Radovan Brenkus: Powroty piekła

Radovan Brenkus (ur. 1974), słowacki poeta i prozaik, znany jest już trochę w Polsce z przekładów poezji i prozy (pióra Marty Pelinko), drukowanych w kilku polskich czasopismach (m. in. „Akant”, „Gazeta Kulturalna”, „Kozirynek”, „Wyspa”), a także prezentowanych podczas rzeszowsko-bieszczadzkich sympozjonów o literaturze pogranicza z udziałem twórców ze Słowacji, Ukrainy i Polski. Natomiast opowiadania z tomu Powroty piekła, który trzymacie Państwo w rękach, to prezentacja debiutanckiej prozy tego autora w tłumaczeniu na język polski.

Ogromnie jestem ciekaw Waszej, czytelniczej reakcji na to zetknięcie się z przedstawionym w tych opowiadaniach światem i realiami życia bohaterów, nie zawsze osadzonych w konkretnie określonych czasach i miejscach, a najczęściej – jak dzieje się to w baśni, czy w przypowieści – w wymiarze ponadczasowym, uniwersalnym. Reakcji na spotkanie z tym wielce niekonwencjonalnym, oryginalnym i wręcz niekiedy niesamowitym (np. opowiadanie Niebiański ogród w piekle), autorskim widzeniem świata, ludzkiej rzeczywistości społeczno-egzystencjalnej i „wrzucanych” w nią, w równie literacko niestereotypowy sposób wewnętrznych przeżyć i „przygód” bohaterów poszczególnych opowiadań tego zbioru. Ludzi stawianych przez pisarza twarzą w twarz z wielorako złożonymi i niespodziewanymi przez nich sytuacjami psychologicznymi, postaciami absurdalnie doświadczanymi przez nieustanną grę losowych przypadków, jak i koniecznościami biologiczno-społecznych perypetii i osobistej empirii. Autor traktuje dzieje i przydarzające się jego bohaterom fatalne zazwyczaj zbiegi okoliczności jako swoiste poletko doświadczalne, jako środki dla budowanych metafor i „przykładów”, dotyczących losu człowieczego: życia na tym, według starej oświeceniowej tradycji, „najlepszym” ze światów (Wolter). I temu właśnie filozoficznemu przekonaniu, całej tej wielkiej tradycji literackiej, Radovan Brenkus zdaje się rzucać wielkie wyzwanie. Traktując ją poważnie, choć negatywnie, stając z nią w szranki, pragnie odprawiać ją z kwitkiem bardzo stanowczo, na sposób poruszający wyobraźnię wrażliwego czytelnika, bo obrazowo wyrazisty, językowo ekspresyjny!
Nie on, oczywiście, w tym kontestatorstwie pierwszy, i zapewne nie ostatni we współczesnej nam, europejskiej i światowej literaturze. Zwłaszcza w jej ważnym i mającym szczególnie od początku XX w. niepomiernie bogaty dorobek oraz liczne parantele artystyczne, wielkim „nurcie” protestu wobec tradycyjnych koncepcji poznawczo-artystycznych. „Nurcie” rozmaicie zresztą nazywanym: literaturą „czarną”, prozą laicko-egzystencjalnego absurdu i zarazem przeciw niemu zbuntowaną, nie do końca pesymistyczną, ale i mocno krytyczną wobec dawnych humanistycznych, filozoficznych „pocieszeń” (Boecjusz), owych „pięknych”, także romantycznych proweniencji złudzeń i nadziei... Tak jawi mi się w lekturze opowiadań z tomu Powroty piekła owo bezpośrednie, by tak rzec, zaplecze światopoglądowe prozy Radovana Brenkusa, którego nazwisko można by dopisać do tej pokaźnej listy pisarzy wieloimiennego „nurtu” literackiego, począwszy – by nie sięgać głębiej – od między innymi Hugo von Hofmannsthala (Głupiec i śmierć, czy Baśń 672 nocy), Maurice’a Maeterlincka (Ślepcy), Jeana Giono (Huzar na dachu), Jeana-Paula Sartre’a (Mdłości), Alberta Camusa (Człowiek zbuntowany), Jeana Geneta (Dziennik złodzieja), L. F. Céline’a (Podróż do kresu nocy), Samuela Becketta (wczesne opowiadania), Malcolma Lowry’ego (Pod wulkanem), Nathalie Sarraute (Era podejrzliwości), Kazimierza Truchanowskiego (Piekło nie zna snu), angielskich „młodych gniewnych” czy amerykańskiego pisarza Johna Bartha (jako twórcy terminu „literatura wyczerpania”), po licznych współczesnych krytyków społeczeństwa, kultury i sztuki „nowej cywilizacji”, prozaików takich, jak choćby skandalizujący i nie na żarty szokujący „współczesnego mieszczucha” Jean-Marie Le Clézio (Pustynia), czy Michel Houellebecq (Cząstki elementarne).
Ale też od razu, dla pełnej jasności trzeba powiedzieć, że Radovan Brenkus, jako prozaik, nikogo nie chce naśladować, ani tym bardziej „ściągać” od poprzedników. Jeśli są w jego opowiadaniach ślady lektur, czy odwołań do niektórych z przywołanych tu twórców (i wielu innych, z bardziej nawet odległych epok, jak poeta hiszpański Gongora, z jego niesamowitym językiem barokowego obrazowania, czy Arthur Rimbaud, co ukazuje na przykład opowiadanie Niebiański ogród w piekle), to są to tylko mniej lub bardziej odległe źródła ogólnej natury inspiracji artystycznych, a nie przedmiot jakiejś bezrefleksyjnej adoracji i dążenia do powielania dokonań poprzedników. A wprost przeciwnie – jest to dla tego pisarza przede wszystkim dodatkowe wyzwanie, dodatkowa podnieta dla wyobraźni, twórczy bodziec.
Dla wielu czytelników prozy Radovana Brenkusa – to też trzeba powiedzieć wyraźnie – ta jego wizja świata i człowieka, tak pełna egzystencjalnego absurdu, bólu codziennego bytowania, niepokojów, lęku, dojmującej świadomości śmierci, rozpaczy i ostrego buntu przeciw licznym utartym w powszechnej świadomości „starym mitom” (łącznie z mitem romantycznej miłości), może być bardzo trudna do przyjęcia i to zarówno z powodów ogólnych, owych światopoglądowych przekonań (niewiara w istnienie jakiejkolwiek nadrzędnej „siły sprawczej”, ba, w ogóle w sens ludzkiego istnienia), wyrażanych przez bohaterów i narratorów jego opowiadań, jak również i z powodu specyficznego sposobu pisania, kreowania świata przedstawianego w tych opowiadaniach. A więc, z przyczyny stosowania określonego regułami pisarskiej techniki tzw. „punktu widzenia”, bogatego repertuaru różnych innych środków (monologi wewnętrzne postaci, odwołania i aluzje literackie). Środków niby tylko czysto wyrazowych, ale tak przecież ważnych w swej ogólnej, znaczeniowej wymowie: odmiennych w każdym z dziesięciu opowiadań tomu metod prowadzenia narracji fabularnej, najczęściej szczątkowej, sprowadzanej do niezbędnego minimum, niczym partytura utworu muzycznego, gdzie zawsze pełno miejsc „niedookreślenia”, wymagających samodzielnego „wypełniania” przez odbiorcę.
Nie muszę dodawać, że w tym ostatnim tkwi jedna z głównych dla mnie, jako czytelnika Powrotów piekła, sfer atrakcyjności i walorów tej prozy, która dostarcza materiału wyjściowego do różnoimiennych refleksji o świecie, społeczeństwie, człowieku i... literaturze. Bo to wydaje się tutaj szalenie istotne. Brenkus, dlatego tak pisze, jak pisze, czyli używa określonych środków pisarskich i odwołuje się do rozmaitych drażliwych przykładów, drastycznych problemów egzystencjalnych, dekonstrukcji ludzkiej sytuacji w świecie „bez wartości” i nadrzędnych sankcji, ponieważ mimo wszystko nie stracił wiary w sens i powołanie do twórczości literackiej. W przeciwnym razie już na wstępie złamałby pióro! Autor nie porzucił wiary w katartyczny sens pisarstwa (sztuki w ogóle), które według niego nadal ma liczne, choć odmienne od dawniejszej literatury, powinności (jakie pewnie zawsze będzie miała), głównie związane z obowiązkiem mówienia o sprawach najistotniejszych dla naszej ludzkiej kondycji. Toteż autor opowiadań, dlatego właśnie sytuuje ich realia w lekko markowanym czasie historycznym (jak np. faustyczna z ducha Umowa z diabłem), w, nieznacznie sygnowanych i rozpoznawalnych „dekoracjach” teraźniejszości (Klątwa z zaświatów, czy wojna w Spotkamy się w raju), bo najważniejsze są dla niego nie one same, ale wywoływane przez nie pytania o sprawy zasadnicze i ostateczne (eschatologiczne) ludzkiego życia. Bez ich rozstrzygnięcia jesteśmy istotnie jak „ślepe mrówki”, cienie z jaskini platońskiej lub pijane dzieci we mgle (jak niektórzy bohaterowie tych opowiadań). Literatura według Brenkusa jest właśnie po to, by wyrywać człowieka ze stanu embrionalnej nieświadomości, by burzyć w nim tzw. święty spokój „półmartwości” bytowania (Miasto półmartwych), biernych i jałowych konsumentów owoców kultury i cywilizacyjnego postępu, by zmuszać do racjonalnego myślenia o dręczących – tak przed wiekami, jak i dziś – egzystencjalnych pytaniach i lękach, by wyrywać rozpaczy i prowokować do oczyszczającego buntu.

Radovan Brenkus: Powroty piekła, Wydawnictwo Abilion, Rzeszów 2013