Daniela Zajączkowska: Po Leśmianowskich ogrodach

Poetycki tryptyk Danieli Zajączkowskiej, polifoniczny z natury ale dający jakiś posmak dialektyczny, bowiem przyjmować go można w następstwie: tezy-antytezy oraz syntetyzującej propozycji, nie będzie mnie dalej kusić, żebym szyję podstawiał prowokująco na "Heglowskie ukąszenie". Koniec z filozofią! Niemniej jednak przeinaczone heideggerowskie powiedzenie pozostawię w tytule.

Powiem szczerze, gdybym to ja miał decydować o wydaniu tego tomu, uczyniłbym to, choćby dlatego, żeby wspaniały wiersz, perełka liryki współczesnej "Dotknięcie" mógł jawnie dowodzi, że ton Grochowiakowski w polskiej poezji z wielką dla niej szkodą został zapoznany. I chwała Pani Danieli za to,że lirykę w tej tonacji znakomicie tworzy. I wielki dla niej pokłon, że tak tradycję poezji polskiej szanuje i pomnaża. I to już w tytule całego zbioru: "Po Leśmianowskich ogrodach".
Przewrotny to tytuł. Znajdujemy u Leśmiana i "Sad rozstajny" i "Malinowy chruśniak" i "Dzieję leśną",ale ogród - ten wielki topos kultury europejskiej - spotkamy tylko w "Panu
Błyszczyńskim". W poemacie, który dedykując Kazimierzowi Wierzyńskiemu poeta napisał
:"Jego żywotnym zmaganiom się z upiorami współczesności".. Pani Daniela słusznie czyni, że nie gubi się w tym alternatywnym ogrodzie, w którym tylko "Nicość nicestwieje", ale nawiedza ogrody inne oraz inne uroczyska. Przychodzi do tych światów z empatii otwarta na ich piękno.. Jest to "otwartość" zapewne nieudawana. Mogłaby przecież przy wszystkich "florystycznych" zauroczeniach powiedzieć powściągliwie jak znakomita Noblistka: Jednostronna znajomość między mną a wami rozwija się nienajgorzej .
Tu jest bez, płatki róży, tulipany, żonkile, roztrzmielony skwar południa, Jest oczywiście i śmierć, bowiem każdy ogród jest nicością ubarwioną w kwiaty”, ale ta nicość wtórnie stwarza świat z miłości do bycia. (Usprawiedliwiam w tym miejscu trochę chimeryczny tytuł mojej notacji).Bardzo uważnie czytałem tę partię tomiku, bowiem (muszę się jednak do tego przyznać) próbowałem przenieść do polskiej krytyki literackiej metodę fitosemiotyczną (znakowości roślinnej). Oczywiście ja swej toporności metodologicznej pisałem rozprawy jak można współżyć z kartoflem", ale młoda, wiotka i wdzięczna poetka pisała wiersze jak oswajać płatki róży. Jestem jej za to wdzięczny.
I bez większych wahań dyktowanych przez moje starcze doświadczenie przyjmuję sensy wnoszone przez drugą część tomiku „Królestwo doczesności"
A jest to przede wszystkim królestwo sensualności". Genderowe królestwo prawej półkuli mózgowej. Tu możemy chwalić obietnicę dnia, aleatoryczne rozstrzygnięcia rzeczywistości.
Każde doświadczenie może przyjąć odpowiednią barwę.(Najbardziej mi się podoba kolor zielony)
Oczywiście owa dialektyka napięć działa jako założona „naiwna wiara" wobec świata naznaczonego śmiercią i dopełnia się(rozpaczliwa to nadzieja) sensualnymi epifenomenami bytu, ale nad tym króluje kultura (synteza - jak Heglowski Duch Absolutny). Dziewczęca, kobieca mądrość dyktuje odpowiednią optykę: relatywistycznego postrzegania dziejów i widocznego wrzasku rzeczywistości". Nie wymagajmy od wrażliwej, uroczej, obdarzonej wielką władnością poetyckiej artykulacji poetki, aby te sprawy rozstrzygała. Odnotujmy jej wnikliwą umiejętność ich prezentowania.
Poetyckiego, nie publicystycznego... I trochę uwierzmy w racje poetów, że słowo nie tylko opisuje ale także przetwarza rzeczywistość, że je podtrzymuje swoją performatywnością. Wówczas z czyśćca rzeczywistości" może na powrót wejdziemy w niebo Leśmiana. Albo chociaż w jego uroczyska.

Daniela Zajączkowska: Po Leśmianowskich ogrodach, Wydawnictwo Astra, Łódź 2011