Niedawno, 29 listopada 2010r. odszedł od nas Zbigniew Jerzyna. Jest szeroko znany w Polsce, a dzięki tłumaczeniom na kilkanaście języków obcych także poza jej granicami, jako poeta, dramaturg, eseista, autor widowisk i słuchowisk. Tymczasem winniśmy równie wyraźnie dostrzegać Jerzynę – myśliciela. Obligują nas do tego liczne stricte mądrościowe wiersze, tomik Pieczęcie (Anagram 1999) zawierający zbiór oryginalnych aforyzmów, a przede wszystkim książka wydana pod tytułem Katalog życia i śmierci albo przygody pojęć, którą chcę nieco przybliżyć.
Jest to 59 szkiców o ludzkiej kondycji, pułapkach cywilizacji, życiu i śmierci, miłości i nienawiści. Przemyślenia Jerzyny, jak choćby te o Starości czy Samobójstwie, są zadziwiająco zobiektywizowane, wiarygodne, wsparte prostotą, czystym dźwiękiem myśli i słowa – bodaj najtęższym orężem tego twórcy; on zawsze buduje na pierwotnym w swej głębokości, a to, co buduje, jest dostępne i przyjazne, życzliwe. Tu trzeba zaznaczyć, że nie są to bynajmniej łatwe odpowiedzi na trudne pytania. Jerzyna nie zamierza też naprawiać świata, chce jedynie uzdatnić nas do stawienia czoła jego wyzwaniom. Czytelnik otrzymuje szansę wyboru spośród zaprezentowanych możliwości poznawczych oraz interpretacyjnych (wariantów), autor nie staje po żadnej z potencjalnych „stron”, jest niekwestionowanym arbitrem, któremu wolno – i jest to oczywiste, gdyż czyni to na własny, sobą gwarantowany rachunek – obok Boga postawić Byt. Niejako zewnętrznym uwiarygodnieniem sądów są liczne cytaty i adresy lektur filozoficznych, klasycznej beletrystyki, publicystyki, faktografii. Autor czerpie ze skarbca ponadczasowych złotych myśli, ale także z przysłów, mądrości ludowych, anegdot.
Czytelnik oczekujący stereotypowych definicji prezentowanych pojęć, wymieńmy kilka: Młodość, Ironia, Katastrofa, Samotność, może odczuć niedosyt, zwłaszcza, że nie znajdzie także ich literackiego rozwinięcia. Jerzynie idzie bowiem o przeżycie pojęcia (!), dotknięcie, uczestnictwo. Dobrze służy temu zamiarowi, rzadka dziś, cecha Katalogu – ograniczenie do niezbędnego minimum obcych słów, modnych zwrotów, wszelkiego puszenia się; „zamiast” otrzymujemy wielkiej delikatności polszczyznę, we fragmentach nieco rozpoetyzowaną (nie mogło być inaczej u tak pełnokrwistego poety!), ale zawsze jędrną, w szczególny sposób bliską.
Podczas lektury tej niezwykłej książki przyszedł mi na myśl Andre Frosard i jego Dowody na istnienie diabła. Sądzę, że zadziałała tu jakaś „równoległa przeciwstawność”. Frosard jest apologetą chrześcijaństwa globalnego. Jerzyna jest obrońcą „najmniejszego” w człowieku, w cywilizacji (więc poniekąd także idei chrześcijaństwa). Kiedyś pięknie napisał: Nie lekceważcie nawet najmniejszego poety, on uczłowiecza powietrze.
W przedostatniej sekwencji tej niepokojącej i zarazem kojącej, rozjaśniającej mroki po to, byśmy widzieli, jak blisko jest przepaść, książki poeta podejmuje temat obecności alkoholu w naszym życiu. W życiu Słowian i w życiu Polaków. I w swoim własnym, bo wiadomo, że pił; wszak był przyjacielem i druhem księcia poetów i króla ostatniej warszawskiej bohemy Stanisława Grochowiaka. Sekwencja zatytułowana jest nie tyle przewrotnie, co wyczerpująco w stosunku do rozważań: Trudny sojusznik egzystencji. Tekst stroni od subiektywizmu, wymyka się też z pułapki fobii czy kompleksu. Pamiętam wiersz Jerzyny pt. „Wódka”: Ech ty!! Ile zabierasz/ Ale ile dajesz (...). To konstatacja niespełna czterdziestoletniego poety (z tomu „Coraz słodszy piołun”, 1970). W Katalogu twórca w wieku skłaniającym do podsumowań zdaje się odwracać proporcje, tonować wydźwięk cytowanego fragmentu.
Jerzyna podkreślał przy różnych okazjach, że nie pisze po pijanemu. Bo życie mogło bywać pijane, ale twórczość musiała być trzeźwa! Boć to jedyna poważna i ważna sprawa, jedyna rzeczywistość, której warto i trzeba podporządkować życie. Po życiu pozostaje twórczość, zakotwicza się w wieczności. Tak dochodzimy do finałowych zdań książki, do sekwencji Wymiar codzienny i wymiar wieczny. „Bo życie po to jest, żeby kochać” – przekonuje mądra piosenka, „Bo życie po to jest, żeby tworzyć” – koryguje poeta, oczywiście, innymi słowy. I w pełni realizuje to założenie w dość długim, pracowitym życiu, więc nie mamy wyjścia, musimy mu wierzyć.
W słowie odautorskim Zbigniew Jerzyna powściągliwie zakłada, iż wartością tej książki jest bogactwo sygnałów. To prawda. Z tym jednakże uzupełnieniem, że wiele z nich (tych sygnałów) Jerzyna sam wcześniej odebrał. I odpowiedział na nie jako filozofujący poeta – lekko, z dużą odpowiedzialnością i nie mniejszą wyrozumiałością dla bliźnich, wielekroć zagubionych w przerastającej ich rzeczywistości.
Słowo o estetyce. Okładka jest adekwatna do wnętrza: niepretensjonalna, stonowana, bez zarzutu. Ilustruje ją obraz pozostający w pamięci nie krócej niż fascynująca treść książki. Autorem jest głośny kolorysta Marek Kwaszkiewicz, przyjaciel i służewiecki sąsiad poety. Co do tytułu, to wolę same Przygody pojęć. Znałem Zbigniewa Jerzynę – „Zbyszka” i myślę, że był on daleki od wszystkiego, co ekstremalne, kategoryczne i ostateczne, jak życie i śmierć właśnie. Raczej sam dla siebie był nieogarnioną, wielowymiarową, wielobarwną przygodą.
Zbigniew Jerzyna: Katalog życia i śmierci albo przygody pojęć, Wydawnictwo Adam Marszałek, Toruń 2004, str. 178