ELŻBIETA MUSIAŁ – o reminiscencjach Reny Marciniak-Kosmowskiej
Pytam o sumę istnienia
„Na krawędzi jawy” (2019) jest siódmym tomikiem wierszy Reny Marciniak-Kosmowskiej. Od ukazania się jej poprzedniej książki „Kamizelka ratunkowa” upłynęło trzydzieści lat. W tym czasie Rena zajmowała się redakcją i wydawaniem czasopisma „Czwarty wymiar” oraz innych publikacji o tematyce ezoterycznej. Ostatnio znów możemy czytać jej wiersze m.in. na Pisarzach.pl.
„Na krawędzi jawy” – już sam tytuł zapowiada wielką refleksję nad doświadczeniem życia i wskazuje perspektywę, z jakiej liryczne „Ja” wejrzy w swój wewnętrzny świat sprzężony z innymi światami. W wierszach przywołane zostają wspomnienia, które przeglądają się w teraźniejszej chwili i na odwrót.
Od pierwszych wersów ufamy słowom i obrazom, bo ukazują znany nam świat. A my przecież lubimy wiedzieć, gdzie się znajdujemy i z kim obcujemy. Bohaterka liryczna oprowadza nas po swoim minionym, lecz równolegle sygnalizuje rzeczywistość, która dzieje się teraz; „okna pędzącego samochodu / niczym kadry filmowe / oferują coraz to nowe widoki / a ja zagarniam pod powieki / zachłannie / fragmenty umierających pejzaży”*. Spoglądamy z nią na półki z książkami w sierpniową noc, gdzie „Achmatowa śpi” obok „Myśli nieuczesanych” Leca, a kilka wierszy dalej „przywołuje ogród ciotki Janki / który pozostał hen daleko / w Buczaczu nad Strypą / razem z jej pierwszą miłością”*. To znów ze starej fotografii w sepii „zawadiacko uśmiecha się” matka, by już w następnej poetyckiej animacji ożyła tancerka z miśnieńskiej porcelany odkopana z gruzów przez wujka Franciszka, a która w rodzinie przechodziła z rąk do rąk; „minęły lata / a ona w moich wspomnieniach / tańczy na tym kruchym moście / rozpiętym między niemożliwymi krainami”*.
I otóż właśnie, o te już niemożliwe krainy chodzi w poetyckich obrazach i o ludzi wpisanych w nie. Bohaterka nie musi pytać wprost, dlaczego pojawili się w jej życiu i dlaczego właśnie oni; „ czy dotarłeś już tam / gdzie na ciebie czekano”*. Subtelność wzajemnych więzi jest tu doceniona, a reminiscencje przypominają dziękczynną odpowiedź na te powiązania.
Czy poetyckie retrospektywy są próbą rozliczenia minionego? Zapewne też, ale są przede wszystkim uświadomieniem i uwidocznieniem pewnej ciągłości owych „niemożliwych krain”, z ich całą istotnością, a więc również i z nami, istotami, które są władne kreować rzeczywistości. A jako że nie da się zatrzymać wiecznie dziejącego się, nie może być mowy o jakimkolwiek definitywnym końcu, za którym otwiera się już tylko czerń i pustka. Te wiersze wiedzą, że wszystko wraz z nami płynie. Co prawda podlega nieuniknionym zmianom, ale jest i kształtuje „wewnętrzny portret człowieka”. Portret, który oprócz kilku odciśniętych zmarszczek ma jeszcze coś stałego, fundamentalnego. Coś, co buduje jego duchową i emocjonalną tożsamość. A ponadto, czy my tamci, czy my teraz – wciąż tak samo pragniemy miłości, wciąż kochamy bez opamiętania; „czy to wypada by po latach / (raz… dwa… trzy… naście… dzieści) / napisać że uczucia wcale nie umarły / na uwiąd czasu i nadal towarzyszy / mi ten zdyszany galop krwi”*.
Po co tej poezji potrzebne są rekwizyty? Po to samo, co w realnym świecie. Są niekiedy koniecznością, której się chwytamy lub która zakotwicza nas w miejscu i czasie. Przedmioty budują nastrój. Są symbolami, znakami wiążącymi ludzi i czasy. Krucha figurka z porcelany staje się rodzinną relikwią przekazywaną sobie na szczęście. Wyciągnięta z gruzów powiązała kolejne pokolenia. Zatem i przedmioty niosą ze sobą nie tylko zewnętrzne kształty, ale i wewnętrzne światło; „skoro przetrwała cała w tych ruinach / powiedział to wyraźny znak opatrzności”*.
Powietrzem tych wierszy jest refleksja. Pozwala onabohaterce lirycznej (i nam) rozumieć. Rozumieć własne życie, dostrzegać wartości, ale też wykraczać poza widzialne granice materii. O tak, jest to poezja, która nie cierpi na krótkowzroczność, nie boi się więc wnikania w sfery niesprawdzalne pięcioma zmysłami. I to ją wyróżnia, i uwypukla jej indywidualny rys. Zastosowanie takiej perspektywy lub – jak kto woli – nałożenie na obraz dodatkowego filtru, pozwala nagle zobaczyć ten sam świat inaczej.
gdybym zawróciła czas
zmieniła scenariusz i role
kto biegłby wówczas ścieżką
mojej karmy i ranił
stopy duszy aż do pierwszej krwi
komu los Bóg czy Anioł Stróż
podsuwałby zręczne rozwiązania
i wyprowadzał bezpiecznie z czyhających
kolizji
do czyjego ciała
zapukałyby wtedy dusze
moich synów
(fragm. „Na urodziny”)
W układzie książki dostrzec można pewien zamysł. Z wiersza na wiersz, z jawy czy pogranicza jawy nasza uwaga kierowana jest ku niewidzialnemu. To stopniowanie pomaga wyostrzyć zmysły nieznane nauce. Autorka zaczyna, o czym już była mowa, od wspomnień i koniecznego instrumentarium, które określają wewnętrzny stan posiadania bohaterki i uzmysłowione wartości. Nadmienię, że w tym jednostkowym przypadku nie umiem oddzielić bohaterki lirycznej od Autorki, podobne odczucie może mieć każdy, kto poznał Renę. Ale prawdopodobnie to zatarcie różnic też w jakimś stopniu zadecydowało o autentyzmie poetyckiej refleksji, którą odczytujemy jako przeglądanie się we własnym życiu czy byciu. Głos liryczny „ustawiony” został jeszcze przez nieznaczne zabiegi warsztatowe. Dzięki temu mamy poczucie obcowania z podmiotem zrównoważonym i takim też jego mentalnym pejzażem. Nie ma więc miejsca na zwątpienia w siebie czy w sensy, nie ma rozpaczy z powodu przemijania, ani całej emocjonalnej sinusoidy. Jest za to rodzaj najgłębszego skupienia, które prowadzi do zobaczenia jednocześnie dwóch światów, czyli: naocznego uświadomionego oraz niewidzialnego a uświadomionego. Taka wielowymiarowość zbliża nas do sumy istnienia.
Nie będę zawracać czasu
zmieniać ról ani szat
niech moje życie biegnie do mety
według zaakceptowanego
przed zejściem na Ziemię
scenariusza
(fragm. „Na urodziny”)
„Na krawędzi jawy” w swych treściach ma zakodowane pewne tajemnice. Już w pierwszej części tomiku (a jest ich sześć) w realności scen kryją się jakieś metafizyczne podziemne cieki. Każda kolejna sekwencja wierszy niesie nowe niezgłębione nurty, których wody zasilają się wzajemnie i tworzą jedną rzekę przypominającą drzewo. Tajemnicze? Być może. Ezoteryczne? Jak najbardziej. Jednakże komunikatywny język bardzo pomaga w dotknięciu niedotykalnego. Jawa i jej rewers są tu równoprawnymi stronami istnienia.
Możliwość światów równoległych jest wyraźnie wplątana w ten przekaz. I nie ważne, czy przyjmiemy to za tezę, czy literacką prowokację. Najważniejsze, by pobudzało do zastanowienia. Natomiast mnie zaskoczyła otwartość, z jaką Autorka wprowadza do poezji tematy niezgłębione i pozazmysłowe. I już choćby tym sygnuje swoje wiersze.
Elżbieta Musiał
*Wszystkie cytaty pochodzą z tomu „Na krawędzi jawy”.
Autor: Rena Marciniak-Kosmowska, tytuł: „Na krawędzi jawy”, na okładce reprodukcja obrazu Marii Wollenberg-Kluza. Wydawca: Staromiejski Dom Kultury, Warszawa 2019, s. 80.