(Nie)Pożegnanie z górami
Dotarł do moich rąk tomik przeuroczy i ciekawy. Pod wieloma względami. Dotarł dopiero teraz – po części przez pandemię, po części przez moje niedołęstwo. Tłumaczenie wątłe – do Autora wszak wystarczy przeskoczyć przez jezdnię...
Zacznę od uznania dla wydawcy – kieleckiej Oficyny Wydawniczej „STON 2”. Książeczka pięknie złożona, troskliwie wydana. Gratulacje Irenko, Stasiu i Pawle! Dobra robota.
Wszystko pozostałe udźwignął Autor. Wymyślił projekt okładki, dał na nią własne zdjęcie, zaprojektował układ tomiku: na rozkładówkach mamy zdjęcia i związane z nimi teksty, o których za chwilę kilka słów. Oczywiście, wszystkie zdjęcia i teksty są tego samego Autora.
Autorem jest Bogusław Wiłkomirski, człowiek Renesansu, profesor zwyczajny biologii i chemii, nauczyciel akademicki na UW, Uniwersytecie Kochanowskiego w Kielcach i w dalekim Taszkiencie, pisarz, działacz kieleckiej organizacji ZLP, judoka, taternik, fotograf, niestrudzony wędrowiec – czy da się wymienić wszystkie pasje tego Człowieka?
Dotąd znany był jako autor kilkunastu książek napisanych prozą, w tym serii fascynujących powieści sensacyjnych, których akcję umieścił w dobrze sobie znanych górach Tienszanu, na gorącym pograniczu Afganistanu, ale też i w naszym kraju
W tym tomiku pokazał się nam również jako poeta. Jest w jego strofach dobrze czytelna miłość do skał, które się piętrzą czasem kilometrami w górę. Uczucie nie dla wszystkich nas zrozumiale, do końca znają je podobni jemu wspinacze i chodzący po górach. Tłumaczy to wyznanie Wiłkomirskiego, które wciąż gna Go na nowe ściany i percie:
Północne ściany
wracają do mnie w snach
jak symbol tego, czego w życiu
dotknąć nie mogłem.
Tylko czy jest jeszcze coś liczącego się, czego profesor Wiłkomirski nie dotknął? Zdeptał wszystkie kontynenty, był w zakątkach, których istnienie mi się nie śniło. I nie tylko dla emocji wędrowca. Nigdzie nie odstępuje go badawcza pasja biochemika, fizyka, biologa...
W wierszu poświęconym dolinie rzeki Pandż czytam:
Stałem nad brzegiem zasłuchany w grzmot wodnej kipieli, myśląc czy może
być to wskazówka dla życiowej drogi, czy też symbol tego, co nieosiągalne...
A może w jesieni życia nie należy stawiać takich pytań? Może to wzorzec
tylko dla młodych, tych moich bliskich, których radości pragnę...
Zamyślił Bogusław Wiłkomirski swój tomik na pożegnanie z górami. Nie wierzę w to pożegnanie! Niech no tylko cieplejsze zaświeci słońce, niech tylko wietrzyk powieje, a Wiłkomirski znowu ruszy w góry. Nie ma wątpliwości. Bo „stojąc wśród kamiennych olbrzymów, ładuje serce niczym akumulator”.
Warto czytać tę książeczkę. Warto zamyślić się nad jej treściami. Warto oglądać piękne zdjęcia. Warto ten tomik mieć.
Jan Cichocki