Bezpretensjonalne narracje, w których wyraźnie zarysowany auktorialny narrator (aż się prosi, żeby go chwilami utożsamiać z Autorem) kompozycyjnie scala wokół swoich losów zdarzenia, budzą jeszcze w odbiorcach – nie do końca zmanierowanych przez dekonstrukcyjne pozy – pytanie o Dichtung und Wahrheit. Myślę, że spora część czytelników przy lekturze powieści Mirosławy Salskiej – Bünsh to pytanie postawi: prawda to, czy zmyślenie? Autorka przecież nie zaciera za sobą śladów przywołując „polską” stronę życia (szczególną rolę odgrywają tu wspomnienia z dzieciństwa), z duża dozą prawdopodobieństwa można też założyć, że proces zakorzeniania się w nowym środowisku (Hamburg) jest wiernym zapisem doświadczeń Autorki, niemniej jednak nasz głód autentyczności jest zaspokajany w inny sposób: w uporządkowanym fabularnym „porządku artystycznym” dobrze konstruowanego dyskursu.

W takiej opowieści asertywność wypowiedzeń podkreślona jest przez dyskretne „gesty semantyczne”: odwołanie się do znanej powszechnie lektury, mądre uwagi (niekiedy mini-eseje),oraz przenikającą całą tę książkę empatyczną mediację – pamięć o czytelniku, który przecież jest najważniejszą instancją w prowokowanej „woli odbioru”. W jednym z epizodów, który przecież może umknąć czytelniczej uwadze w „potoku zdarzeń”, pisze Autorka, że czyta „Twarz Innego”.
Ten obszerny esej znakomitego francuskiego filozofa E. Levinasa ustala problemy, w środku których – mówiąc obrazowo – staje także Anna. To nie tylko pasywna lektura, to przeżywanie Innego, przeżywanie obecne na każdej prawie stronie tej książki”, nie zawsze przecież empatyczne, bo często „agresorskie” lub „uwierające”. „Pierwsza radykalna inność jest rozgrywana zarówno na poziomie przynależności (dorastanie i dzieciństwo), jak również dzięki separacji - poprzez odróżnienie siebie od innych. Wreszcie - w zakładaniu własnego domu, który o ile ma być własnym, czyli nie pozostawać jakąś kopią dajmy na to domu rodzinnego, czy "wzorów społecznych" (jedna z postaci Całości) - musi być domeną osób świadomych swojej odrębności.” Przytoczyłem ten cytat za B. Baranem1, bowiem esencjonalnie zawiera on w sobie wielość problemów, które musi rozwikłać nasza mądra bohaterka – Anna z powieści. Jej dom jest „po drugiej stronie”. Ona sama jest Alicją „po drugiej stronie lustra”.
Tak się przecież ta opowieść zaczyna – od zdziwienia wszechpanującą obcością, absurdem, który się rządzi nieznanymi nam jeszcze prawami, innoświatem, który trzeba będzie boleśnie i cierpliwie oswajać. Anna jest Inna w uporządkowanym mieszczańskim świecie Hamburga, łatwiej jej jest przebywać z istotami wyobcowanymi, niepewnymi nawet swego statusu emigranta (Turczynka Yeter), zbuntowaną inteligentną dziewczyną (Inka), mądrym cynicznym kloszardem (Richard). Inność przenosi nawet na bliskie jej osoby (Michael). Tylko moc i magia miłości sprawia, że małżeństwo na powrót się zespoli. Ale nie będzie to znak pokoju, bowiem wówczas bohaterka stanie przed niespodzianym wyzwaniem: budowaniem nowego domu w Stanach Zjednoczonych, gdzie Michael znajduje pracę. „Jestem jak Jakub stale wędrujący - pomyślała Anna. “Przyjmijcie mnie do wspólnego stołu” – to hasło współczesnego wędrującego. Patrzyła na chmury w dole pod skrzydłem samolotu i niezwykły błękit rozświetlonego słońcem nieba. Tak naprawdę jesteśmy ciągle u siebie, w każdym miejscu na ziemi. Czasem przeszkadzać nam mogą konkrety charakterystyczne dla tego miejsca. Kiedy jednak potrafimy także i w tym nowym miejscu spokojnie trwać we własnym wnętrzu - jesteśmy u siebie. I bez strachu myślała już o tym, co ich czekało.
Jak pisze Wiliam Blake "Jeśliby drzwi naszej percepcji były bardziej czyste, wszystko pokazałoby się takie jakie jest w istocie, nieskończone bezkresne” (s.163)
Nie tym wszakże cytatem chciałbym zakończyć tę krótką notkę – recenzję. Byłoby ze szkodą dla lektury, dla heurezy pewnych sensów, gdybym nie przywołał jednego jeszcze symbolicznego wątku, który po trzykroć pojawia się w „Domu po drugiej stronie”. Są to sceny sypania lub rysowania mandali. (Pierwotnie nawet powieść nosiła tytuł „Błękitna mandala”). W pierwszej scenie mandala usypana przez wędrującego buddyjskiego mnicha- cierpliwie tworzona z kolorowych ziaren piasku a następnie w jednym momencie zniszczona, zdmuchnięta jest symbolem losu ludzkiego, jego marności i pokory zmuszającej do podejmowania każdego wysiłku w nieskończoność, ze swoją mandalą – obrazem zostaje Karin –przyjaciółka Anny, która dyskretnie strzeże swej bolesnej tajemnicy – świadomości nieuchronnej śmierci, swoją mandalę (trochę dziecinną) rysuje też bohaterka i traktuje ją jako Jungowską pełnię osobowości, gwarancję dojrzałości i dzielności życiowej. Ten rysunek – mandalę zabierze Anna za Wielką Wodę, gdzie na nowo będzie budowała „dom po drugiej stronie”.
Z języka krytyki literackiej od dawna już zniknęło określenie Bildungsroman – opowieść o dojrzewaniu, opowieść inicjacyjna. Powieść Mirosławy Salskiej – Bünsch można zasadnie tą formułką gatunkową opatrzyć,
Nie jest to znane dochodzenie do kształtowania w sobie maski świadomego Ja, jest to piękna świadomość doświadczanego na co dzień wykorzenienia, doświadczania „nieznośnej ciężkości bytu” emigrantki z wyboru (a może konieczności? – tego jeszcze nie wiem).
Metodą zapisu epizodycznego (metonimicznego), drobinek narracji = piasku, z którego sypie się swoją błękitną mandalę posłużono się tu po mistrzowsku. Dodaje to „smaku” dyskursowi i empatycznie ułatwia lekturę. Krytyka literacka będzie zapewne odnosiła „Dom po drugiej stronie” do wytworów polskich pisarzy żyjących i tworzących w Hamburgu (J. Rudnickiego przede wszystkim). Wówczas ujawnią się te wszystkie piękne różnice, które nie tylko plasują się w rejonach konstrukcji fabularnej ale mediacyjnej sferze (widzenia siebie w świecie) realizowanej od mądrego namysłu po autoironiczny dystans.
Mandala została usypana. Nie pozwólmy, aby rozwiał ją wiatr, (choć takie jest jej zenistyczne przeznaczenie), starajmy się jakoś wspólnie, żeby piękna powieść Miry Salskiej – Bünsch znalazła odpowiednią dla niej „wolę odbioru”.

Mira Salska-Bünsch: Dom po drugiej stronie. Wydawnictwo Astra. Łódź 2007 r., ISBN 978-83-89727-23-7, stron 228.