Afirmacja żywiołu
Wyraziłem ostatnio swój niekłamany zachwyt „Spacerem do siebie” – najnowszym tomem poezji Stefana Jurkowskiego, a tu nagle „w dobrodziejstwie przestrzeni Poezji” pojawił się kolejny znakomity tom, wymykający się wszelkim kategoriom, standardom i porównaniom. Napisany i ulepiony w żywiołowym akcie stworzenia językiem niesamowicie własnym, unikatowym
i wielce oryginalnym. Będący z jednej strony antypodami twórczości Jurkowskiego, w jego spokoju, wyważeniu i dystansie,
a z drugiej strony kierujący się jakby tym samym kodem poszukiwawczym – łaknieniem szczęścia, harmonii i piękna w tym naszym skomplikowanym i iście zwariowanym świecie.
Istny biały kruk na mapie polskiej poezji. Może to jednak bardziej czarny kruk? W kolorze okładki albo też żółto-czerwono-zielony, niczym barwy flagi Etiopii otaczające mesjanizm Lwa Judy, w ową okładkę wtopione? To już tajemnica autora – jest nim bowiem Jah Ares … Tylko cóż to może znaczyć? Boga wojny?... Otóż znaczy to ni mniej ni więcej poznańskiego szaleńca, artystę
i barda witalności – Aresa Chadzinikolau. To bowiem tom najnowszych wierszy Aresa Chadzinikolau zatytułowany „Rasta mówi”.
Można go czytać bez żadnych podstaw znajomości ruchu Rastafari, a i tak porwie Was ta niesamowita poezja żywiołu. Można też rozpoznać ów jakże ciekawy rastafariański kontekst znaczeń i podłoża pewnej filozofii życia. Jakkolwiek spojrzeć na ten tom znajdziemy w nim pewną niesłychanie ważną receptę na teraźniejszość. Znajdziemy tam też o wiele więcej – szczerą i uczciwą mądrość egzystencji na padole naszych rozterek.
rASta i baSta! …
Sądzę, że graficzność motta może mieć znaczenie. Wielkie litery tworzą bowiem powszechnie znane i jakże często używane angielskie słowo „ASS”… Ares przymruża do nas oko. Jak zwykle. Szafuje i kpi. Prowokuje. Nie potrafi inaczej. A kiedy wnika, dajmy na to w muzykę, którą tworzy, komponuje i wykonuje … Ares znika. Cały staje się tą muzyką Przeistacza się w Nią niczym Bóg, dzięki któremu powstała. Dotyka nią nieśmiertelności, a my – słuchacze – wraz z nim. Tak też chyba tworzy poezję. Szaloną. I piękną. Jakby unoszącą się „ponad” …
Rasta mówi I
Drwijcie z klęsk
i topcie smutki w szaleńczym wirze.
Nad wszystko grajcie Zeibekiko
niech w tańcu ciało zwycięży duszę.
Tłuczcie szklanki, talerze
okrzykami przebijcie niebo,
aż rozleje się światło.
Chwila nie lubi spóźnienia!
Rasta mówi:
życie jest krótkie,
jak odwrócenie głowy słonecznika.
Tak żyje Ares i do tego nas namawia. Nie musimy być jak on, ale zapewniam, że warto dać się unieść strofom tej poezji. 33 wiersze czyta się wyśmienicie. Napisane są – już użyłem tego słowa, ale skłonny jestem go powtórzyć – porywająco. To też dość ważne, że znajdziemy tu tłumaczenia na angielski, niemiecki, francuski – najpowszechniejsze języki świata. Przesłanie tego tomu, do tego wypływające z Polski, to bardzo ważny głos w poezji. Niech „zagranica” nie kojarz nas jedynie z klęskami, powagą
i monumentalizmem, które naznaczyły w przeszłości „polską duszę”. Niech nas odczyta w nowoczesnym przesłaniu … afirmacji żywiołu jakim bez wątpienia również jesteśmy.
Tylko, że Ares Chadzinikolau wymyka się wszelkim ograniczeniom. Jego „polskość” naznaczona jest w niesamowity sposób czymś tak niesamowitym jak grecki żywioł przeszłości – z wiatru, błękitu i egejskiego szaleństwa, z bieli i radości, z tańca i duszy, dla której zdawałoby się to stan naturalny. Z wielkiego Nikosa Chadzinikolau, którego osoba, dorobek i cień nieodłącznie towarzyszą poczynaniom Aresa oraz jego postrzeganiu. Tyle, że jest tu pewna jej łatwość – prostota tej percepcji – wyjaśniająca bezdyskusyjnie: artysta stworzył artystę, który kocha i kontynuuje Jego dzieło, ale też i idzie własną artystyczną drogą. Drogą równie ciekawą. Drogą własną. Jah Ares.
Tom, jak już napomknąłem, to 33 wiersze osadzone na zdawałoby się prostej konstrukcji – aforyzmów, czy też mądrości wypowiadanych na końcu każdego wiersza przez Rasta – kim jest Rasta? Zostawiam to już osądowi i odczuciu czytelnika. Ta rama konstrukcyjna, ten sztafaż koncepcji doskonale jednak stwarza pole manewru do napisania zaangażowanej duchowo poezji, która nie pozostawia obojętnym. Mantryczność tytularna i aforyzmowa są tutaj kotwicą, która pozwala skupić się całości
i utworzyć spójny i wytrawny przekaz, który dzięki temu wydaje się jednolity i nasycony bogactwem treści. Zabieg prosty, a jakże znakomicie wykorzystany przez Aresa w tym tomie. Czyta się go z przyjemnością. Z radością i z zawsze inspirującą refleksją.
Wejdźmy w kilka tych mądrości. Rasta mówi ...
życie jest kredytem,
który trzeba oddać z procentem
kto nie patrzy wysoko,
nie odegnie kolan
kto nie kocha morza,
ma skurczone serce
cenę odejścia zna tylko ten,
kto powraca
kto nie ma odwagi patrzeć prosto w oczy,
chodzi jak pies
(…)
pamięć nie musi być popiołem,
który roznosi wiatr
kto kocha,
trafi do swojej Itaki.
Ares, jak i my wszyscy, nieustająco szuka swojej Itaki. Radzi nam też niekonwencjonalnie, choć czy przypadkiem nie bardzo prawdziwie?...
Rasta mówi II
Idź drogą Sfinksa
i pytaj napotkanych
czym jest życie.
Zamkną usta jak posągi.
Nie wiedzą, że żyć to
zdobyć szczyt Syzyfa
ssać pierś matki,
aż wytryśnie droga mleczna
i nie czekać,
aż gwiazdy ułożą los.
Nawet na tratwie pokonać fale
żaglem dłoni schwytać wiatr
i wyprzedzić ptaki.
Potem skończyć brewiarz
i kamieniom oddać profil.
Rasta mówi:
życie jest kredytem,
który i tak trzeba oddać z procentem.
Oto Ares mówi niesłychanie otwarcie i bez ogródek, że tylko żywioł, prawdziwa pasja i prawdziwa wiara, aż skierowana ku szaleństwu, może nas wyzwolić, może stanowić kontrpropozycję dla skostnienia i zachowawczości tego świata, dla jego banalnej szarzyzny i mechanicznej monotonii… dla wszystkich tych objawów marazmu, które poddawane nam są jako wytrychy bezpieczeństwa, stabilności, złudnej stałości, rytmiki i powtarzalnej codzienności. Poezja jest przecież poza codziennością. Jest żywiołem, szaleństwem, rozpoznawaniem niedotykalnego, którego trzeba dotknąć, aby stać się poetą. A kimże jest dziś poeta? Czyż nie Wielkim Błaznem? To i Ares błaznuje, prowokuje, szarpie nas za nasz sztywny rękaw koszuli właściwej do sytuacji
i okoliczności, potrząsa naszym mieszczańskim ego ukutym na potrzeby i podobieństw Wielkiego Brata, którego ponoć nie ma…
Ares podkłada ogień. Pali nas w swojej fajce i wkłada nas jak pocisk do armaty, którą już rychtuje na salwę w niebo… na przekór, na cześć, na wiwat – Panu Bogu w okno, z miłości i na złość. A diabłu w gardło.
Wiele ważnej i dobrej poezji mówi Rasta. I basta. Nie sądzę jednak, że to koniec, to jest dopiero początek, Ares się rozkręca. Przekroczył tym tomem zdecydowanie styl poezjowania swojego ojca Nikosa. Nikos, który też pisał dobre, wartościowe wiersze zachowywał w nich naszą polską powściągliwość. Ares idzie na całość. I do tego jak zdecydowanie i z jakim talentem. Przywołam parę sentencji, które mnie zachwyciły, które wyrwały z zastoju moją duszę, które zachwiały równowagą i naruszyły wewnętrzny spokój:
„(…) ptakom zazdrość umierania w locie
Patrz na morze, jak na kobietę,
w której dojrzewa słońce.
Ucz się morza, bo zmienia maski (…)
milczeniem, dorównaj kamieniom
(…)
Życiem trzeba się dzielić,
by nie zgorzknieć.
Dostrzega też Ares jak wygląda ten świat. W tym swoim dziecięcym entuzjazmie wcale nie jest naiwny, bezbronny i zaślepiony.
Rasta mówi IX
Coraz mniej ludzkich gestów
na ponurych ulicach.
Namiętność Wiednie
jak polne kwiaty od cierpkich łez.
Pustosłowie zastępuje czyny.
Brakuje współczesnego Ikara,
który zatracony w pragnieniu
zapomniałby o rozsądku.
Rasta mówi:
kto chce żyć,
musi toczyć noc ku świtowi.
Toczymy więc te nasze noce noce ku świtowi. Chcemy żyć. Tylko ze światem zaczyna się dziać coś dziwnego. Rasta … przestrzega (jakże adekwatnie do czasu):
Natarczywy czas marszczy źrenice,
choć mijane krzyże przysięgają dozgonną miłość.
Dlatego pochyl się nad kroplą rosy
zanim zniknie z niej świt,
zanim wściekłość bomb
zawładnie światem.
Dziś już wiemy, że to może się wydarzyć. Że historia się nie skończyła, a wszelkie wojny wcale nie są gdzie indziej. I tak oto snuje się opowieść o życiu, śmierci i przemijaniu prowadzona przez Aresa Chadzinikolau na kartach 33 wierszy. Ich prawdy są uniwersalne, ich retoryka wydaje się ponadczasowa, ich konstrukcja zanurzona w Rastafarianizm to doskonała okazja do naszej duchowej konfrontacji z każdą religią, każdej szerokości geograficznej i każdą epoką. Ares w pewnym sensie bawi się własną konwencją. Taki już jest. Niepoprawny, kontrowersyjny, obrazoburczy, ale jest też prawdziwym artystą, artystą z krwi i kości,
i z głębi duszy …
„Chodzimy po ziemi / jak po dekalogu / z maską satyra na twarzy, /
bo życie to teatr, / więc naucz się drwić z siebie albo błaznuj.”
Niestety – przykra to prawda – ludzie tej drwiny z siebie (tego, który sam z siebie drwi) nie dostrzegają, natomiast doskonale, nawet nadgorliwie odnosząc (wtedy akurat personalnie) to do siebie, odbierają owo błaznowanie. I czasami taka niemoc człowieka ogarnia (owego błazna), kiedy widzi ową pustkę i głupotę, połączoną z nadmiernie rozdętym ego, że (kiedy łapczywie popędliwy) jakiś szał w niego wchodzi i faktycznie – w namiętności – zdarzy się obrazić tego czy owego, zaraz po tym żałując czynu … Tak się dzieje często, a potem „wieść gminna” dorabia do tego całe teorie i tworzy się kolejna maska rzeczywistości. Tak powstaje dorosłość. Tak wchodzi się w usztywnienie i fasady, które Ares za wszelką cenę chce zrzucić, roztrzaskać, zniszczyć. Jest w nim wiele nadziei –
„Zgubiliśmy wrażliwość (mówi Jah Ares)
i niewielu czyta wiersze.
Ale wystarczy właściwa miara,
by ogień z wiatru wykrzesać”.
Tak. To prawda. Tego się trzymajmy i na tym tu zakończmy. Właściwą sobie miarą. Wierzmy, głęboko i intensywnie, że zdołamy jeszcze …
ogień z wiatru wykrzesać.
Andrzej Walter
Ares Chadzinikolau „Rasta mówi”.Poeticon nr 242, Poznań 2017. ISBN 978-83-61335-28-3, s. 148. Oprawa miękka. – wraz
z przekładami na angielski, niemiecki i francuski.