Czytelnicy prasy literackiej oraz okołoliterackich portali internetowych ostatnich kilku lat zapamiętali Andrzeja Wołosewicza jako niestrudzonego tropiciela wszelkich zjawisk i zdarzeń spod znaku pióra, z preferencją dla poezji; bardziej dociekliwi nie przegapili książki krytycznoliterackiej „Świat według poety” (Wydawnictwo Adam Marszałek, Toruń 2005) traktującej o dokonaniach wielu „klasyków” schyłkowych dekad XX w. Skala tej aktywności przypomina najpłodniejsze okresy twórczości krytycznej J.Z. Brudnickiego czy A.K. Waśkiewicza. Nawiasem mówiąc bez nawiasu z tej obfitości publikacji koniecznie trzeba wydobyć i przywołać esej wnikliwie borykający się z próbą interpretacji „Traktatu o łuskaniu fasoli” Wiesława Myśliwskiego („Migotania, przejaśnienia”, 3/2006) i odważny, wielostronny ogląd recenzencki głośno drażliwej książki Joanny Siedleckiej „Kryptonim ” (Portal ZLP, 03.09). Ale Wołosewicz jest także (równocześnie, a może przede wszystkim?) poetą i jako kolejny poeta-krytyk zdaje się przeczyć tezie o rodowodzie krytyków jako niewydarzonych twórców.
Książka „Prawdziwą podróżą naszego życia jest podróż wewnętrzna” jest drugim tomem tego poety. Wykładnię tytułu, czy też jego rozwinięcie, znajdziemy pośrodku książki, w zakończeniu wiersza „Posłuchaj ślimaka i tępego wołu”: pamiętaj, że sprawy ważne i nieważne/ są tak samo ważne, bo są nieważne/ liczy się tylko sposób ich doświadczania// nie pędź tak – żeby doświadczać musisz się zatrzymać/ w biegu nie masz na to możliwości/ bierz wzór ze ślimaka i tępego wołu; albo wcześniej: wszystko czego potrzebujesz/ to doświadczyć tego/ co już masz (Modlitwa według Mortona). W tytule moglibyśmy zatopić się na czas dłuższy od recenzenckich zwyczajów, ale idźmy dalej.
Wołosewicz czerpie z głębin namysłu (jest z wykształcenia filozofem), jak i z doświadczenia, z osobistego uczestnictwa w zdarzeniach. Formalny kształt dzieła traci na znaczeniu, jest tylko nośnikiem, rytm pozostaje na łasce przypadku lub jest celowo łamany. Równie wiarygodnie brzmią nostalgiczne, lekkie, niewymuszone „rymowanki”, co filozoficzne dysputy. Można powiedzieć, że u Wołosewicza „przezwyciężanie świata” nie następuje w języku, tylko w głowie, przy użyciu logiki, a często „chłopskiego” rozumu (wszak poeta z ludu jest, co wielekroć podkreśla).
Czasem zadziwia punktem odniesienia – i to zarówno w stosunku do podmiotu, jak i przedmiotu wiersza! Odnoszę wrażenie, jakby chciał zapytać: A cóż to ten Wołosewicz chce powiedzieć o jakimś świecie? Dzięki temu zabiegowi zyskujemy „tego trzeciego”, czyli jakby trzeci wymiar wiersza! Spójrzmy na przykłady: niejaki autor - / znam go osobiście/ (niestety aż za bardzo!)/ - Andrzej Wołosewicz (Pożegnanie autora). (co on się tak wlecze/ mijam jakiś kamień/ chyba został daleko z tyłu/ mógłby coś powiedzieć/ przecież nie zapadł się w piasek (Cień żółtego kamienia).
W kilku wierszach decyduje się na, rzadką dzisiaj, lirykę publicystyczną z „nowofalową” formą wypowiedzi: stoimy na Filtrowej/ przed NIKiem/ starsza pani i ja/ dochodzi 16:00/ 2 stycznia (Moje miasto V); wiersz „431 p.n.e. – wczoraj – dziś” warto przytoczyć w całości (acz najciekawsze jest na końcu), bo Wołosewicza ciężko się cytuje ze względu na rozłożenie akcentów znaczeniowych i emocjonalnych na przestrzeni całych utworów:
pamiętam z lekcji historii
poległych w Oświęcimiu
6 milionów, potem 4
ostatnio jeszcze mniej
liczby, duże liczby
przestają cokolwiek znaczyć
dopiero pomnik
1939-1945 Poległym Lotnikom
postawiony latem A.D. 2003
przez Fundację
Stowarzyszenie Lotników Polskich
w Wielkiej Brytanii
robi wrażenie głęboko ludzkie
przez proste wyliczenie:
Lotnictwo Wojskowe Kampania Wrześniowa 1939
Polskie Siły Powietrzne we Francji 1939-1940
Polskie Siły Powietrzne w Wielkiej Brytanii 1940-1945
Lotnictwo Wojska Polskiego
na wschodnim teatrze działań wojennych 1943-1945
dalej idą:
pułki, dywizjony bombowe
brygady lotnicze
dywizjony myśliwskie
i powód dla którego tak naprawdę powstał ten wiersz
i ten pomnik:
dwa
tysiące
sto
dwadzieścia
siedem
nazwisk poległych pilotów
opatrzonych mottem z Peryklesa (431 p.n.e.):
„Wolność należy do tych,
którzy mają odwagę jej bronić”.
Z gruntu pozytywistyczny jest duch tej twórczości, z powinnościami edukacyjnymi, z licznymi naprowadzeniami i wskazaniami. W niezwykle przejrzystym, wzruszającym wierszu osnutym na doświadczeniu Kazimierza Ratonia (z pewnością nieprzypadkowym podmiocie kilku wierszy tego tomu) Wołosewicz ubolewa: Ich odejście niczego nas nie uczy/ poza chwilową nostalgią (Nieśmiertelni odwiedzają Zmarłych); w innym miejscu poucza: mocuj się ze słowem/ bierz się z nim za bary/ ostro najostrzej jak umiesz (Przesłanie).
Odgałęzieniem tego nurtu są rozprawy filozoficzno – teologiczne: ale to należy już do porządku nadprzyrodzonego/ rozum nie mógłby wykonać tego bez łaski/ bez cnót wlanych w duszę gdy umowa została zawarta (Umowa o strojenie).
Pod koniec tomu ujawnia się troska poety (dojmująca to troska!) o stan dróg naszego rozwoju, o metody i sposoby realizacji jednostki w społeczności. Dochodzi do głosu powątpiewanie w naukowo-techniczne lekarstwo na powszechną szczęśliwość: poziom intelektualny nowoczesnej cywilizacji/ jest całkowicie określony tym, co żyjący w „świecie”/ widzą dookoła siebie od rana do wieczora na tablicach ogłoszeń/ i tym, co słyszą od wieczora do rana w radiu i telewizji (Kazania i skargi).
Poza zachętą do wyruszenia w „prawdziwą podróż naszego życia” otrzymujemy drogowskazy, lapidarnie zarysowane modele i oczywiście przestrogi. Wołosewicz chce zaszczepić w nas krytyczny sceptycyzm, abyśmy mieli siłę przeciwstawiać się naporowi nowinkarstwa. Zacytujmy w całości wiersz „Historia filozofii”:
bo naprawdę to było tak:
filozofia presokratyczna/
fizyka
meta-fizyka
trochę filozofii
w średniowieczu
i jego okolicach
w „obie strony”
osi czasu
potem już tylko:
ryzyk fizyk – od połowy XIX wieku
i ryzyk fircyk – przez cały wiek XX
i to by było na tyle
Zademonstrowane tu poczucie humoru spotykamy w innych wierszach, np.: malarza tu trzeba/ zanim mój obraz zatopi zieloność/ spóźnionej w tym roku wiosny/ choć w tym wypadku należą jej się brawa/ za współudział w tym obrazie/ (dzielę się łaskawie prawami autorskimi)// pięknie się tą razą spóźniłaś (Moje miasto VII). Poeta potrafi zdobyć się na dystans w stosunku do traumatycznych doświadczeń naszej cywilizacji, np. do przeżyć obozowych z okresu II wojny światowej: ale tu/ ten kamień/ jak symbol wolności/ który pozwala ulecieć/ za druty// także za ten kolczasty/ który zastępował poprzeczkę/ w konkursie skoków (Olimpijska poprzeczka z drutu kolczastego). A bywa też przewrotny, jak w rozemocjonowanych erotykach poświęconych żonie, w których kwestionuje „zamianę uczuć na słowa”.
Nie zachwycam się osobistymi akcentami w tym tomie, personalnymi umocowaniami (np. wiersz „Druga recenzja”) i chociaż je rozumiem, myślę, że nie najlepiej służą percepcji tej oryginalnej twórczości. Natomiast Andrzej Wołosewicz nigdy nie lekceważy czytelnika swoich wierszy, prowadzi z nim partnerski dyskurs, ale też nie mizdrzy się do niego, nie przymila się. Z rzadka tylko możemy liczyć na życzliwy uśmiech. W to miejsce otrzymujemy trochę szorstką, „męską” życzliwość oraz intelektualną rzetelność. I właśnie zespolenie solidnej warstwy intelektualnej ze światem niebanalnych emocji, wzruszeń, dramatów i niepokojów (o kondycję naszej cywilizacji choćby) stanowi o uniwersalnym wymiarze tego tomu, o jego rzeczywistej pojemności.
Podczas odbywania „podróży” u boku Wołosewicza towarzyszyło mi p r z e ś w i a d c z e n i e, że słowo pisane, poezja jest narzędziem przydatnym do rozwiązywania rzeczywistych spraw, kwestii życiowych człowieka, na równi z myślą techniczną czy wiedzą społeczną. Wiersz jest użyteczny ze wszystkimi tego faktu konsekwencjami. Nasz światowej sławy prakseolog Tadeusz Kotarbiński twierdził, że „Poeta też robi rzecz konkretną, a mianowicie przerabia siebie”. Andrzej Wołosewicz dodaje: poeci nie odkrywają/ nowego/ poeci jedynie/ - dobrzy poeci -/ dokonują nowych/ krystalizacji świata (Wiersz z ostatniej chwili).
Andrzej Wołosewicz, „Prawdziwą podróżą naszego życia jest podróż wewnętrzna”, Wydawnictwo Adam Marszałek, Toruń 2007, str. 84