictwo „Astra”, Łódź 2009, s. 129.