Książka:
Baran Józef Pokój i wojna - PIW, 2022
POKOJ I WOJNA
Nowy tomik ulubionego poety to wydarzenie, na które się czeka miesiącami i które – w odróżnieniu od licznych wydarzeń nieliterackich – nie mija w ciągu minut, godzin, dni, lecz zostaje z nami na długo. Właściwie na zawsze, bo przecież poezja raz napisana i wydrukowana nie znika po przeczytaniu, stwarzając sposobność do drugiego, trzeciego i kolejnych czytań, które mogą być jedynie powtórką pierwotnych wrażeń, ale też mogą każdorazowo odsłonić przed nami coś nowego: drugie oblicze pozornie oczywistej metafory, przeoczoną wcześniej aluzję, emocję dającą się odczytać dopiero wtedy, gdy sami mamy już za sobą określone doświadczenie.
Do niektórych wierszy z „Pokoju i wojny”, choć mam go dopiero od niespełna miesiąca, zdążyłam już powracać po dwa, trzy razy. Bo też wyjątkowo wpisują się one w spektrum moich własnych odczuć i moich własnych przemyśleń na temat różnych aspektów ludzkiego życia i współczesnego świata. Nie ma w tym nic dziwnego: przecież zwykle sięga się po utwory tych właśnie poetów, którzy mają podobny do naszego rodzaj wrażliwości i podobne spojrzenie na rzeczywistość, różniąc się od swych odbiorców tą iskrą talentu, dającą możliwość zwerbalizowania myśli i wrażeń w sposób artystyczny. W poezji Józefa Barana od dawna znajduję to, co mnie w poezji ujmuje.
Po pierwsze, odczucia człowieka od lat balansującego między dwoma mikrokosmosami: niespiesznym, zgranym z rytmem przyrody światem wiejskim, w którym „obieramy rzepę/ łuskamy fasolę/ udeptujemy kapustę w beczce/ (…) / kot miauczy dopominając się o miskę mleka/ (…) / wesoło pryska pod blachą płomień/dokarmiany/ świerkowymi gałązkami / i grubymi smolnymi polanami”[1] – i pędzącym na złamanie karku światem miejskim, gdzie „wśród pinów i kodów” [2] tracą równowagę ludzie starszej daty, a „potomność ubijana/ na słodką szarą masę / na stadionach arenach w marketach // kochająca gadżety blichtr i banał”[3] oddala się od tego, co jest istotą życia: od otwartości na drugiego człowieka, uważności w postrzeganiu otoczenia, radości z rzeczy małych.
Po drugie, refleksję nad odwiecznym dylematem „mieć czy być”, tu szczególnie wyrażoną w jednym wierszu, którego przytoczenia w całości nie umiem sobie odmówić:
„prawie wszystko mamy
brakuje tylko
manny z nieba
i piprów z mimrami
przed dziećmi piętrzą się
góry gier i zabawek
brakuje tylko
maszyny do produkowania szczęścia
żebyśmy się umieli
cieszyć
z byle czego
jak dawniej” [4].
Po trzecie, rozmyślania o przemijaniu, nieobce wprawdzie i młodym poetom, ale dopiero u tych w dojrzalszym wieku przyjmujące szczególnie wyrazistą postać. Bo dopiero od pewnego momentu czuje się na własnej skórze, jak wiele znaczy, „gdy dzień przemija/ bez zbędnego cierpienia”[5], jak bardzo się liczą „małe szczęścia/ w naparstkach/ topniejących dni”[6], jak ważne jest, by nie poddawać się słabościom ciała, a duszę „polerować/ to muzyką/ to liryką/ to miłością” [7]. Dopiero zobaczywszy, jak własne dzieci „oddalają się/ na swych wyścigowych rowerach/ przesiadają/ z rowerów/ na pociągi/ z pociągów/ na auta/ samoloty”, rozumie się, dlaczego „staruszka/ wpatruje się z natężeniem w alejkę/ waży na palcu/ dmuchawcowy puch”[8]. Dopiero przeżywszy z kimś dostateczną liczbę lat, rozumie się odczucia nagle osamotnionych małżonków, którym „gwiazdy świecą/ pustką/ po nieobecnej”[9] albo „słoneczniki/ uśmiechają się z ogrodów/ jego uśmiechem”[10].
Po czwarte, odwołania do kontekstów kulturowych, czy to pokoleniowych, czy międzypokoleniowych – tu między innymi do twórczości Tadeusza Różewicza i Bułata Okudżawy. Wiersz poświęcony temu ostatniemu znalazł się w złożonym z dziewięciu utworów tytułowym cyklu, bodźcem do powstania którego stał się wybuch wojny rosyjsko-ukraińskiej; za długi jest, by go w recenzji pomieścić w całości, niech więc czytelnikom wystarczy zapewnienie, że każdy, kto wychował się na poezji „barda studenckich lat”[11], przypomni sobie, ile w jego balladach było protestu przeciw wojnie. Każdej wojnie, przeszłej i przyszłej. I ile nadziei, że ludzkość z czasem zmądrzeje, nauczy się nie używać przemocy, nie rujnować życia tysięcy czy milionów ludzi dla zaspokojenia zachłanności czy żądzy zemsty garstki trzymających władzę.
Po piąte, i po szóste, i po siedemdziesiąte szóste… właściwie o każdym wierszu znajdującym się w tomiku warto by napisać coś więcej. To materiał na esej, może i na pracę magisterską, nie na krótkie podsumowanie wrażeń z lektury.
Wiem, że odbiór poezji jest kwestią ogromnie subiektywną, bo sama bywam ślepa i głucha na walory twórczości wielu poetów znanych i nagradzanych. Mogę powiedzieć zatem jedynie, że jeśli chodzi o coś, co można by nazwać współgraniem z duszą czytelnika, w przypadku mojej duszy zachodzi ono w stopniu niemal maksymalnym. Ergo: jest to jeden z najlepszych tomików poetyckich, jakie miałam w rękach w ciągu ostatnich lat, i, jak mi się zdaje, także jeden z najlepszych w dorobku samego autora.
Dorota Tukaj
Za zgodą:
Żródło "BiblioNETka". Data wprowadzenia do witryny 4 lipca.
[1] „Baśń o wspólnocie utraconej”, w: Józef Baran, „Pokój i wojna”, wyd. PIW, 2022, s. 9-11.
[2] „Dziatkowie i dziadki”, tamże, s.19.
[3] „Tadeusz Różewicz rozmyśla o potomności”, tamże, s.109.
[4] „Prawie wszystko mamy”, tamże, s.115.
[5] „Co prawda”, tamże, s. 31.
[6] „W wieku odlotowym”, tamże, s. 65.
[7] „*** (ciało się starzeje…)”, tamże, s. 116.
[8] „Matka, dzieci”, tamże, s. 129-130.
[9] „Blues samotnego wdowca”, tamże, s. 36.
[10] „Wdowa”, tamże, s. 37.
[11] „Ballada dla Bułata Okudżawy”, tamże, s. 85.